czwartek, 21 sierpnia 2014

Krzyknęłam na dziecko....

Wczoraj miałam wyjątkowo podły dzień.
Niby nic nie zapowiadało katastrofy, bo wstałam wyspana, pobawiłam się z Filipem, pozbieraliśmy się w spokoju i się zaczęło.
Chciałam pozałatwiać parę firmowych spraw i zwyczajnie mi nie szło. Kłody pod nogi i tyle. Pisałam już nie raz, że mam troszkę skomplikowaną sytuację rodzinną, a jak do tego dochodzą jeszcze wspólne interesy, to tragedia murowana. Choćby się na głowie stawało, to zawsze jest pod górkę.
No i wczoraj poniosły mnie nerwy i wyżyłam się na małżonku.
Niestety w tym całym zamieszaniu napatoczył się Filipek i chciał mnie zaciągnąć do zabawy.
A ja co? A ja na niego krzyknęłam.
Nigdy w życiu nie zapomnę tej miny.
Jeszcze teraz, jak piszę, to oczy zachodzą mi łzami.
Wyrzuty sumienia nie dają mi spokojnie siedzieć.
Wczoraj przeszlochałam większość dnia. Miałam pretensje do siebie, do męża, do wszystkich, którzy przyczynili się do takiej sytuacji. 
Ja w zasadzie należę do osób nerwowych, niejednokrotnie konflikty rozwiązuję krzykiem. Przed urodzeniem Filipa miałam obawy, jak to będzie, jak taki choleryk jak ja, da sobie radę z małym dzieckiem? Jak uda mi się trzymać zasad, jakie ustaliliśmy z mężem? Ale Filipek jest moim oczkiem w głowie, mam do niego anielską cierpliwość, to on mnie uspokaja i rozczula. Zawsze przy nim trzymam nerwy na wodzy. Choćby nie wiem co się działo, zawsze staram się być przy nim pogodna i spokojna. Zawsze, aż do wczoraj.
Wiem, że czasem biorę na siebie za dużo, chcę wszystko mieć zrobione na już i na teraz. Zazwyczaj daję sobie radę, wszystko mam załatwione, dopilnowane, ale zdarza się też tak, że się stresuję, denerwuję czy zwyczajnie opadam z sił. Wtedy małżonek stara się mnie odciążać i zazwyczaj wszystko się udaje.
Ja wiem, że teraz hormony mi szaleją, ale to nie jest wytłumaczenie tego, że krzyknęłam na własne dziecko, że zawiodłam jego zaufanie.
Teraz mam nauczkę. Przed oczami stoi mi zaskoczona i przestraszona twarzyczka mojego syneczka i mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę jej oglądała na żywo.
 
Na szczęście popołudnie już mieliśmy udane i wesołe. Wyszaleliśmy się wszyscy na działce. Fifi z wrażenia zasnął dopiero o 22, a my zaraz potem. A dziś mimo podłej pogody dzień jest super pozytywny i zapowiada się również pełne atrakcji popołudnie.
Tfu, tfu. Niech to wczorajsze przedpołudnie pójdzie w niepamięć i nigdy, przenigdy się nie powtórzy.

18 komentarzy:

  1. eh, no niestety zdarza się.. każdemu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to bywa jak nerwy nas poniosą, nie pierwszy i nieostatni raz...

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę Ci tego, co napisałaś w ostatnim zdaniu!
    I popieram przedmówczynię, ma rację- każdemu się zdarza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdej mamie się zdąży niestety... Ale oby nigdy więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie malutkie dzieci szybko zapominają, nikt nie jest ideałem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przytrafia się najlepszym matkom niestety.
    Człowiek jest tylko człowiekiem.
    Ważne że macie zasady których staracie się trzymać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdarza się każdemu. Nikt nie ma nerwów ze stali i w końcu wybucha, niestety dzieciom może się dostać rykoszetem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Powinnas popracowac nad sposobem rozwiazywania problemow.Nie krzykiem a rozmowa.Dziecko obserwuje i sie uczy. Potem samo bedzie nerwowe i bedzie krzykiem wszystko wymuszac. Ja nigdy nie kloce sie z mezem przy dziecku.Nawet w pokoju obok.Przez dluga czesc zycia sluchalam awantur moich rodzicow.Pamietam ten strach i niepewnosc niepokoj.Nigdy nie zafunduje tego mojemu malcowi.Wole przemilczec wyjsc z domu przejsc sie i uspokoic. Nigdy nie zaczynam rozm jak jestem nabuzowana.Kiedy jestem wsciekla to prosze meza zeby zajal sie dziecmi i zamykam sie w pokoju zeby emocje opadly.Ty powinnas znalezc swoj sposob ale koniecznie przestan krzyczec.Nie tylko na dziecko ale na meza i bliskich rowniez

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie napisałam, że kłócę się z mężem, a zwłaszcza przy dziecku. Wręcz przeciwnie, że przy dziecku jestem oazą spokoju. Zdarzyło mi się raz krzyknąć, jest mi z tym źle, ale nie oznacza to, że powinnam pędzić na terapię.

