Niektórzy zdążyli zauważyć, że jest nas tutaj strasznie mało. Staram się nadrabiać na Facebook'u (ale jak tam z zasięgiem, wszyscy wiedzą) i na Instagramie.
Tak naprawdę nie ma jednej przyczyny takiego stanu rzeczy. Wszystko się na siebie nakłada. Ciąża, pomysłowość Filipa, wkurzająca pogoda i małżonek zmieniający wiecznie swoje plany, a co za tym idzie i moje. Niby mam dużo czasu popołudniami, niby zalegam na kanapie i mogłabym przelewać myśli na ekran laptopa, ale zwyczajnie nie potrafię. Nie wiem, co mi się ostatnio porobiło, ale mam kłopoty z podzielnością uwagi. Nie jestem w stanie skupić się na niczym sensownym, jak wokoło lata małe tornado w towarzystwie jego równie pomysłowego taty.
Wieczorami wcale łatwiej nie jest. Filip zasypia późno i niejednokrotnie muszę z nim siedzieć więc, jak w końcu dotrę do mojego fotela i odpalę laptopiszcze, to mam wiele innych spraw do zrobienia. Zakupy, rachunki, inspiracje. Swoją drogą, odkryłam ostatnio zakupy przez internet z dostawą do domu. Kolejne udogodnienie, bez którego pewnie za troszkę nie będę mogła się obyć.
I tak nam mija dzień za dniem, a potem przychodzi noc. Te noce też są różne. Na szczęście ostatnio przespane, ale bywają i takie, kiedy przewalam się z boku na bok i wszystko tylko coraz bardziej boli. Po takiej nocy nawet nie próbuję tutaj nic pisać, bo byłoby to pełne jadu, narzekania i żalu. Narasta we mnie wtedy straszna frustracja i pretensja, że przecież miało być inaczej, przecież miałam mieć pomoc, a w rzeczywistości rodziny nie widziałam od ponad 2 miesięcy.
Parę dni temu dopadł mnie taki kryzys, że w duszy modliłam się, żeby prędzej urodzić. Rozsądek podpowiadał, że musimy poczekać, że tak nie można, ale już nie miałam siły. Nawet położenie się na pół dnia nic nie dawało. Ale jednej nocy udało się odespać i od razu wszystko pojaśniało, wróciły siły i wróciła lepsza organizacja. Zakupy przywiezione do domu i obiad zamówiony z restauracji naprawdę potrafi sprawić, że nie czuję się tak przytłoczona obowiązkami i mogę ten czas i energie spożytkować na zabawę z Filipem. A akurat na to staram się ostatnio znaleźć jak najwięcej czasu, bo wiem, że po porodzie będzie to lekko utrudnione. Choć już teraz obiecałam sobie, że odpuszczę co tylko mogę, a czas dla Fifula zawsze znajdę. Nie może się czuć odsunięty. Stanę na głowię, żeby tak nie było.
No i sam poród. To też mi spędzało sen z powiek. Już o tym kiedyś pisałam.
Martwiłam się jak to będzie aż do dziś. Dziś mieliśmy temat poruszyć na wizycie, ale nie musieliśmy, bo lekarz sam zaczął temat i bardzo nas uspokoił. Prawda jest taka, że nadal nie wiem, w jakim szpitalu urodzę, nie wiem czy będzie to poród naturalny czy cesarka, ale wiem, że mój pan Doktor mnie nie zostawi, że do końca zadba, żeby wszystko było dobrze. Jemu też na tym zależy, bo przecież jestem jego pacjentką, prowadził moją ciążę od początku i nie wyobraża sobie teraz wręczyć mi skierowanie do porodu i umywać od reszty ręce. Oczywiście pomniki stawiać i rysować laurki będę dopiero, jak już będzie po wszystkim, ale na chwilę obecną czuję się uspokojona, a to w tej sytuacji jest mi bardzo potrzebne.
A co poza tym?
Poza tym mam całą szafkę popranych i poprasowanych ubranek w rozmiarach różnych, zastanawiam się czy już przynosić z piwnicy łóżeczko, czy prać fotelik i wózek, i ogółem zastanawiam się co jeszcze. No i nie mam nawet torby do szpitala, a zostałam właśnie uświadomiona, że od teraz to już powinnam być na wszystko gotowa. Ale za to udało mi się zagnać małżonka do uszczelniania okien w sypialni. Oczywiście nie zrobił tego własnymi rękami, ale ważne, że nie wieje i hałasy tak jakby cichsze.
