Nie mówię, że wszystko było idealnie, że dawaliśmy radę ze wszystkim i zawsze, że czasem nie miałam ochoty rzucić tego wszystkiego w cholerę i pójść sobie w trzy diabły. Pamiętam, jak w naszym lubelskim skansenie Fi urządził nam taką histerię, że cierpliwości nam brakowało. Jak postanowił iść w inną stronę niż chcieliśmy, jak przez godzinę siedział na ścieżce i przekładał kamyczki, jak na koniec uświnił mnie serkiem i w drodze powrotnej padł w samochodzie, żeby w domu od nowa dawać się we znaki. Takich sytuacji było mnóstwo, ale one wypadają z głowy bardzo szybko, bo te lepsze wspomnienia je wypychają.
Dziś w tym miejscu miał być post o tym, jak dzieci popsuły nam idealny obraz wiosenny, jak wycieczka za miasto skończyła się dzikimi wrzaskami, a wczorajszy wieczór zakończył się dla Filipa pójściem do łóżka bez kolacji i kąpieli już o 19.30. Miało być o porażce, jaką ponieśliśmy jeśli chodzi o dyscyplinę w domu. Miało być o tym, jak rozpieszczony i zbuntowany dwulatek włazi nam na głowę, a rozdarta trzymiesięczna księżniczka nie daje się odłożyć choć na minutę. Miało być, a nie będzie. Nie będzie, bo zaczęłam pisać o naszych planach, o wiośnie, wakacjach, lecie, wycieczkach, spacerach, a wszystko to razem, rodzinnie i jakoś przeszła mi złość. Bo tak naprawdę, mi złość przechodzi tak samo szybko, jak Filipowi histeria i tak samo szybko wraca mi dobry humor, jak Zośce pojawia się uśmiech na buźce. Bo jak tu się smucić, jak za chwilkę Święta, potem majowy weekend, a w nim tyle naszych małych rocznic, okazji do świętowania będzie co niemiara. A gorsze dni czasem się zdarzają, trzeba je przeżyć i szybko o nich zapomnieć. Zostawić sobie tylko piękne fotografie...
A wiesz, ja też tak mam...emocje mną szargają...aby po czasie nie rozumiec po co się tak wnerwiałam.
OdpowiedzUsuńFajnie, że potrafisz tak - to jest pozytywne myślenie...bez niego byłyby z nami kiepsko...
Cały czas się uczę myśleć pozytywnie i chyba coraz lepiej mi wychodzi;)
UsuńDwulatki tak już maja - taka kolej rzeczy:)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, już się nawet zdążyłam trochę przyzwyczaić;)
UsuńNiestety jakby były tylko szczęśliwe chwile to macieżyństwo nie było by tak wartościowe i doceniane...
OdpowiedzUsuńOj tak... ;)
UsuńO tak, jak się patrzy na uśmiechnięte buźki na zdjęciach to jakoś szybciej złość mija. Po ostatnich harcach chyba muszę sobie wywołać i na ścianie powiesić, w każdym pokoju ;)
OdpowiedzUsuńUśmiechnięte ryjki na zdjęciach i śpiące dzieci... to zawsze działa;)
Usuń