środa, 2 lipca 2014

Nasze wakacje vol.1... latanie...

Zbieram się do napisania tego postu i zbieram, no i zebrać się nie mogę. Bo tak naprawdę nie bardzo wiem co mam w nim napisać. Czy opisać lot, czy pobyt, czy sypać dobrymi radami? 
Będzie najpierw podróżowanie.
W skrócie: było super. A dokładniej: zgrzyty jednak były.
Podróż do Warszawy minęła nam względnie spokojnie. Położyliśmy Filipa spać na wpół ubranego, żeby go w nocy za bardzo nie rozbudzać, ale nic z tego. Nie marudził jednak i w efekcie i tak połowę drogi przespał. Mnie troszeczkę dopadały mdłości i bałam się (jak się potem okazało zupełnie niesłusznie), że w samolocie będzie tylko gorzej.
Na lotnisku miałam pierwszą chwilę zwątpienia. Musieliśmy odstać swoje w długiej kolejce mimo, że byliśmy z małym dzieckiem. Pan stojący obok nas z malutką córeczką nie mógł się nadziwić, że takie rzeczy są możliwe na europejskim, bądź co bądź, lotnisku. A jednak są możliwe i małżonek stał, a ja uganiałam się za Filipem, który odkrył wyjście i koniecznie chciał wyjść. Odciąganie go kończyło się wrzaskiem i siadaniem na podłodze. 
Kolejna niespodzianka spotkała nas przy kontroli. Po pierwsze rodzicom z małymi dziećmi można więcej wnieść na pokład samolotu, o czym my nie wiedzieliśmy i skończyliśmy z jednym bananem i piciem. W sumie więcej nam nie było potrzeba, ale dobrze wiedzieć na przyszłość. Po drugie drobiazgowość kontroli mnie zaskoczyła. Kazano nam wybebeszyć prawie cały bagaż podręczny. Oddzielnie elektronika, oddzielnie napoje i jedzenie dla dzieci, nasze buty też do oddzielnej kuwety, zawartość kieszeni do oddzielnej, złożony wózek oddzielnie i co tam jeszcze innego wymyślili też oddzielnie. W naszym samolocie było łącznie 45 dzieci w wieku do 12 roku życie, w czym większość to naprawdę małe dzieci więc cała kontrola trwała dość długo.
No ale przeszliśmy i mogliśmy chwilkę odsapnąć. Myślałam, że tutaj na spokojnie nakarmimy Fifula, ale niestety wezwano nas do obsługi. Okazało się, że nas i jeszcze inną rodzinkę z dziećmi posadzono w rzędzie, gdzie według przepisów dzieci siedzieć nie mogą. Postanowiono nas przesadzić do rzędu 7, gdzie siedziała w całości jedna rodzina. Niestety, ta rodzina nie chciała dać się przesadzić. Skończyło się na wydaniu nam drugich kart pokładowych dublujących się z ich kartami, bo oni nie chcieli swoich oddać. Trochę to trwało, Fi był już mocno poirytowany, a do tego okazało się, że samolot jest opóźniony i mamy czekać. Łatwo nie było, ale doczekaliśmy się w końcu i udało nam się wsiąść do samolotu. Tutaj już wszystko poszło sprawnie, choć Fiful wystraszył się troszkę chodzących silników, to za chwilę ciekawość zwyciężyła i zaczął dokazywać. Miałam stresa, że nie wysiedzi przypięty do męża przez czas kiedy to konieczne. I tutaj spotkała mnie kolejna niespodzianka. Jak tylko samolot ruszył z kopyta po pasie startowym, Filipkowi opadła główka i podniosła się dopiero, jak zaczęliśmy podchodzić do lądowania. Dopiero wtedy dał się też namówić na zjedzenie czegoś. Dostał kupionego na pokładzie rogalika. 
Potem już zmęczeni jakoś przetransportowaliśmy się do hotelu i zaczęliśmy wczasowanie.

