poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Moje karmienie piersią...

Temat wiecznie żywy, temat wiecznie na topie, temat gorący, temat drażliwy.

Karmienie piersią.

No to i ja poruszę ten temat. Kiedyś już o tym pisałam, ale z perspektywy tego, że pomoc laktacyjna u nas kuleje.Przynajmniej kulała te niecałe dwa lata temu, gdy ja nabawiłam się zapalenia piersi w efekcie czego powstał ropień, który dzięki super pomocy sam pękł i karmienie jedną piersią się skończyło. Nie chcę wspominać o bólu, strachu, wyrzutach sumienia i innych takich, które skutecznie obrzydziły mi ten ważny dla mnie i Filipa czas. Obrzydziły, a jednak nie do końca... Gdy karmienie się skończyło płakałam bobrzymi łzami. Ale się skończyło i dobrze, dzięki temu teraz mogę spokojnie karmić Zosię, a Fi nawet się nie domaga wtedy zbytniej uwagi. Czasem przyjdzie, pociągnie za rękę, ale zaraz odpuszcza bez żalu.

Teraz patrzę na ten temat zupełnie inaczej. Na spokojnie, na luzie, z dystansem. Przynajmniej się staram.
Miałam stracha, jak to będzie po ropniu, po nieczynnej piersi. Miałam stracha, jak to będzie jak się zafiksuję. Czy z tego szaleństwa zwyczajnie nie stracę pokarmu. Wpadłam w panikę, gdy w szpitalu przez pierwsze dwa dni z biustu leciały jakieś marne kropelki. Położna tłumaczyły, że przecież to normalne po cesarskim cięciu, a ja się zapierałam, że z Filipem było inaczej. Figa tam było inaczej, ja zwyczajnie nie zwracałam na to uwagi. Dziecko krzyczało, nikt nie zwracał na to uwagi, nie przyszło mi do głowy, że pokarmu mało. Płacze, bo jest dzieckiem i tyle. Z tej niewiedzy udało mi się zacząć karmić, ale i z tej niewiedzy nabawiłam się ropnia. Trzy miesiące szkoły rodzenia, a takich podstaw nas nie nauczyli.

No ale w końcu znalazłam położną, która pomogła mi wtedy i pomogła mi teraz. W szpitalu oczywiście też położne spisały się na medal. Gdy po chwilowym braku pokarmu jedna pierś napełniła się ładnie, a druga zrobiła się twarda jak kamień, gdy zaczęłam wariować ze strachu, że coś znów będzie nie tak, że znów będzie ból i cierpienie, to właśnie te położne po nocach mnie uspokajały, podawały kompresy, pomagały przystawiać Zosieńkę.
No i po początkowych kłopotach zaczęłyśmy się karmić na spokojnie. Jedno co sobie postanowiłam tym razem, to to, że nie będzie odciągania, planowania wyjść, sztucznych pokarmów. Wszystko naturalnie, na ile się oczywiście da. Za jakiś czas pewnie owszem, na wszystko przyjdzie czas, ale teraz Zośka ma mieć mamę na każde zawołanie, a mi korona z głowy też nie spadnie, gdy jeszcze troszkę sobie odpuszczę.

No ale czym dla mnie jest to karmienie piersią... A no jest czymś normalnym, naturalnym, nie wyobrażam sobie sytuacji, gdybym karmić nie mogła. Nie jest dla mnie absolutnie religią, nie podchodzę do sprawy z fanatyzmem, nie spinam się, nie demonizuję smoczków, butelek, mleka modyfikowanego. Filipa karmiłam 14 miesięcy. Dla jednych to będzie dużo, dla innych mało, dla mnie w sam raz. Czasem mi szkoda, że nie udało mi się pociągnąć tego karmienia, że nie karmię teraz dwójki, ale szybko mi przechodzi. Fi sam tak zadecydował, sam pewnego razu zamiast piersi wziął smoczek i poszedł spać. Niektórzy powiedzą, że pewnie, gdybym nie dawała smoczka, to by się tak nie stało, ale ja uważam, że dobrze się stało, bo teraz jest Zosi czas i będzie tak długo, jak będzie tego potrzebowała. Nie mam w planie się deklarować, że będę karmić tyle czy tyle. Na razie idzie nam nieźle, biust mam jak dojna krówka, staniki specjalnie dla mnie przywożą do sklepu, ale jest fajnie.
Takie podejście do sprawy wbiła mi właśnie położna, dzięki której zresztą, karmiłam Filipa bez spinki jeszcze będąc w ciąży. Kiedyś panowało przekonanie przecież, że ciąża oznacza kategoryczne zaprzestanie karmienia. I ja bałam się tego panicznie, do chwili gdy nie trafiłam właśnie na dobrą położną. Zaleciła luz i się wyluzowałam, a Fifi na spokojnie się odstawił. A ja ten luz kultywuję teraz z Zośką.

