niedziela, 15 lutego 2015

Pierwsze koty za płoty... czyli mały żłobkowicz...

Jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B. Decyzja o Klubiku dla Filipka została podjęta, teraz przyszła pora na przetestowanie, jak się to wszystko przyjmie. Po pierwsze i najważniejsze, to jak Fifi odnajdzie się w nowej sytuacji. Czy nie będzie płakał bez mamy i czy spodoba mu się w nowym miejscu. A po drugie, jak my ogarniemy to organizacyjnie. O której go zaprowadzać, o której odbierać, czy codziennie, czy czasem tylko, czy na dłużej, czy na krócej, czy ma tam spać, czy jeść posiłki. Wszystko musimy przetestować i wybrać najlepszą opcję.
Na początek postanowiliśmy pójść i wypytać o wszystko, co przyszło nam do głowy. Zbyt dużo tego nie było, bo zwyczajnie nie wiedzieliśmy o co pytać. Skorzystaliśmy też z okazji i zostawiliśmy Fifula na godzinkę, żeby sprawdzić czy będzie się buntował. O dziwo, olał nas całkiem, pobiegł do zabawek, do pań i do dzieci. Miałam obawy, jak się odnajdzie wśród rówieśników, ale on zawsze był towarzyski i tym razem też nie zawiódł. Poszliśmy więc z Tatusiem na spacer wokół osiedla. Chodziliśmy jak kołki, denerwując się strasznie, ale chyba niepotrzebnie, bo, gdy wróciliśmy, Fifi siedział grzecznie z dziećmi w kółeczku i się bawił. Widok bezcenny, zwłaszcza, że w domu nie wysiedzi na tyłku nawet dwóch minut.

Na następny ogień poszło zostawienie Filipa w Klubiku już na tyle, na ile miałby zostawać docelowo, ale z zastrzeżeniem, że gdyby coś, to panie mają dzwonić, a i my pozwolimy sobie zadzwonić koło południa, żeby się dowiedzieć co i jak. Tatuś specjalnie pojechał do pracy bladym świtem, żeby wrócić i na koło 9.30-10 odprowadzić syneczka do przybytku. Potem tylko wybył na chwilkę do dentysty, ale był pod telefonem, gdyby coś się działo. Ja z racji Zosinki miałabym utrudnione zadanie i ciężko byłoby mi Fifula odebrać na szybko, a tego pierwszego dnia chcieliśmy Małemu oszczędzić stresów. Na szczęście obyło się bez rozpaczy. Problemy zaczęły się przy obiadku, ale tego się spodziewaliśmy, i przy spaniu, tego też się spodziewaliśmy. Jedzenia odmówił całkiem, co jest u niego ostatnio zupełnie naturalne. Z zasypianiem problem był taki, że panie postanowiły go położyć spać na zwykłym łóżku, a nie zamykanym, do jakiego przywykł w domu. No i spania też odmówił. Dlatego panie zadzwoniły i Fifuś wrócił do domku.

Ponieważ, oprócz małych zgrzytów, Fifi z pobytu był bardzo zadowolony, na drugi dzień znów pomaszerował z Tatusiem do żłobka. I tym razem dobrze się bawił, jeść nie chciał obiadu, ale upolował sobie ciastka, które były odłożone na podwieczorek i udało mu się przespać 1,5 godziny. Co prawda panie musiały go wziąć sposobem i uśpić w wózku, ale w domu też się buntuje przed spaniem, gdy w perspektywie ma zabawę. Także już drugiego dnia został w wymiarze pełnym godzin i był z tego powodu zadowolony. Mało tego, gdy Tatuś po niego przyszedł, nie za bardzo chciał wracać.Nie jest źle.

Zdaję dobie sprawę, że kryzys może przyjść później, gdy Maluch wyczuje, gdzie idzie i że tam zostaje, ale ja jestem dobrej myśli. No i nie chcę go codziennie zostawiać tam na tak długo. Gdy już wypracujemy sobie jakiś wspólny rytm dnia, to nie zawsze będzie zostawał na drzemkę i nie zawsze będzie zaprowadzany tak wcześnie. My z M. jesteśmy mocno elastyczni, a żłobek ma nam służyć jako rozrywka i przygoda dla dziecka, a nie przymus i obowiązek.

Także mamy za sobą dwa dni, a w perspektywie nowy tydzień. Zobaczymy co przyniesie...

4 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie i widać, że mu to odpowiada :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ważne żeby młody był zadowolony :) A że zasnął w wózku...co tam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się dobrze :) całkiem nieźle mu poszło na starcie, oby dalej było tylko lepiej!

    OdpowiedzUsuń