 

Powrót minął nam jakoś tak sprawniej.
Mimo też nocnej pobudki, tym razem Fi położył się spać w piżamce. To było nieprzemyślane i w nocy mieliśmy troszkę marudzenia przy ubieraniu, ale daliśmy radę.
Przygotowana na kolejne trudności byłam mile zaskoczona odprawą, która poszła bardzo sprawnie, kontrolą, która była skrupulatna, ale szybka i miła, no i zachowaniem synka, który prawie całą akcję przesiedział grzecznie w wózku. 
Samolot podstawiony wcześniej, sprawnie załadowany w ludzi i bagaże wystartował wcześniej niż było przewidywane, a doleciał jeszcze wcześniej. Sprawny pilot pośpieszył maszynę i wylądowaliśmy ponad godzinę przed planowanym czasem. 
Fifi tym razem nie dotrwał nawet do startu, zasnął zaraz po zapięciu pasów i przespał cały lot. Obudził się przy podchodzeniu do lądowania i troszeczkę nam popłakał. Ale to też moja wina, bo na czas nie dałam mu smoczka, jak w końcu go dostał, to się uspokoił. Jednak zatykanie uszu musiało go zaniepokoić i przeszło dopiero ze smokiem w paszczy.
Dalej już wszystko poszło jak z płatka. Szybko znaleźliśmy się w swoim samochodzie i pomykaliśmy w stronę Lublina. Jak mi było wygodnie, jak ja się cieszyłam, że jadę do domu. I nie dlatego, że było źle, ale dlatego, że było wystarczająco. Było w sam raz. I choć teraz chętnie bym tam wróciła, to jak wracałam z lotniska do domu, to byłam w siódmym niebie.
A radość Filipa w domu, gonitwa za kotami, własne zabawki. Widok bezcenny.


To by było na tyle na temat samej podróży. Wczasy, zdjęcia i wszystko inne będzie później, jak się ciężarna zbierze w sobie;) Jeśli macie jakieś pytania, jeśli mogę pomóc, poradzić, to też proszę bez krępacji. Choć przyznam szczerze, że ta nasza podróż była troszkę na wariackich papierach, ale się udała, a to najważniejsze;)

19 komentarzy:

  1. Eh ta podróż, jak widać w Polsce znowu nawala... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziwo grecka obsługa przebiegła o wiele sprawniej i przyjemniej...;)

      Usuń
  2. A co można wnieść dodatkowo na pokład jak się leci z dziećmi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to nie wiem, ale na pewno wszelkiego rodzaju jedzenie dla dzieci i wszystko co dla nich jest potrzebne...

      Usuń
  3. To super, ze Fi tak dobrze zniosl podroz. Ja jak ostatnio lecialam, na pokladzie bylo dziecko, ktore caly lot plakalo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W samolocie mieliśmy spory żłobek i o dziwo większość dzieci zniosła lot bardzo spokojnie;)

      Usuń
  4. Oj ja to się boję latania samolotami! :) Unikam jak ognia, a co dopiero z dzieckiem:D Podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jakaś obawa jest, ale powtarzam sobie, że to najbezpieczniejszy środek transportu;)

      Usuń
  5. Filipek dzielnie zniósł lot samolotem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O rany, jesteście dzielni, samolot z małym dzieckiem to trudna sprawa. :) Czekam na relację z wczasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że się bałam, ale musieliśmy spróbować;)

      Usuń
  7. Wiesz co, my lecieliśmy z Mateo do tej pory 6 razy i tylko teraz kazali nam czekać w kolejce. Podczas poprzednich podróży podchodziła obsługa i odprawiani byliśmy bez kolejki. Ale to, że Was usadzili w rzędzie, gdzie dzieci siedzieć nie mogą jest dość śmieszne... Chyba powinni za wczasu mieć te miejsca jakoś zablokowane dla rodzin z dziećmi....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie ten lot był dość pechowy. Mało sprawna odprawa, opóźnienie, oporni pasażerowie. Ale jakoś minęło i lot powrotny już był dużo lepszy;)

      Usuń
  8. Nasz Franek przespał cały swój pierwszy lot. A na lotnisku najbardziej interesowały go automaty telefoniczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filipa interesowało wszystko tylko nie spokojne czekanie;)

      Usuń
  9. Najważniejsze, że wakacje się udały. Ja z rodzinką byłam na mazurach mały domek w środku lasu. Nie daleko był sklep żeglarski w którym można było sobie wynająć małą żaglówkę i popływać po jeziorze.

    OdpowiedzUsuń