No, ale bądźmy szczerzy. Karmienie czasem mnie wkurza, nudzi, denerwuje. Wkurzam się, gdy Zosia przy biuście szaleje, gdy nie chce jeść przed snem, a ja mam wrażenie, że będzie mi się budziła w nocy, a ona mnie zaskakuje i śpi do 7. Denerwuję się, gdy mała nie może się zdecydować z którego cycka chce teraz jeść, gdy muszę ją przekładać pięć razy, bo księżniczce niewygodnie. Irytuję się, gdy chcę coś zrobić, a Zosia wisi, puszcza, łapie pierś, by znów puszczać i łapać. Wkurza mnie, że jesteśmy uwiązani tymi karmieniami, a ja nie do końca jeszcze radzę sobie z karmieniem poza domem. Nudzę się, gdy siedzę z Zosiną w sypialni sama, a ona przysypia przy piersi, żeby wybudzać się gdy tylko próbuję jej wyjąć biust z paszczy. Denerwują mnie cyce jak donice i to, że musiałam zmienić większość mojej garderoby i że nie mogę spać na brzuchu.

A za co kocham karmienie?
Za wielkie oczy gapiące się na mnie spod cycka, za uśmiech z biustem w paszczy, za beknięcie i kupkę po jedzeniu. Za bliskość, bliskość i jeszcze raz bliskość. Owszem, wolałabym, żeby Zosia miała bardziej regularne karmienia, żeby zawsze przykluszczała się produktywnie, a nie tylko pomemłać, żebym ja lepiej rozumiała jej potrzeby. No ale cóż, teraz jestem mądrzejsza niż przy Filipie i wiem, że tak się nie da. Trzeba trochę poddać się temu szaleństwu, a wszystko będzie dobrze. Jakkolwiek będzie, to i tak będzie dobrze. A teraz odpukać, żeby było tak dobrze jeszcze przynajmniej jakiś czas.

Bałam się napisać tego posta, bo ostatnio wiele czytam krytyki w tym temacie. W zasadzie co by się nie robiło i tak znajdzie się ktoś, kto zaatakuje cię z jadem. Nie karmisz piersią - źle. Karmisz - na pewno coś robisz źle, jesz nie to, dajesz smoczek, za wcześnie wprowadziłaś stałe pokarmy, narzekasz, że dziecko za długo wisi na piersi. Karmisz i stosujesz się do wszystkich zaleceń - fanatyczka. Nie wiem dlaczego nie wrzucić na luz, z głową, ale na luzie. Przecież każda chce dla swojego dziecka jak najlepiej, ale nie oszukujmy się, każda jest też człowiekiem, oddzielnym bytem i chce nim pozostać. Jedne potrafią poświęcić się w pełni w te pierwsze miesiące, inne chcą mieć jednak troszkę siebie w tym wszystkim i dobrze, mają do tego prawo.


PS.
To co napisałam w tym poście, to moje, subiektywne zdanie i tylko moje. Nikomu nie narzucam swojego zdania, ale miałam potrzebę podzielenia się z Wami tym co czuję.

