piątek, 6 marca 2015

Gdy mama choruje...

- Kochane dzieci, kiepsko się czuję, muszę wziąć dzień wolnego, poradzicie sobie?
- Oczywiście mamusiu. Połóż się spokojnie, a my pójdziemy do pokoju się pobawić, potem wróci Tatuś i zrobi ci gorącą herbatkę i pyszny obiadek, bo my wiemy, że nam nie wolno do kuchni. Nic się nie martw i odpoczywaj.

O Matko!!! Jakie to piękne. Tak piękne, że w tym momencie budzi mnie dziki jęk zza ściany, a jak próbuję dojść do siebie i odgadnąć co się dzieje, dostaję malutką piąstką prosto w oko. Tak zaczyna się mój dzień. Dzień, w którym w każdej minucie mam wrażenie, że umieram. Raz z większą, raz z mniejszą intensywnością, ale to wrażenie nie znika ani na minutę.

Już od weekendu rwało mnie w kościach, rypało w stawach, bolały mnie mięśnie i narzekałam na barki. Myślałam, że to zwykłe przeciążenie lub nerwobóle zwłaszcza, że do tego dochodziło pobolewanie głowy. No niestety, te wszystkie składowe zapowiadały całkowite rozłożenie organizmu na łopatki i pewnego poranka poczułam, że jest źle.

Pamiętam taki stan z dawnych czasów, jeszcze licealnych. Wtedy, gdy budził mnie ból gardła i ogólne rozbicie, leciałam po pomoc do babci. Gorące kakao, pyszny rosołek i cały dzień pod kocykiem przed telewizorem. To były czasy. Ależ się wkurzałam, że babcia krzyczała, jak chciałam umyć włosy, bo odwiedzał mnie chłopak. Teraz bym chciała, żeby tak ktoś na mnie pokrzyczał. Albo kazał założyć cieplejszą kurteczkę, gdy się wybiera na urodziny do babci, a za oknem wichura, że łeb urywa...

Pamiętam też taki stan z czasów studenckich. Wtedy, gdy wstawałam nijaka, wysyłałam smsa do kolegi, żeby się po mnie nie fatygował, bo choruję i robiłam sobie grzańca (o 10 rano, o zgrozo). Zasiadałam pod kocykiem i nadrabiałam lektury, a gdy było już ze mną gorzej, mama wysyłała po mnie delegację i wracałam na łono rodziny, gdzie wylegiwałam się nie musząc nic robić. Ach, to były czasy.

A teraz? Teraz nie dość, że nikt nie kazał mi założyć cieplejszej kurteczki, to nikt też nie uraczył mnie gorącą herbatą, a o spokojnym wylegiwaniu się, mogę tylko pomarzyć. Ratowanie się specyfikami aptecznymi też jest mocno ograniczone z racji małej przyssawki. I tak obudziłam się pewnego poranka z piekielnym bólem gardła, bólem głowy, bólem stawów, bólem wszystkiego i zdałam sobie sprawę, że na  chorowanie nie będę miała czasu przez najbliższe kilkanaście lat. Nie ważne, że każdy jęk dziecka wwierca mi się w mózg, nie ważne, że mięśnie odmawiają posłuszeństwa, że czułe słówka jakoś nie chcą przejść przez obolały przełyk. Tu nie ma L4, tu nie ma urlopu, nie ma że nie chcę, że nie mogę. To jest macierzyństwo, trzeba zaciskać pięści i dawać radę. I tak mam szczęście, że w momencie, kiedy ja się rozchorowałam, moje dzieci są zdrowe, że Fifi chodzi do żłobka i że śpią w nocy. A choróbsko kiedyś minie i wszystko wróci na normalne tory. Tylko czasem tak smutno, że tych co się troszczyli już nie ma, a ci co będą się troszczyli (mam nadzieję), jeszcze są za mali. Pozostaje mi tylko jedno, gdy dzieciaczki pójdą już grzecznie spać, zrobić sobie herbatkę z cytryną, zawinąć się w kocyk i te dwie godzinki poczuć się jak za dawnych czasów. I mieć nadzieję, że kolejny poranek przyniesie poprawę...

A Wy Kochani? Chorujecie czasem? Udaje Wam się wypocić choróbsko w spokoju pod kołderką czy mimo dreszczy nie odpuszczacie ani jednego ze swoich obowiązków? A może macie kogoś, kto na ten czas staje na wysokości zadania i troszkę odciąży? A może dzieci do dziadków i leżenie do góry brzuszkiem?