To tak w skrócie.
A oprócz tego, pomysłów na bloga mnóstwo, nowe logo się robi, nowy adres kiełkuje w głowie, pomysły na posty też czekają na swoją kolej, tylko tej organizacji czasu ciągle brak. No, ale co się odwlecze, to nie uciecze, jak to mówią.
Trzymajcie za mnie kciuki, a wszystko mi się na pewno uda.
Parę dni temu dopadł mnie taki kryzys, że w duszy modliłam się, żeby prędzej urodzić. Rozsądek podpowiadał, że musimy poczekać, że tak nie można, ale już nie miałam siły. Nawet położenie się na pół dnia nic nie dawało. Ale jednej nocy udało się odespać i od razu wszystko pojaśniało, wróciły siły i wróciła lepsza organizacja. Zakupy przywiezione do domu i obiad zamówiony z restauracji naprawdę potrafi sprawić, że nie czuję się tak przytłoczona obowiązkami i mogę ten czas i energie spożytkować na zabawę z Filipem. A akurat na to staram się ostatnio znaleźć jak najwięcej czasu, bo wiem, że po porodzie będzie to lekko utrudnione. Choć już teraz obiecałam sobie, że odpuszczę co tylko mogę, a czas dla Fifula zawsze znajdę. Nie może się czuć odsunięty. Stanę na głowię, żeby tak nie było.
No i sam poród. To też mi spędzało sen z powiek. Już o tym kiedyś pisałam.
Martwiłam się jak to będzie aż do dziś. Dziś mieliśmy temat poruszyć na wizycie, ale nie musieliśmy, bo lekarz sam zaczął temat i bardzo nas uspokoił. Prawda jest taka, że nadal nie wiem, w jakim szpitalu urodzę, nie wiem czy będzie to poród naturalny czy cesarka, ale wiem, że mój pan Doktor mnie nie zostawi, że do końca zadba, żeby wszystko było dobrze. Jemu też na tym zależy, bo przecież jestem jego pacjentką, prowadził moją ciążę od początku i nie wyobraża sobie teraz wręczyć mi skierowanie do porodu i umywać od reszty ręce. Oczywiście pomniki stawiać i rysować laurki będę dopiero, jak już będzie po wszystkim, ale na chwilę obecną czuję się uspokojona, a to w tej sytuacji jest mi bardzo potrzebne.
A co poza tym?
Poza tym mam całą szafkę popranych i poprasowanych ubranek w rozmiarach różnych, zastanawiam się czy już przynosić z piwnicy łóżeczko, czy prać fotelik i wózek, i ogółem zastanawiam się co jeszcze. No i nie mam nawet torby do szpitala, a zostałam właśnie uświadomiona, że od teraz to już powinnam być na wszystko gotowa. Ale za to udało mi się zagnać małżonka do uszczelniania okien w sypialni. Oczywiście nie zrobił tego własnymi rękami, ale ważne, że nie wieje i hałasy tak jakby cichsze.
To tak w skrócie.
A oprócz tego, pomysłów na bloga mnóstwo, nowe logo się robi, nowy adres kiełkuje w głowie, pomysły na posty też czekają na swoją kolej, tylko tej organizacji czasu ciągle brak. No, ale co się odwlecze, to nie uciecze, jak to mówią.
Trzymajcie za mnie kciuki, a wszystko mi się na pewno uda.
Trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńTeż trzymam...
OdpowiedzUsuńTo chyba przez tą jesień, że jakoś sfrustrowani chodzimy :)
Chyba tak, bo jak jeden dzień zaświeciło słońce, to od razu było mi lepiej;)
UsuńTrzymam kciuki, trzymam :) Co się odwlecze to nie uciecze. Treaz to musisz korzystać z każdej wolnej chwili i odpoczywać, relaksować sie.
OdpowiedzUsuńGdyby to było takie łatwe.
UsuńDasz rade :) Fajna z Ciebie babka. Ciaza Ci sluzy. Koncowka a Ty sie tak super trzymasz. Nie wiedzialam o fejsie i insta. Bede tam zagladac. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTez tak mam ze sa chwile kiedy jestem wkurzona albo zalamana probuje dzwonic po ludziach zeby sie wyzalic a tu nikt nie odbiera a po kilku godzinach nagle mi przechodzi i wraca super humor wtedy dzwoni telefon "co chcialas" a ja opowiadam jak to jest fajnie :) i mysle sobie dobrze ze nikt nie odebral bo przeciez to byla pierdola. Czesto w nocy jak Maly nie chce spac mysle sobie ze rano zadzwonie do mamy i powiem jaki jest niedobry a rano wstaje juz w dobrym nastroju i ciesze sie z tego brzdaca ze jest z nami.
