czwartek, 12 lutego 2015

Klub Malucha czyli trudna decyzja...

Nadszedł ten czas, kiedy musieliśmy podjąć męską decyzję i zdecydować się, co dalej robimy z Filipiastym. Myśl o żłobku, tudzież klubiku maluszka, pojawiła się u nas już jakiś czas temu, ale zawsze coś nam było nie po drodze. Zwyczajnie szukaliśmy wymówki. Najpierw Fifi był za mały, potem za długo spał, a nam było go żal budzić, potem mi się nie chciało wstawać, żeby go odprowadzać, a na sam koniec, nie chcieliśmy, żeby się poczuł odrzucony, gdy pojawiła się Zosia. Zdecydowaliśmy, że poślemy go do takiego przybytku na wiosnę. Wtedy będzie go łatwiej prowadzać i łatwiej odbierać, a na razie jakoś sobie damy radę. No niestety, z tym dawaniem sobie rady troszkę się przeliczyliśmy.

Może opieka nad dwójką małych dzieci nie jest ponad moje siły, ale na pewno momentami jest na skraju moich możliwości. Jaki jest Filip, każdy wie - żywe srebro, nie usiedzi na tyłku, pomysł goni pomysł, czasem za nim samym ciężko nadążyć, a do tego dochodzi Zosia. A Zosia też charakterek ma. Nie da się odłożyć do łóżeczka, chwilki w spokoju nie poleży, pokrzykuje na mnie, a jak to nie daje efektu, to włącza syrenę. Jedno ogarnąć, drugie oporządzić, cały dzień w napięciu, w wiecznej gonitwie, brak możliwości zrobienia czegokolwiek innego, wszystko po trochu, nic na 100%, wszystko na "odwal się". Czasami każdemu potrzeba odrobiny ciszy i spokoju. I mi, i Zosi, która śpi jak zając na miedzy, bo co przyśnie, to Filip wrzaśnie, pisknie albo telepnie kołyską, i Filipowi, który przez tą ciągłą gonitwę, jeszcze bardziej się nakręca. Paradoksalnie, Tatuś w pracy jako jedyny zaznaje troszkę relaksu, bo my w domu na kupie raczej nie bardzo.
Staram się to wszystko ogarnąć, ale nie zawsze jestem w stanie być w dwóch miejscach na raz. Gdy karmię Zosię, Filip wykorzystuje okazję i coś psoci. Już wyrwał szufladę z biurka, rozwalił klawiaturę laptopa, zrzucił zdjęcie ze ściany (nie mam pojęcia w jaki sposób i dlaczego szyba się nie zbiła), o wywalaniu wszystkiego z szaf czy wylewaniu naszych kosmetyków nawet nie wspomnę, ale wspomnę, że raz o mało nie wylądowaliśmy na IP po wspinaczce między łóżkiem a łóżeczkiem. Do tego wieczne przerywanie karmienia, bo Filip właśnie coś broi...Nie rozdwoję się. A gdzie obowiązki domowe? Praca?

Analizując wszystkie za i przeciw, jednak postanowiliśmy spróbować już teraz posłać Filipastego do klubu malucha. Na spokojnie przetestować różne konfiguracje, różne godziny i przekonać się czy Bobalowi będzie się tam podobało. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że znajdzie się ktoś, kto powie, że źle robimy, że jestem wygodnicka, że siedzę w domu, a dzieciaka posyłam do żłobka, ale jest wiele argumentów, które jednak przeważają. I nie są to tylko powody, które wymieniłam wcześniej. Dodatkowo uważam, że Fifisiowi będzie ciekawiej między innymi dziećmi, z paniami pełnymi pomysłów na nowe zabawy niż ze mną cały czas w domu, zwłaszcza, że ja z Zosią też mam troszkę zajęć i nie mogę się poświęcić w pełni jemu. Poza tym Mały zaczerpnie jakieś wzorce zachowań, może podpatrzy inne dzieci na nocniczku, przy jedzeniu, może postanowi zacząć się jakoś porozumiewać. Będzie to stymulujące dla jego rozwoju. A gdy wróci po zajęciach do domu, to i nasze zabawy nie będą się wydawały takie nudne, może popołudnia przestaną być tak nerwowe, bo wszyscy będziemy pełni energii na wspólne rozrywki.

