piątek, 27 czerwca 2014

Oto, dlaczego teraz jest nas mniej...

Troszeczkę nas ostatnio mniej na blogu. I niestety chyba tak pozostanie. Będę się rzadziej pojawiała z postami, ale z internetu nie zniknę;) Internet, to takie moje okienko na świat i szybko z niego nie zrezygnuję.
A pomyśleć, że jeszcze parę miesięcy temu telefon służył mi tylko do dzwonienia;)

Ale do rzeczy.
Ciąża jednak daje się we znaki. Mimo, że większość nieprzyjemnych objawów prawie zniknęła, pojawiają się tylko czasem, to pozostało zmęczenie i senność. Utrudniają one troszkę normalne funkcjonowanie. Staram się jak najlepiej wywiązywać ze swoich obowiązków, ale czasem na dodatkowe aktywności zwyczajnie brakuje siły. A co to za przyjemność z prowadzenia bloga, jak robi się to z przymusu.
Dlatego też postanowiłam troszkę zwolnić. Pisać o rzeczach naprawdę dla nas istotnych, zdawać relację z filipkowego życia, z przebiegu ciąży, z naszych atrakcji. Tak chyba będzie lepiej. A poza tym, zdaję sobie sprawę z tego, że gdy urodzi się Dzidzia, tego czasu i sił może być jeszcze mniej, a nie chcę mieć potem poczucia winy, że tak to wszystko zaniedbuję.
Oczywiście nie zapominam o relacji i fotorelacji z naszego wyjazdu. Laptop odebrany z naprawy więc teraz czekam na odrobinę spokoju i na pewno się z Wami podzielę wspomnieniami. Przyznam, że sama z chęcią wrócę do tych miłych dni. U nas niestety teraz na pierwszym miejscu ząbkowanie Filipa. Coś mu się ślimaczy przy tej czwóreczce, ząbek nie chce się przebić za to dziąsełko spuchło i daje się Maluchowi mocno we znaki. Na drugim miejscu uplasowało się moje przeziębienie. Teraz odczuwam negatywne skutki takich nagłych zmian klimatu. A na trzecim miejscu marazm i rutyna. Nie mam już pomysłów co za atrakcje można wymyślać, zwłaszcza, że pogoda u nas kapryśna i nie wiadomo czego się spodziewać. Dlatego i ja bardzo chętnie wrócę do Grecji i pooglądam zdjęcia;)

A teraz przedstawiam Wam sprawcę całego tego zamieszania:

Nasz mały Kosmita;) Cały i zdrowy. Choć ciężko było go zbadać i pomierzyć, bo mały uparciuch ma coś ze starszego brata i jak coś się od niego chce, to on musi zrobić inaczej. Za nic nie chciał się prawidłowo ustawić, ale w końcu udało się ustalić wszystkie najważniejsze parametry. Niestety Pan Doktor nie chciał się pokusić o określenie czy będzie chłopiec czy dziewczynka, ale ja mam coraz większe przeczucie, że szykuje nam się braciszek dla Filipka;) Ale tak poważnie, to jest mi obojętne co tam wewnątrz siedzi, ważne, że jest zdrowe i kochane.

Ach, zapomniałabym przypomnieć o naszym Instagramie.
Tutaj też troszkę wspomnień z wakacji, ale też troszkę aktualnych zdjęć Filipiastego.
Zapraszam.
TUTAJ

A teraz życzę miłego weekendu. Pogoda się poprawia więc może uda się troszkę skorzystać i poodwiedzać okolicę.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Jak nie urok to... czyli twardy kontakt z rzeczywistością...

No i wróciliśmy.
Powrót upłyną nam bardzo sprawnie, ale zaraz potem dopadł nas pech. Najpierw zaogniły się filipowe pogryzienia i strasznie zaczął się drapać, a potem zaczął się dziwnie zachowywać. Zwalałam winę na  zmianę klimatu, miejsca i zbyt dużo atrakcji, ale dziś odkryłam przyczynę tych wariacji. Syneczkowi wyrzyna się druga górna czwóreczka. Na szczęście już chyba się zaczyna polepszać, bo Małemu wraca dobry humor i normalny rytm dnia. Teraz poczekamy o wieczora i zobaczymy o się będzie działo, bo wczoraj rykom nie było końca. Miejmy nadzieję, że już będzie dobrze.
Ale jakby tego było mało, to właśnie dziś coś dopało mój laptop i nie działa mi klawiatura. Dlatego obiecany post o wakacjach będzie musiał poczeka. Niestety nie potrafię tak sprawnie pisać na klawiaturze tableta więc dziś uraczę Was tylko kilkoma zdjęciami, które mam właśnie na tablecie. Obiecuję narobić zaległości i podzielić się wrażeniami, ale już, jak laptop odzyska sprawność. Mam nadzieję, że nastąpi to szybko. Już małżonek pędzi o domu z odsieczą więc może coś zaradzi.
Ale oczywiście to nie koniec kłopotów. Przez to wszystko zablokowałam sobie dotęp o konta i czeka mnie rozmowa z konsultantem lub wizyta w banku. Eh, jak ja tego nie lubię.