14 komentarzy:

  1. Porządnie chorowałam w ciąży z pierwszą córką. I to był ostatni raz. Przez 4 lata nie miałam czasu na leżenie pod kołdrą bo przy dwójce dzieci się po prostu nie da :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet w ciąży z Zosią nie mogłam się w spokoju podelektować mdłościami, bo Filip skutecznie mi to uniemożliwiał;)

      Usuń
  2. a muszę przyznać, że kiedy choruję (a zdarza mi się to niestety bardzo często :( to nie mogę narzekać na brak opieki i tu może zaskoczę bo... więcej czuwa przy mamie córa :) no tak mąż pracuje a ja marudzę :) Moja mała M. nie pozwoli chorować długo cały czas przytula się, całuje, głaszcze i ciągle pyta czy czegoś nie potrzebuję:)
    Cieszę się, że już opanowała sztukę parzenia herbaty więc zawsze mogę być spokojna, że gdy termometr wskazuje 39 kresek mogę liczyć na moje dziecię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje niestety jeszcze za małe... Same potrzebują opieki. A mąż? Jemu zawsze dolega to samo, tylko, że bardziej;)

      Usuń
  3. Rzadko choruję, ale wtedy mąż przejmuje córkę :) Mimo, to czasem jednak beze mnie giną i poleżeć ciężko. Raz mnie dopadło takie choróbsko, że trzy dni nie mówiłam i leżałam półprzytomna z gorączki, córka miała ok 3 lta, mąż ogarnął, ale to co ja miałam potem do ogarnięcia to juz inna sprawa! Na gardło polecam ....rumianek, w dużych ilościach choć nie wiem jak on się przekłada na mleczko dla przyssawki :) Mnie wyleczył z zalanego ropa gardła!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to samo... jak zalegnę na kanapie na popołudnie, to potem boję się wstać i przejść po mieszkaniu... M. dziećmi się zajmie, ale zrobi przy tym wokół siebie taki bałagan, że ręce opadają...

      Usuń
  4. Zdrówka :)
    Mi dzięki starszemu synowi i komputerowi udaje się odpocząć ale nie za długo bo komputer ogłupia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fifi ostatnio odkrył tablet... ale też działa na krótko.

      Usuń
  5. Szybkiego powrotu do zdrowia Ci życzę!
    Jak byłam w ciąży to chorowałam tak, że nadrobiłam wszystkie lata bez zakatarzenia. Teraz jak "pada" Mania i szanowny małżonek mało kiedy mnie rozkłada [na szczęscie!]. Jednak kiedy ja polegnę to Stary w miarę możliwości mnie odciaża. Chwytam się wszelakich sposobów, żeby choróbsko ustąpiło jak najszybciej, bo chorowanie przy dzieciach to droga krzyżowa. Masakra. Wszystko co najgorsze. Dlatego jak czytałam Twojego posta to odczułam ogromne współczucie i chęć przesłania Ci zdrowia światłowodem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mam nadzieję, że doleci, bo coś to choróbsko całkiem się nie chce odczepić...

      Usuń
  6. Matko wracaj szybko do zdrowia! Zapewne widziałaś w tv reklamę leku na przeziębienie gdzie mama idzie do córci i z wyrzutami sumienia mówi że nie da rady i musi wziąć dzień wolnego... Niestety taka mała fanaberia ;) Ja jakaś mocna jestem, na szczęście Steff też, choroby nas odpukać mijają. Niestety kilka razy zdarzyło mi się umierać z powodu bólu kręgosłupa, najgorzej że to były akurat okresy kiedy Steff zaczynała wstawać i chodzić, oraz kiedy Stary był w delegacji... Ale kto jak nie matka da radę;)
    Zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi na szczęście bóle kręgosłupa odpuściły, bo po porodzie też dokuczały strasznie. Jednak dźwiganie malucha, to inny rodzaj obciążenia i moje gnaty nie wytrzymywały;) A chorowici my też raczej nie jesteśmy, ale tej zimy jakoś nas wszystkich rozkłada po kolei. Ale już wiosna za oknem więc może będzie lepiej.

      Usuń
  7. Znam to, mamy nie biorą zwolnienia ... Zdrowiej!!!

    OdpowiedzUsuń