poniedziałek, 15 grudnia 2014

Popierniczona sobota ;)

Kiedyś narzekałam, że nie bardzo przepadam za dniami, kiedy M. jest w domu, bo sypie nam się cały plan dnia, bo Fifi jest nieznośny i zazwyczaj mam dużo więcej pracy niż w zwykły dzień. Ale przyszły czasy, gdy samotna opieka nad synkiem sprawia mi już duże problemy i pomoc jest mi ogromnie potrzebna. Teraz obecność małżonka w domu jest nieoceniona. Ale nie tylko dlatego. Zaczęłam lubić te wspólne weekendy w większości niestety spędzane w domu, ale jakże przyjemne. W tamten weekend, z racji Mikołajek, mieliśmy gości i w sobotę i w niedzielę, upiekliśmy też ciasto, byliśmy na zakupach i na basenie. Było miło i przyjemnie, aż żal mi było, gdy nadszedł poniedziałek. Może dlatego taki dołek mnie wtedy złapał. Ale też dlatego, że szczerze wierzyłam, że poukłada nam się troszkę sytuacja rodzinna i będę miała w tygodniu więcej pomocy. No niestety zawiodłam się, ale to teraz nieważne. Teraz mieliśmy kolejny weekend i znów spędziliśmy go we trójkę. Było fajnie.

A co robiliśmy?

A no robiliśmy pierniczki.
Myślałam, że nie będę już miała siły na przygotowania do Świąt, bo ważniejsze są teraz przygotowania do nadciągającego wielkimi krokami porodu, ale rodzinna sobota tak na mnie podziałała, że siły się znalazły nie tylko na pierniczki, ale i na dalsze szykowanie kącika dla Malucha. Przepisu na udany kącik niemowlęcy Wam nie podam, ale na pierniczki mogę, a i owszem.

Nasze pierniczki są szybkie i bardzo smaczne. A robi się je tak:

Na masę pierniczkową potrzebujemy:
* 100 g masła,
* 170 g miodu, 
* 100 g cukru.
Wszystko rozpuszczamy i czekamy aż ostygnie.

W tym czasie ubijamy :
* 1 całe jajko,
* 1 żółtko.

I mieszamy:
* ok. 350 g mąki (można na początek dać troszkę mniej i dodawać w trakcie zagniatania ciasta, nawet ponad podaną ilość),
* 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia,
* 1 łyżka kakao (kopiasta łyżka),
* 1 łyżka przyprawy do piernika.

Wszystko razem łączymy i zagniatamy ciasto. Dzielimy na kule, takie, by potem łatwo było je rozwałkować i zostawiamy w lodówce na 2-3 godziny. Potem wałkujemy, wykrawamy i pieczemy ok 10 minut w 180 stopniach (trzeba uważać, bo łatwo je łapie, u nas starczyło ok. 8 minut).



Następnie zjadamy od razu albo ozdabiamy. Kto jak woli.



U nas już powoli pachnie Świętami choć przyznam szczerze, że większości pierniczków już nie ma i chyba koło środy akcja pieczenia będzie powtórzona. O ile starczy nam czasu i energii, bo szykuje się zabiegany tydzień. Wizyta u nowego lekarza, wizyta u starego lekarza, USG, piłka Filipa i pewnie wiele wiele innych. Także trzymajcie za nas kciuki, a my życzymy Wam miłego tygodnia!!!

5 komentarzy:

  1. hm, Śliczne te Wasze pierniczki, nie dziwie się że znikają w zawrotnym tempie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo apetycznie wyglądają te pierniczki

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyglądają pysznie :) My tez ostatnio pierniczyliśmy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyglądają apetycznie :)
    Nie dziwie Ci się, że jestes już zmęczona, zaawansowana ciąża i ten harmider świąteczny...

    OdpowiedzUsuń