Tatuś wypija Filipkowi herbatkę. Potem Filipek zażąda tatowego picia ;)

Nareszie troszkę chmurek. Upał jednak nie zelżał.

 Słodkie lenistwo i bałagan w pokoju;)

Na dziś to tyle niestety. Postaram się naprawić szkody i jutro powrócić już z czymś bardziej treściwym. Zatem o zobaczenia i miłego dnia;)


czwartek, 12 czerwca 2014

Na troszkę znikamy...

Wreszcie doczekałam się wymarzonych wakacji.
Znaczy, jeszcze się nie doczekałam, ale już mam wszystko zaklepane. A dokładniej, to w sobotę nad ranem wyruszamy w podróż na lotnisko skąd o 8.15 wylecimy w stronę greckiej wyspy Kos.
Decyzja troszkę mnie zaskoczyła więc jestem troszeczkę spanikowana, ale już się uspokajam i dochodzę do siebie. Nie mam pojęcia co mam zabrać, a co mam odpuścić.
Na razie mam walizki i plan, a jutro od rana będę walczyć z pakowaniem. Potem dołączy do mnie mąż, a na sam koniec pewnie oddamy Filipa we władanie dziadkom i udamy się na ostatnie zakupy.
Dziś poczyniłam bardzo ważne przygotowanie, a mianowicie pozyskałam od mojego cudownego operatora tablet więc będę mogła być na bieżąco. Będę zatem zaglądała, jak będę miała wolne wieczory. A pewnie będę je miała, bo przecież śpiącego Filipka nie zostawię w pokoju. 
Założyłam też sobie w końcu konto na Instagramie. Bardzo długo coś mi nie grało, ale już jest więc wszystkich zapraszam
Postaram się coś tam powrzucać w przypływie weny;)

A teraz  uciekam, bo muszę opanowywać całą sytuację. 
A tak pomaga mi Filip:


Życzę Wam udanego weekendu i reszty tygodnia;)

czwartek, 5 czerwca 2014

Szczepienie...

W środę udało nam się w końcu dostać na szczepienie.
Przyznam szczerze, że od samego początku nie miałam żadnych wątpliwości, że Filipa będziemy szczepić i, że jest to słuszna decyzja. Ale przy okazji tego szczepienia dostałam zwykłego pietra. W dodatku ostatnio czytałam na różnych blogach o powikłaniach i naprawdę zaczęłam się zastanawiać czy tego szczepienia nie odwołać albo przynajmniej czy nie odwlec troszkę w czasie.
Koniec końców na szczepienie dotarliśmy. Nawet zbyt długo nie czekaliśmy. Chociaż przyznam, że to dziwne umawiać na 16 aż troje dzieci. Czasem się zastanawiam co kieruje tymi paniami. Może liczą na jakieś przepychanki w poczekalni. Jednak nic takiego się nie stało i już ok. 16.20 weszliśmy do gabinetu.
Oczywiście zanim weszliśmy Fi musiał wszystkim zademonstrować swoje destrukcyjne skłonności, ale te są akurat świetnym tematem na następny post.

Szczepienie połączyliśmy z bilansem roczniaka (który akurat tego dnia kończył już 13 miesięcy) i dowiedzieliśmy się, że nasze dziecko przy wadze 10,5 kilograma ma nadwagę. Zapewniono nas, że nie trzeba się tym zbytnio przejmować, bo nadwaga jest niewielka, ale jednak żebyśmy zwrócili uwagę na jego dietę. Pozwolicie, że tego nie skomentuję.
Chcieliśmy się też poradzić na temat innych szczepień. Kiedy na przykład można szczepić na ospę i czy warto szczepić na odkleszczowe zapalenie mózgu. Przyznam, że odpowiedzi mnie zaskoczyły. Panie, i lekarka i pielęgniarka, zdecydowanie odradzają jakiekolwiek dodatkowe szczepienia. Ospę dlatego, że przecież nie posyłamy do żłobka, a potem lepiej, żeby dziecko jednak przeszło więc po co dodatkowo płacić. A jeśli chodzi o odkleszczowe zapalenie mózgu, to odniosłam wrażenie, że pani doktor w ogóle nie wie o co nam chodzi. Ona nigdy na coś takiego nie szczepiła, to jakaś nowość, wszystko się tak szybko zmienia i ona nie nadąża. Istna skarbnica wiedzy.
Przy okazji tych porad przypomniało nam się, jaką batalię stoczyliśmy o zaszczepienie Filipa na rotawirusy i pneumokoki. Wtedy pielęgniarka prosto z mostu zapytała nas czy nie żal nam takich pieniędzy. Do tej pory pamiętam, jak mówiła do Filipa, żeby wszystko wypił, bo rodziców to dużo kosztuje. Matko i córko, ja rozumiem, że to nie są małe pieniądze, ale jak już mówimy, że jesteśmy zdecydowani, że zapłacimy, bo tak postanowiliśmy, to po co nas od tego odwodzić.
Ale chyba taki już urok tej właśnie przychodni i trzeba się będzie z tym pogodzić. A co do innych szczepień poradzę się jeszcze naszej prywatnej pediatry.

