czwartek, 26 lutego 2015

Synek i córeczka... moje dzieci...

Gdy dowiedziałam się, że będziemy mieć córeczkę, byłam delikatnie mówiąc, zaskoczona. Może nawet troszkę zawiedziona, ale nie dlatego, że córeczki nie chciałam. Po prostu, od prawie samego początku miałam bardzo silne przeczucie, że będzie kolejny syn. Mało tego, tak bardzo chciałam córki i tak bardzo wierzyłam w swojego pecha, że byłam przekonana, że będzie synek. A że pan doktor dość długo trzymał nas w niepewności, to to przekonanie zakorzeniło się we mnie tak bardzo, że nie dopuszczałam innej możliwości. I poskutkowało to dochodzeniem do siebie przez parę dni po ogłoszeniu mi tej wiadomości, a potem lękiem do samego końca, że jeszcze coś się może zmienić. Bo gdy już do mnie dotarło, gdy już planowałam te sukieneczki i opaseczki, bałam się, że nawet w dniu porodu może mnie spotkać niespodzianka. Tak się na szczęście nie stało i zostałam mamą córeczki.

Ku mojemu zaskoczeniu, jakoś nie sprawiało mi problemu zajmowanie się dziewczynką. Niektóre mamy opowiadają, że czują się dziwnie, jak między nóżkami czegoś brakuje. Ja się nie czułam. Ale za to jeszcze długo mówiłam do niej "synku". Ba, jeszcze do tej pory mi się to zdarza. Czasem nawet mylę imiona. Poza tym, ja różnicy nie widzę. No może teraz bardziej ciągnie mnie w stronę różowego, ale oprócz tego, to dzidziuś jak dzidziuś.

Ale przecież w posiadaniu syna i córki są jednak jakieś różnice.
Mimo, że Filip maminsynkiem typowym nie jest, to dla mnie jest oczkiem w głowie. Syneczkiem mamusi. A i on, gdy coś się dzieje, zawsze biegnie do mnie. Już teraz czuję uczucie zazdrości, jak myślę, że kiedyś jakaś kobieta mi go zabierze. Jest moim małym łobuziakiem, ale traktuję go z pobłażaniem.
Zosia to co innego. Mam poczucie, że zawsze będzie blisko, że nie muszę się o nią bać, że zawsze będziemy przyjaciółkami.
Mówi się, że dzieci kocha się tak samo. To nieprawda. Dzieci kocha się z tą samą siłą, ale jednak inaczej. Może jeszcze niewiele o tym wiem, bo jeszcze bardzo krótko jestem mamą dwójeczki, ale piszę o tym, co zauważyłam do tej pory. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, najbardziej bałam się, że Filip źle to zniesie, że przestanie być nagle moim ukochanym syneczkiem. A, gdy dowiedziałam się, że urodzi się córeczka, zdałam sobie sprawę, że Filip zawsze będzie moim jedynym syneczkiem, bo Zosia będzie moją jedyną córeczką. Że żadne z nich nie będzie poszkodowane, bo każde będzie miało swój "pakiet" mamusiny, każdy inny, ale tak samo intensywny. Relacje matka-syn, a matka-córka nie dadzą się ze sobą porównać i nic tego nie zmieni.

Sama nie mam brata. Mało tego, w najbliższej rodzinie jest tylko jeden osobnik płci męskiej w naszym pokoleniu. Ale przyglądałam się z boku relacjom w innych rodzinach i w rodzinie męża, gdzie akurat jest dwóch braci.
Córki raczej są traktowane przez mamusie po koleżeńsku, jako partnerki do rozmowy, przyjaciółki, może trochę bardziej szorstko, ale z uczuciem. Tak było u nas. Mama była koleżanką. Może czasem mi brakowało zwykłego przytulenia, ale bardzo sobie ceniłam otwartość i szczerość jaka między nami panowała.
Synowie wymagają więcej troski, opiekowania się nawet w dorosłym życiu. Pojawia się zazdrość matki o syna, który z czasem zaczyna się również liczyć z dziewczyną lub żoną czasem odsuwając matkę trochę na bok. Trzeba rozpieszczać, głaskać, dbać, troszczyć się. No i trzeba się bardzo starać, żeby zachować bliskie relacje, żeby mama na zawsze pozostała kimś ważnym, żeby synek zawsze wracał do domu rodzinnego, jak do siebie, żeby mamusia zawsze była od przytulenia mimo dziestu lat na karku.

Nie wiem, jak u nas poukładają się te relacje, ale mam nadzieję, że z obydwojgiem dzieci będę mogła się przyjaźnić, że obydwoje będą mogli zawsze do mnie przyjść i po rozmowę i po przytulenie. Nie ważne, jak potoczą się nasze losy, chcę, żeby zawsze mieli we mnie oparcie. We mnie i Tatusiu. Żeby dom rodzinny, gdziekolwiek by nie był, zawsze był dla nich schronieniem. I najważniejsze, żeby żadne z nich nie czuło się traktowane gorzej. Inaczej owszem, ale nie gorzej. I Zosia i Filip to moje dzieci i kocham je tak samo mocno i moja w tym głowa, żeby zawsze o tym wiedzieli.

