Dziś mieliśmy wizytę pielęgniarki środowiskowej. Nie wiem po co ta komedia się odbyła. Chyba tylko po to, żeby wyszarpać pieniążki od NFZ.
Wczoraj o 9.30 zadzwoniła pani, że przyjdzie o 10. O nie. Tak to nie będzie. Nie lubię niezapowiedzianych wizyt. Umówiłyśmy się na dziś, tak, żeby Małżonek był w domu, między 11 a 12. Przyszła o 10.45 i jak na osobę, która przychodzi do niemowlaka, wyjątkowo długo dzwoniła domofonem. Akurat Malucha odkładałam uśpionego do kołyski. Szlag mnie jasny strzelił, wyjęłam Dziecię i usypiam dalej, jak będzie chciała go zobaczyć, to zobaczy śpiącego. Z sypialni słucham wywiadu pani z moim Mężem.
- jaka jest państwa sytuacja materialna,
- jakie mają państwo warunki mieszkaniowe (wystarczy się rozejrzeć),
- kto się opiekuje dzieckiem z imienia i nazwiska (dobrze, że nikt oprócz nas).
Przy okazji tego wydarzenia dowiedziałam się, że nasza pani doktor przychodniana jest na urlopie do października. Jest drugi pediatra w przychodni, ale nie wiadomo czy będzie chciała zaszczepić dziecko nie przypisane w karcie jej. Brak mi na to wszystko słów. Fifi miał być szczepiony w piątek, a teraz nie wiadomo jak będzie. Czekać do października to trochę długo.