A co do samego szczepienia? 
Oj popłakał nam się Filipek.
Matce serce się krajało, ale i pani doktor i pani pielęgniarka stanęły niemalże na głowie, żeby go potem rozbawić i po chwili musieliśmy uciekać z gabinetu, bo już zaczynał misję dewastacyjną;)
Bo pod względem podejścia do dzieci, obsługa przychodni jest rewelacyjna. Na to akurat narzekać nie mogę. I właśnie to mnie u nich trzyma, a i tak wszystko konsultuję potem prywatnie.

Ach. Zapomniałabym. Fifiś dostał odznakę dzielnego pacjenta. Nawet dwie, ale jedną od razu zjadł;)

No i teraz pozostaje nam czekać czy coś się nie wydarzy. Ale jestem dobrej myśli, bo wszystkie dotychczasowe szczepienia Fifi przechodził bez komplikacji. Miejmy nadzieję, że i tym razem tak będzie.

środa, 4 czerwca 2014

Ciążowe przypadłości...

Mówi się, że każda ciąża jest inna.
Przyznam szczerze, że jednym z plusów, które wypisałam na karteczce "za i przeciw kolejnej ciąży" było właśnie to, że bardzo dobrze przeszłam ciążę z Filipem. Nie brałam pod uwagę innej ewentualności niż to, że w tym wypadku będzie tak samo.
Nie to, że narzekam, ale mdłości to na pewno nic przyjemnego, a przy Filipku ich nie zaznałam nawet jeden dzień. Teraz źle nie jest, bo omijają mnie wymioty, ale mdłości atakują znienacka co jakiś czas i męczą nie tylko o poranku. Można powiedzieć, że wieczorem są nawet gorsze niż rano.
To samo ze zmęczeniem i sennością.
Ale co ja mogłam wcześniej wiedzieć o zmęczeniu i senności?
Co prawda pracowałam do dziewiątego miesiąca, ale umówmy się, że praca u siebie, na własnych warunkach nie jest taka znów męcząca. Zwłaszcza, jak obiady zamawia się w pobliskiej knajpce z domowym jadłem, a po powrocie do domu można się wyleżeć na kanapie do woli, potem pójść spać o 22 i pospać do 7 bez przerwy. Taka praca nawet się nie umywa do ciągłego przebywania z Filipem;) Ten to potraf dać w kość. A drzemka w dzień? Nie wchodzi w rachubę.
Co tam jeszcze?
Sny.
Sny miałam barwne i w tamtej ciąży, ale teraz zdarzają się wręcz koszmarne. Nawet nie będę o nich tutaj pisać, bo od samego myślenia ciarki przechodzą mi po plecach. Mąż mówi, że sny sprawdzają się na odwrót i, że nie mam się czym przejmować, ale po przebudzeniu z takiego snu łzy same cisną się do oczu.
Ale nie tylko takie złe sny się zdarzają. Są też sny fajne, kolorowe, zakręcone i niepojęte. Po prostu bajkowe.
Odkąd urodził się Fi sny nie miały kiedy wedrzeć się do mojej świadomości, albo po prostu po nagłej pobudce ich nie pamiętałam. Teraz jakoś je zapamiętuje i zostawiają po sobie ślad.
No i smaki.
Smaki też mam inne.
Odrzuciło mnie od większości mięs. Jak w poprzedniej ciąży zajadałam się kebabami i pizzami, tak teraz nie mogę na nie patrzeć. Wolę twarożki, kefirki, zsiadłe mleczka.
Ale za to znów mam korbę na sok pomidorowy i pomidory.
A największa różnica, którą widać na pierwszy rzut oka, to mój brzuszek. Filipek uwidocznił się tak bardziej dopiero koło 5. miesiąca, a teraz jestem w 3. miesiącu i raczej ciężko się nie domyślić, że jestem w ciąży. Już teraz wyglądam na ten 5. miesiąc. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jeszcze nie powiedzieliśmy teściom, a oni chyba z uprzejmości nie pytają, bo boją się, że popełnią gafę. W sumie im się nie dziwię, przez ostatnie parę lat moje wahania wagi były dość znaczne więc może myślą, że się po prostu roztyłam. Trochę w jednym kierunku poszło to moje utycie, ale wolą milczeć niż walnąć wtopę;)

Podejrzewam, że takich różnic i podobieństw jeszcze wypatrzę wiele przez najbliższe parę miesięcy. Pewnie się z Wami podzielę, a na razie to tyle;)

PS. Jeszcze raz przypominam o naszym rozdaniu.
Piszę o nim >>TUTAJ<<