Widze duze podobienstwo Filipa do Ciebie ale nie widzialam tatusia wiec moze mi sie tylko wydaje. A Ty masz taka delikatna urode.
Szkoda ze mam daleko do Lublina bo zabrala swojego szkraba i wpadlabym do Ciebie z obiadem, pobawila sie z Filipem i poplotkowala.
Dziękuję za miłe słowa. Ja nie bardzo mam do kogo zadzwonić, to wyżalam się na blogu;) I też staram się nie pisać, jak jestem wkurzona, żebym potem nie wyszła na marudę bez powodu;)
UsuńKazdy dzien sie liczy, maluszek w brzuszku musi jeszcze podrosnąc, chociaz 4 tygodnie:-) sciskam kciuki:-)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, choć czasem tak strasznie mi już dokucza ta ciąża, że chciałabym pośpieszyć czas;)
UsuńKońcówka ciąży bywa ciężka, wiem coś o tym. ;) Będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńStaram się myśleć pozytywnie;)
UsuńJa jeszcze w 34 tyg ciąży nie byłam:D:D:D Jak by to dziwnie nie zabrzmiało a to znaczy że urodziłam wcześniaka w 33 tyg nie wiem jak ta końcówka wygląda to całe zmęczenie ogromny brzuch czy opuchnięte nogi. Moja pierwsza ciąża to był po prostu lajt jedyna dolegliwość to ból biodra trwający zaledwie 2 tyg:) Taką kolejną ciąże sobie życzę tylko żeby Dzidzia wytrzymała do 40 tyg nie to co Braciszek:D
OdpowiedzUsuńWytrwałości Kochana:)
Ja z Filipem w ciąży jakoś lepiej to wszystko znosiłam. Poza tym mogłam spokojnie odpoczywać, jak coś było nie tak, a teraz nie ma na to szans.
UsuńOdpoczywaj ile możesz! Trzymam również kciuki :)
OdpowiedzUsuńFajny blog;)Jestem mamą 14 miesięcznego Mikołaja.Będę do Was zaglądać;)Pozdrawiam Kasia
OdpowiedzUsuńZapraszam;)
UsuńJuż niedługo i będziecie w komplecie :)
OdpowiedzUsuńDasz radę!
Ja jestem w 31 tygodniu i mam przygotowane ubranka, a wczoraj mąż skręcał łóżeczko. Co prawda jestem w trochę innej sytuacji bo urodzę bliźniaki i lekarz planuje wcześniejsze rozwiązanie ciąży. Mnie też ogarnia niemoc, nie martw się tak po prostu jest:)
OdpowiedzUsuńJa czekam do grudnia i chyba też łóżeczko przywędruje z piwnicy do nas do sypialni;)
UsuńPowodzenia, trzymam kciuki również ;) Dasz radę! :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :) Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńPewnie pisałam to już 1987 razy ale...tak bardzo Ci zazdroszczę. Więm, że chciałabym mieć jeszcze co najmniej dwójkę, ale póki co muszę poczekać. Rozsądek krzyczy głośniej niż serce... W każdym razię trzymaj się mocno! Czekamy na kruszynkę, a Ty odpoczywaj :)
OdpowiedzUsuńJa też marzyłam o trójce, ale rzeczywistość, a raczej "chętna" do pomocy rodzina, zweryfikowała nasze plany. Przynajmniej na razie.
UsuńKciuki trzymane. U mnie też torba niespakowana, wyprawka niepełna. Miałam od poniedziałku zasuwać z robotą, ale dzieć chory, więc pewnie się to znowu przełoży, choć czasu coraz mniej. Ciekawa jestem twoich pomysłów :)
OdpowiedzUsuńMnie po ostatnich nocnych skurczach mąż zagnał do pakowania torby, przynajmniej z rzeczami potrzebnymi dla mnie;) Także torba już prawie, prawie. Oczywiście jedna, bo z rzeczami dla Malucha też się zebrać nie mogę;)
UsuńA pomysły chyba teraz będą musiały poczekać, ale siedzą w głowie więc prędzej czy później się doczekają realizacji;)