Pierwsze próby wycieczkowania skończyły się naszym bólem głowy oczywiście. Fi oprócz huśtawki nie chciał patrzeć na plac zabaw, a i to na 5 minut. Może to i lepiej, bo Zosia też nie tryskała entuzjazmem i postanowiła zaraz po wkroczeniu na wyżej wymieniony włączyć syrenę. Trzeba było ratować się ucieczką. O dziwo w samochodzie się uspokoiły, ale na krótko, bo przy próbie spaceru marudzenia powróciły.
Zresztą co ja będę się dużo rozpisywać, wystarczy popatrzeć na zdjęcia....
Po takich atrakcjach Fi apetyt miał jak nigdy. Wtrząchnął całą miskę płatków na mleku i zażądał jeszcze szklanki samego mleka. Zosia musiała troszeczkę podrzeć paszczkę, ale biorąc pod uwagę, że do domu dotarliśmy koło 19, to zbyt długo uszka nam nie więdły. Po szybkiej kąpieli dzieciaczki padły praktycznie zaraz po odłożeniu do łóżeczek. O 20.30 jedno i drugie już słodko pochrapywało.
To było udane popołudnie.
Ostatnia nasza wycieczka nad Zalew pokryła się z weekendowym wypoczynkiem Polaków i była udana tylko do połowy. Spacer po bardziej zaniedbanej stronie odbył się spokojnie, oba dzieciaczki w wózkach, Zosia przysypiała, Fifi jadł ciastka, my rozmawialiśmy, ale nam się zachciało atrakcji więc poprzekładaliśmy bobasy w samochód i pojechaliśmy na stronę uczęszczaną tłumnie przez Lublinian i nie tylko. I to był błąd. Filipowi ciężko wytłumaczyć, że na placu nie da rady dopchać się do jakiejkolwiek atrakcji, skończyło się płaczem i jego i Zofii, która znów zaczynała przysypiać, a wrzaski jej nie dawały, zasnęła w samochodzie więc mieliśmy wycieczkę samochodową. Przecież sen niemowlaka rzecz święta, nie można przeszkadzać... Do domu wracaliśmy ogromnym kółkiem naokoło miasta...
Co by nie mówić, i tak było fajnie. W końcu to czas we czwórkę... bezcenny...
Ostatnia nasza wycieczka nad Zalew pokryła się z weekendowym wypoczynkiem Polaków i była udana tylko do połowy. Spacer po bardziej zaniedbanej stronie odbył się spokojnie, oba dzieciaczki w wózkach, Zosia przysypiała, Fifi jadł ciastka, my rozmawialiśmy, ale nam się zachciało atrakcji więc poprzekładaliśmy bobasy w samochód i pojechaliśmy na stronę uczęszczaną tłumnie przez Lublinian i nie tylko. I to był błąd. Filipowi ciężko wytłumaczyć, że na placu nie da rady dopchać się do jakiejkolwiek atrakcji, skończyło się płaczem i jego i Zofii, która znów zaczynała przysypiać, a wrzaski jej nie dawały, zasnęła w samochodzie więc mieliśmy wycieczkę samochodową. Przecież sen niemowlaka rzecz święta, nie można przeszkadzać... Do domu wracaliśmy ogromnym kółkiem naokoło miasta...
Co by nie mówić, i tak było fajnie. W końcu to czas we czwórkę... bezcenny...
Mam nadzieję, że pogoda i humory już z nami pozostaną, że pomysły na miłe spędzanie czasu nam się nie będą kończyły, że opanujemy trudną sztukę wycieczkowania z dziećmi i że jak mnie nie będzie w sieci, to nie dlatego, że będę padała na ryjek, ale dlatego, że nie ma nas w zasięgu i dobrze się bawimy.
Uwielbiam wiosnę. Zawsze przynosi coś nowego. W tamtym roku w kwietniu nasze życie znów wywróciło się do góry nogami... W tym oswajamy nową sytuację... Jak nam się to uda? Będę Was na bieżąco informować...
Pogoda piękna, trzeba korzystać ile się da! :) Super dzieciaki! :*
OdpowiedzUsuńKorzystajcie ile się da bo już straszą, że w tym roku lata nie będzie...
OdpowiedzUsuńMy dzisiaj wymęczyliśmy babcie, o dziwo na koniec dnia nie ogłuchła ;)
Nie strasz!!! Ja chcę lato, ja chcę jezioro!!!
UsuńZalew Zemborzycki? Piękne zdjecia i urocze maluszki :-)
OdpowiedzUsuńA tak a propo wózka to chyba jest Quinny Zapp Xtra....jak Wam się sprawuję? Bo zastanawiam się mocno nad nim...:-D
Pozdrawiam
www.rodzinka2plus2.blogspot.com
Tak, to Zalew Zemborzycki;)
UsuńA Quinny ja sobie chwalę. Leciutki, poręczny, zgrabny. Niestety na duże wertepy się nie nadaje. Dziurawe chodniki i kocie łby to już dla niego problem, ale tak jest chyba z każdym wózkiem na małych kółkach. Dał radę z nami na wakacjach w Grecji, a tam bywało różnie;)
My tez korzystamy z uroków wiosny, jeszcze nie takiej w pełni, ale jednak wiosny :)
OdpowiedzUsuń