16 komentarzy:

  1. To pozostaje mi życzyć ci jak najfajniejszego karmienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i Tobie też życzę, żebyście doszły do porozumienia z córuchną ;)

      Usuń
  2. Oj tak karmienie temat rzeka, nie potrafię zrozumieć, czemu matki sobie tak skaczą do oczu w tej sprawie. Ja Filipka karmiłam równo 2 lata, kiedy zaszłam w ciązę, podjęłam decyzję, żeby powoli go odstawić. O dziwo udało się bez problemu praktycznie odstawił się sam. Nie żałuję ani jednego dnia karmienia i już nie mogę się doczekać tych bliskich chwil z drugim maluszkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ciąży powiedziałam, że będzie co ma być... no i pokarmiłam jeszcze 4 miesiące... Filip sam odmówił ;)

      Usuń
  3. Bez wątpienia ,dla dziecka karmienie piersią jest najlepsze i najzdrowsze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja marzę o tym, żeby tym razem się udało, żeby trwało dłużej, żeby nie było traumą, jak cztery lata temu. Mam nadzieję i wierzę. Świetny post. Nie wszystko jest różowe, ale warto się postarać ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karmienie Filipa też na początku było męką... Potem też łatwo nie było, jedna wielka pierś i Fi przykluszczony do niej. Masakra... Dlatego podejmowałam wiele decyzji, których teraz pewnie nie podejmę... No, ale było, minęło, teraz jest teraz i jak na razie, odpukać, jest dobrze ;)

      Usuń
  5. A ja nie karmilam bo nie chcialam.Mialam pokarm ale strasznie mi to nie odpowiadalo.Denerwowalo mnie to ze pobporodzie nikt nie zapytal jak sie czuje tylko od razu:Karmisz? Duzo niepotrzebnych rad kazdy uwazal ze jego zdanie jest najlepsze. Probowalam troche laktatorem odciagac i podawac z butelkivale szybko pokarm sie skonczyl.Nie zaluje. A jednak gdzies z tyl glowy mam wyrzuty sumienia bo wszedzie gdzie sie nie rusze z dzieckiem to wciaz slysze jaka ze mnie beznadziejna matka bo nie karmie. I tez lawina histori jak to miala ciotka kuzynka itp. No koszmar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie rozumiem tego napadania na inne matki. Ja karmię, bo chcę choć czasem mnie to wkurza, Ty nie, bo nie chcesz i dobrze... nikt nie ma prawa tego oceniać... Dla pocieszenia powiem Ci, że ja karmiłam 14 miesięcy, a też czasem czuję się napadana przez niektóre kobiety, że za krótko, że nie walczyłam, że to i że tamto... Także nie ma co się przejmować i robić swoje.
      Pozdrawiam!!!

      Usuń
  6. Pierwsze dziecko to totalny szok i czarna magia...przy drugim umiałam już celebrować karmienie piersią...choć i tak na początku było cholernie trudno i nie uniknęłam bólu...pierwsze miesiące to była świadoma decyzja...ale niezmiernie cieszyłam się gdy od 4 mca wprowadziłam dodatkowy pokarm...mogłam w końcu odsapnąć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przy Filipie też nie mogłam się doczekać czterech miesięcy i stałych pokarmów... Szybko przestał ssać w dzień i miałam więcej luzu. Z Zosią jakoś to szybko zleciało i nawet nie pomyślałam, że to już te cztery miesiące więc ciągniemy dalej;)

      Usuń
  7. Ja chciałam.mieć takie chwile ale wiem, że ich nie będzie, chociaż korci mnie żeby spróbować ale ryzyko jest duże że młody będzie miał nietolerancje jak jego bracia...a po co dokładać cierpień i rozłąki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki, żeby wszystko się dobrze poukładało... ;)

      Usuń
  8. Ja ze swoim Krzysiem też nie miałam łatwo. Myślalam, ze przerzuce się na mm bo już nie mialam sily.To prawda, wiedza o laktacji u nas kuleje, ale z doswiadczenia wiem, ze warto poszukac dobrej poloznej która zawsze wyslucha i powie co jak. Ja powiem tak: pijcie dużo wody, wspierajcie się femaltikerem, ktory kupicie w aptece i jak najczesciej (JAK NAJCZĘSCIEJ) przystawiajcie malucha do piersi :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawe przemyślenia, muszę przyznać, że mam bardzo podobne zdanie. Ja też zdecydowałam się karmić piersią moją Zuzię i choć nie żałuję tej decyzji (ten rodzaj bliskości zapamiętam na całe życie), to jednak pogryzione brodawki podczas karmienia potrafią skutecznie popsuć humor. W walce z bólem bardzo pomogły mi opatrunki na poranione i bolesne brodawki, o których słyszałam wcześniej wiele dobrego. Muszę przyznać, że bardzo mi one pomogły.

    OdpowiedzUsuń