18 komentarzy:

  1. Eve Milenna Ja mam synka Piotruś 9. Marca będzie mieć 2 lata. Trochę się wystraszyła, ze nie dam sobie rady z chłopcem w sensie opieki kompania itp . jeśli Pani wie o co mi chodzi hehe..ogólnie mówią ze jestem trochę taka baba i daje sobie rade tak myślę..zobaczymy co będzie później. Ps. Coś czułam w ciąży ze będzie chłopiec za ładnie wyglądałam choć mdłości do prawie 5 mc mnie o mało nie wykończyły ale pamiętam to jak jadłam tonami mandarynki i pomarańcze i sobie myślałam cytrusowy chłopak za słodyczami nienprzepadalam. Jestem w sumie świeżą mamą i nie mam porównania ale jeśli chodzi o charaktery chłopca a np. Mojej siostrzenicy o rok starszej od Piotrka no to przyznam, że łatwiej zająć mi się synkiem. jedynie co mają fajnego dziewczynki no to ubranka można poszaleć i z zabawkami a u chłopca nigdy nie mam pomysłów na zabawki ciągle samochody, klocki, ostatnio kupiłam mu kuchnie do gotowania wszyscy byli zaskoczeni ale ja mówię a co w tym złego będzie mi gotować i synek był bardzo zadowolony hihi jedyne czego się martwię to nie mam pojęcia jak dam sobie radę aby młodego nauczyć robić siusiu na nocnik tzn. W że się od pampersowania które zaczynam w wakacje gdy będzie ciepło nie mam pojęcia od czego zacząć i jak to będzie. Ps. Tak myślę że gdy kiedyś dane mi będzie i będę zdrowa aby mieć kolejnego malca to oczywiście płeć się nie liczy ważne aby dziecko było zdrowe to ale chciałabym mieć chłopca jakoś nie wiem dlaczego cieznów mi wyjaśnić mimo, z e mówią ze córka to z tobą zostanie itp. A syn znajdzie miłość i cie opuści czasem słyszę takie kom. Co prawda smutno mi jak to słyszę ale nie wiem boje się ze wlansie z dziewczynka nie dam sobie rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się najpierw bałam, że nie dam sobie rady z chłopcem, potem bałam się, że nie dam sobie rady z dziewczynką, a okazało się, że wszystko przychodzi tak naturalnie, że nie ma żadnej różnicy co to maleństwo ma między nóżkami;) Dzidziuś to dzidziuś, ale zobaczymy, jak będzie potem;)
      A co do zabawek, to Fifi dopiero niedawno odkrył samochodziki, wcześniej tylko garnuszki, przesypywanie, przekładanie. W żłobku pierwszą zabawką do jakiej leci to właśnie kuchenka..., a ja poluję na mały zabawkowy odkurzacz;)

      Usuń
  2. Hmm ciekawe masz spostrzeżenia. Ja ciągle mama jedynka, ale takie rzeczy mnie interesują ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaczęłam na takie różnice zwracać uwagę po paru rozmowach z koleżankami, mamami właśnie dwójki dzieci odmiennej płci;)

      Usuń
  3. Jestem ciekawa jak to będzie z dwójką dzieci. Bardzo jestem ciekawa :) Mam ciężkie obawy przed tym czy będzie w stanie kochać dwoje jednakowo, czy nie bedę faworyzować jednego czy drugiego. Na razie drugie dzieciątko tylko w planach, ale obawy już sa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się bałam tego strasznie. Teraz też się boję, ale już o wiele, wiele mniej, prawie wcale. To wszystko przyszło jakoś tak naturalnie..., jak już oba dzieciaki są fizycznie na świecie, to się tak o tym nie myśli...

      Usuń
  4. Trochę mnie intryguje fakt, dlaczego synów nawet już dorosłych traktuje się bardziej jak dzieci niż córki. Przecież nieważne czy syn czy córka, ale każde dziecko trzeba wypuścić z domu. Dlaczego tak się na nich dmucha i chucha?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już chyba jest zakorzenione w kulturze;) Dziewczynka przy matce od najmłodszych lat uczy się jak zadbać o siebie, dom, rodzinę więc stąd przekonanie matki, że da sobie radę w życiu. A chłopiec zawsze miał "podane na talerzu" więc i potem mamusia musi doglądać czy ma wszystko co mu potrzebne do szczęścia. No i przecież, żadna inna kobieta nie zadba o synusia, tak jak jego własna mamusia;)

      Usuń
    2. Oj nie lubię, nie lubie takich mamuś i takich synków ;)

      Usuń
  5. Radzenie sobie z dziećmi to chyba naturalna rzecz we krwi kobiety :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda... Czasem aż się dziwię skąd ja to wszystko wiem, skąd wiem, jak się zachować, a to siedzi w nas, w matkach;)

      Usuń
  6. masz racje. ja tez kocham ich tak samo mocniej ale...inaczej...pzdr cieplo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe czy byłoby podobnie, gdybyśmy miały dwie córki albo dwóch snów;)

      Usuń
  7. Mi właśnie brakuje tej więzi między matką a córką, trochę jej poczułam opiekując się siostrzyczką i więź którą wtedy nabyliśmy nie mogę nabyć z moimi synami... Chociaż są moim oczkiem w głowie wiem, że wychowuje ich dla innych kobiet i kiedyś to one będą na pierwszym miejscu w ich życiu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jeśli dobrze pokierujemy wychowaniem naszych synów, to nigdy nie przestaniemy być dla nich bardzo ważne, nawet jak pojawią się inne kobiety.

      Usuń
  8. Ja mam dwóch synków - i notorycznie mylę ich imiona :). Rodzeństwo jest potrzebne, człowiek uczy się ról społecznych, dzielenia, współżycia w grupie. To kapitał na całe życie :). Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że moje dzieci, to będzie zgrany zespół;)

      Usuń