      Usuń
    2. Ale w poscie napisalas ze jestes nerwowa i czesto rozwiazujesz problemy krzykiem. Skoro dziecko jest zWami 24na dobe to wnioskuje ze nie raz bylas wsciekla na meza przy dziecku.Nawiazuje do tego co napisalas sama o sobie ze jestes cholerykiem.Masz wyrzuty sumienia i slusznie bo na dzieci sie nie krzyczy.Sama wiesz ze zrobilas zle. Nikt nie mowi ze masz isc na terapie ale przemysl sobie poprostu sprawe.Napisalas post i kolezanki Cie pocieszaja ze sie zdarza itp to jest ok a jak ja Ci pise ze nie jest ok to usprawiedliwiasz sama siebie.Co mam napisac? Ze nic sie nie stalo zebys lepiej sie poczula? Owszem swiat sie nie zawali ale sama piszesz ze krzykiem rozwiazujesz problemy wiec mysle ze warto to zmienic

      Usuń
    3. Owszem, ale nie sprecyzowałam tego do końca. Pisałam szybko i w emocjach więc to mi umknęło. Raczej chodziło mi o stanowczość i zdecydowanie (a co za tym idzie czasem podniesiony głos) w sprawach poza domowych. Jestem z natury nieśmiała i czasem w ten sposób dodaję sobie pewności. Wiem, że to głupie, ale tak już mam.
      Z mężem raczej rozmawiamy bądź milczymy, jak mamy jakieś problemy. Nie zawsze tak było, ale z czasem się dotarliśmy i ustaliliśmy pewne zasady. W domu nie ma wrzasków, tym bardziej przy dziecku. Dlatego tak mnie ta sytuacja poruszyła, bo zdarzyła się raz i samą mnie zaskoczyła.
      Wiem, że teraz się tłumaczę, ale to kolejna moja głupia cecha charakteru. Zawsze staram się wytłumaczyć i wyprostować, jeśli ktoś mnie niesłusznie bądź niesprawiedliwie ocenia.

      Usuń
  9. Ja Cie nie ocenism bo nie znam osobiscie. Komentuje to co napisalas a trudno wywnioskowac z tekstu czy cos zostslo sprecyzowane czy nie. Nie tlumacz sie bo nie masz z czego.Krzyknelas trudno bylo minelo.Teraz wiesz jakie to jest beznadziejne jak sie czujesz z tym zle i mysle ze juz nie popelnisz tego samego bledu.

    OdpowiedzUsuń
  10. nie przejmuj się; ja mam 3,5 letnią córkę i nie wyobrażam sobie żeby czasami na nią nie nakrzyczeć. tym bardziej Cię rozumiem bo sami mamy firmy i niestety nie da się oddzielić rodziny od pracy :( ale dość tego ... fajnie się Was czyta, więc jesteśmy nowymi obserwatorami bloga:) w wolnej chwili zapraszamy - http://wswiecieoliwii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, prowadząc własny biznes, nie da się pracy zostawiać za drzwiami mieszkania...

      Usuń
  11. Kochana, nie ostatni raz krzyknęłaś, taka prawda. Lepiej tego nie robić, nie mówię, że to dobre. Według mnie nie jest, ale kto bez winy, niech pierwszy rzuci kamień. Krzyczenie na dziecko nie jest Twoim sposobem na codzienne odreagowanie stresów. Zrobiłaś to niechcący i nie ma sensu dłużej się zadręczać. Byłaś doprowadzona do ostateczności.

    OdpowiedzUsuń
  12. A tam sie przejmujesz przeproś malucha on nie raz na ciebie krzykne i niech przynajmniej z tej sytuacji nauczy sie ze trzeba przeprosić trochę słabo ze oberwało mu sie rykoszetem no ale sie zdaza najważniejsze to umieć wyjść z sytuacji i wytłumaczyć dziecku ze mama tez czasami robi zle w emocjach ja ostatnio tez chodzę nabuzowana bo nie wiem jakim cudem u 11 miesięcznego dziecka zaczyna sie bunt 2 latka tyko ze ja nie jestem z tych co krzyczą ja raczej siedzę z tępa mina i czekam az jej przejdzie wyglądam przy tym jak seryjny morderca bo złość mi oczami wychodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filip ma 15 miesięcy i też mam czasem wrażenie, że już nam się buntuje;)

      Usuń
  13. czasem się tak dzieje. Najważniejsze to przeprosić, przytulić.
    Głowa do góry i się nie zamartwiaj :)
    Pozdrawiam ciepło,
    Magda :)

    OdpowiedzUsuń