Oczywiście jestem pełna obaw, boję się, jak dogada się z innymi dziećmi, z paniami, jak inne dzieci podejdą do naszego synka. To, że będzie się fajnie bawił, tego jestem pewna, ale czy nie będzie się buntował przed leżakowaniem, czy nie będzie się denerwował przy jedzeniu, czy nie będzie pokazywał swoich różków nawet tam. A może panie będą miały na niego lepsze sposoby niż ja w domu. Bo nie oszukujmy się, troszkę Filipkowi pobłażaliśmy i teraz wchodzi nam na głowę. Boję się też, że prócz pozytywów, może przywlekać do domu też negatywne zachowania czy choroby.

Nie ma co zbyt długo gdybać. Decyzja została podjęta. Jesteśmy już nawet po pierwszych podejściach, ale o tym później. Na razie jesteśmy dobrej myśli, zobaczymy co będzie dalej.

19 komentarzy:

  1. Nie zamierzam krytykować :) Ale przedstawię Ci moją sytuację- mam troje dzieci, dom, pracę. Między starszymi jest rok różnicy- 5 i 4 lata, Jaś ma rok. Bywa ciężko, czasem płaczę a potem siadam do komputera i piszę teksty, bo tym dorabiam, czasem śpię 2 godziny. Marcin poszedł do przedszkola, bo musiał, wcześniej siedział w domu i w sumie mi by było szkoda puszczać dziecko do żłobka, jak by m była w domu. Domyślam się, że Ci ciężko, jednak wydaje mi się, że dziecko mogłoby się poczuć odrzucone. Nie spinaj się tak, wrzuć na luz, nie zawsze wszystko musi być posprzątane, czasem można zjeść kanapki lub coś zamówić. Przemyślcie to jeszcze ;)
    PS. Żeby nie było- moje dzieci to też ładne gagatki ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie napisałam jeszcze jednej ważnej rzeczy. Ja jemu chcę sprawić tym frajdę. On się zwyczajnie ze mną w domu męczy i nudzi, ciągnie go do dzieci, a nie mam jak mu zapewnić towarzystwa rówieśników. Staramy się jak możemy, basen, piłka, sale zabaw, ale tam jakoś brak interakcji z dziećmi. A to bardziej zabawownia niż żłobek w dosłownym słowa znaczeniu. A jak mu się nie spodoba, to nikt nie będzie zmuszał.
      A żal mi jest bardzo, ale myślę, że każdy na tym skorzysta. Zresztą wszystko wyjdzie w praniu;)

      Usuń
  2. Wg mnie jak najbardziej słuszna decyzja. Ty będziesz mieć więcej czasu dla siebie tudzież Zochy. Filipiasty wyszaleje się z dzieciarnią. Trzymam kciuki przede wszystkim za odporność Filipka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fifi jak do tej pory raz nam się pochorował mimo łażenia wszędzie z nami więc jest szansa, że może jakoś ominie większość żłobkowych wirusów;)

      Usuń
  3. Halo,
    bardzo zaskakujące miejsce, napewno chętnie odwiedze Cię tutaj nie raz, bardzo ciekawie piszesz twojego bloga - jest właściwie dużo oryginalny
    Pozdrawiam
    Olcia

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację :) Ja wypuściła córkę z domu dopiero jak juz musiałam, bo skończyła 5lat i przedszkole obowiązkowe. Dzieci z nami w domu jak sa za długo to się nudzą!!! Najzwyczajniej w świecie się nudzą! Nikt nie mówi, że masz go oddać na cały Boży dzień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i właśnie o to chodzi, na parę godzin pójdzie, odpocznie ode mnie, od Zośki, od czterech kątów.

      Usuń
  5. Bardzo dobra decyzja. Wszyscy na tym skorzystacie. W domu mu sie juz nudzi, potrzebuje rowiesnikow do zabawy, zmiany otoczenia, jak sie wyszaleje w zlobku to w domu bedzie grzeczniutki. Juz ciocie zadbaja zeby sie mu nie nudzilo, naucza go siadac na nocnik i innych rzeczy, piosenek tancow a on bedzie sie tym chwalil w domu i opowiadal ile sie dzialo, a najwazniejsze nauczy sie kontaktow rowiesnikami - ze o swoje trzeba walczyc, pilnowac jedzenia na talerzu, dzielic sie zabawkami, jak cos to zaprotestowac - to mu pomoze w pozniejszym zyciu. Mysle ze z Toba mu sie juz nudzi i dlatego tak sie buntuje i daje w kosc. Zlobek fajna rzecz. Ja swoje oddalam i widze jak duzo sie nauczyl glownie podpatrujac inne dzieci. Dzieci potrzebuja dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pamiętam, że mnie rodzice oddali do przedszkola, jak miałam 6 lat. To był dramat. Byłam nienauczona kontaktów z innymi, tak dziećmi, jak i dorosłymi. Płacz, histerie, chowanie się po kątach przed innymi. Czasem mam wrażenie, że gdybym wcześniej wyszła do ludzi, to i teraz byłabym bardziej otwarta. A tak to przez całą szkołę podstawową przeszłam jako nieśmiała, cicha dziewczynka...

      Usuń
  6. Ja zrobiłam prawie to samo, urodził się Niko, Niuniek poszedł do przedszkola, z Daśkiem było podobnie i jeśli mi przyjmą Niko do przedszkola to też pójdzie od września jak maluch będzie na świecie...dzieci się nudzą niestety i czas organizować trzeba każdemu a gdzie ugotować czy posprzątać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze gdybym miała rodzinę do pomocy, co czasem dziecku zorganizuje atrakcje albo chociaż mieszkała w domku z ogródkiem, byłoby może łatwiej, a tak staję na głowie niemalże, a Filip i tak się nudzi...

      Usuń
  7. Bardzo dobra i madra decyzja. Nie cierpie komentarzy w stylu daj sobie spokoj nie trzeba gotowac czy sprzatac brrr...samo sie nie zrobi a nie kazdego stac na jedzenie z knajpy.Jak sama ugotuje to mam obiad na 2-3 dni np.zupe a zamawiane jedzenie zjesz i koniec na drugi dzien znowu trzeba kombinowac. Pani Moniko a dlaczego tych dzieci tak szkoda w zlobku? Lepiej zeby dziecko mialo kontakt z innymi dziecmi a nie stale w domu przeganiane z kata w kat albo przed tv caly dzien

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zwyczajnie nie potrafię tak o porzucić obowiązków domowych, czuję się wtedy źle. Dlatego między wszystkimi obowiązkami przy dzieciach i tak staram się coś jeszcze zawsze zrobić, do tego dochodzi praca i w efekcie jestem przemęczona i zdenerwowana, a to na pewno nikomu nie służy. Zamawiane żarcie jest super, ale na jakąś okazję, a codziennie może się znudzić...
      A czy Filipowi dzieje się krzywda? Po dwóch dniach integracji nie wygląda na nieszczęśliwego, wręcz przeciwnie, dziś nie chciał wracać... Zobaczymy, jak będzie potem;)

      Usuń
  8. Ach te niepracujace mamy zawsze narzekaja ze za duzo maja pracy. Co by byli gdybys poszla do pracy? Wez sie wgarsc kobieto zajmowanie sie 2 dzieci to nie operacja na otwartym sercu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie jest powiedziane, że ja nie pracuję? To, że nie podbijam codziennie karty w fabryce, nie znaczy, że nie pracuję...

      Usuń
  9. Nie słuchaj tych komentarzy typu że dziecko biedne w żłobku,super decyzja;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Gabi poszła do przedszkola mając 2 lata i 2 miesiące :)
    Norbert poszedł na głęboką wodę miał rok i 8 miesięcy :-))
    Oba przypadki oceniam na plus :-)) oczywiście ważny jest wybór placówki :-)

    teraz Gabi jako 5latka poszła do szkolnej zerówki i też sobie chwalę, świetnie sobie radzi :-)

    OdpowiedzUsuń