piątek, 12 czerwca 2015

Bunt dwulatka...

Bunt dwulatka, to coś, z czym chyba każdy rodzic musi się zmierzyć. To okres, gdy dziecko odkrywa, że jest odrębną jednostką i może mieć własne zdanie. Niestety, to zdanie manifestuje niejednokrotnie w taki sposób, że nas, rodziców, doprowadza to do rozpaczy. No bo z jednej strony chcemy wszystkiego co najlepsze dla naszego dziecka, nie chcemy by płakało, by było nieszczęśliwe, ale z drugiej strony nie możemy pozwolić sobie wejść na głowę, musimy stawiać pewne granice. My stawiamy granice, a dziecko się buntuje, bo do tej pory nikt niczego mu nie zabraniał. Nie jesteśmy w stanie poznać własnego słodkiego bobasa, bo krzyczy, złości się, uderza pięścią w stół. Zdarza się, że potrafi w tej złości próbować sobie zrobić krzywdę. Jesteśmy zagubieni, nie wiemy co robić. 

Okres taki trwa teoretycznie od około 18 miesiąca aż do 30 miesiąca. U nas zaczęło się prawie książkowo, bo gdy byłam w 8. miesiącu ciąży czyli Fi miał właśnie około 18 miesięcy. Na początku było delikatnie, aczkolwiek i tak uciążliwe, bo tu ciąża, potem małe dziecko i zbuntowany starszaczek. Potem chwilowa przerwa, cisza przed burzą, by ok drugich urodzin wybuchnąć na nowo z siłą i zaskoczeniem gromu z jasnego nieba.

Na początek poszła odmowa jedzenia. Fi przestał jeść. Jakby nam na złość. Nic a nic. Z czasem coś tam zaczął jeść, nawet całkiem sporo, ale je tylko to na co ma ochotę i nadal potrafi się zaprzeć i mimo głodu nie ruszyć nic. Na nic zdają się moje akrobacje, kombinowania, jak nie chce jeść, to prędzej wpadnie w histerię niż otworzy paszczę przed łyżeczką.

Kolejnym objawem było domaganie się tego co zakazane, a z czasem domaganie się dla samej idei. Nie ważne co, nie ważne po co, ważne, żeby to dostać i już. Kiedyś pokazywanie paluszkiem, teraz "o to", "daj to" są powtarzane od rana do wieczora, a gdy spotyka się z odmową wpada w złość. Krzyczy, rzuca się, uderza dłonią w stół lub ścianę, rzuca się na podłogę, rozrzuca zabawki.

Na kolejny ogień poszło NIE. U większości dzieci, to właśnie wieczne NIE jest pierwszą oznaką buntu. U nas z racji tego, że Fifi nie chciał mówić nic, nie mówił też "nie". Ale gdy już do mówienia się przekonał to właśnie sławetne "nie" było pierwszym co powiedział. Teraz przeplata się z żądaniami. Czasem mam wrażenie, że toczy się między nami nieustająca walka. Ja chcę coś, on nie chce kategorycznie, żeby za chwilkę zażądać czegoś, czego mu nie wolno. Wieczne szarpanie się o coś. Podobnie jest, gdy Fi wymyśli sobie, że coś ma być zrobione w określony sposób. Nieważnie, że jest to niemożliwe bądź zwyczajnie bez sensu. On chce i już, a jak nie to znów złość, krzyki, agresja. I tak w kółko.

I coś, co mnie osobiście frustruje niesamowicie. Niezdecydowanie. W każdej kwestii. W kwestii jedzenia. Stanie i pokazuje, "o to, o to", piętnaście rzeczy, i stoi, by w końcu wybrać, a gdy mu podam na talerzyk, to "nie". Ubieranie. Sam biegnie z konkretną koszulką, żeby przy próbie założenia wpaść w dziki ryk, wyrywać się i kopać. Spacer. Domaga się, przynosi buty, ciągnie za klamkę, a gdy wyjdziemy za drzwi zaprze się, powiesi mi na ręce i nie ujdzie nawet kroku. Podobnie jest z wózkiem, spaniem, zabawkami, przytulaniem, dosłownie wszystkim... Sam nie wie czego chce...

Niby wiemy, że to taki okres, że w ten sposób kształtuje się osobowość naszego dziecka, że dla niego to też jest trudne, że teraz my powinniśmy stanąć na wysokości zadania i pomóc mu przez to przejść jednocześnie stawiając jasne granice. Teraz zaczyna się wychowanie przez duże W. Łatwo to wszystko powiedzieć, ale jak to wszystko przetrwać? Przeczytałam chyba milion artykułów i poradników na ten temat i to co się w nich powtarza, to cierpliwość i konsekwencja oraz spokój i opanowanie. Przyznam szczerze, że momentami aż mnie korci nawrzeszczeć na Filipa, zamknąć go w pokoju, w środku mi się wszystko gotuje, aż do tego stopnia, że łapię się na tym, że myślę, że nie lubię własnego dziecka. Ale jak widzę, że ono przecież też przeżywa swój własny dramat, to mam ochotę go przytulić. Nie ważne, że kopie i się odpycha. Może nie spowoduje tego, że nasze dziecko znów stanie się aniołkiem, ale na pewno nam wszystkim pomoże przetrwać ten trudny okres.

I dodam jeszcze coś egoistycznego. Pozwólmy sobie czasem na chwilę oddechu, na ukojenie zszarganych nerwów. Nawet jeśli miałaby być to tylko herbatka z cytrynką wieczorem, gdy dzieciaki już usnął. To naprawdę pomaga spojrzeć pozytywniej na nowy dzień.


6 komentarzy:

  1. U nas obylo sie bez takich atrakcji.Mysle ze to dlatego ze my jestesmy spokojni nie krzyczymy s tlumaczymy w kolko jedno i to samo az dotrze do naszej pociechy.Mie klocimy sie tez nigdy przy dzieciach nie ma nerwowki nie warczymy na siebie.Mysle ze dzieci obserwuja rodzicow i z ich zachowania ucza sie radzic sobie ze swoimi emocjami.Moze pomysl o sposobie mowienia do dziecka bo sama wspomnialas ze krzyczysz czesto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, masz sporo racji, że dzieci wszystko obserwują i powielają pewne zachowania, ale wydaje mi się, że akurat to ma się nijak do buntu, który występuje w tym wieku. Oczywiście, zdarzają się wyjątki, ale ja osobiście się z takimi nie spotkałam. Tylko pozazdrościć dziecka, które przeszło ten etap spokojnie.
      A co do nerwówki i krzyczenia u nas w domu, to się nie zgodzę. Co jak co, ale jeśli chodzi o dzieci staramy się zachować spokój, cierpliwość i konsekwencję. Czasem nie jest łatwo, bo Fifi jest strasznie uparty, ale wolę wziąć dziesięć wdechów, wyjść na chwilę niż wybuchnąć. Nie powiem, że mi się nigdy nie zdarzyło, ale wiem, jak bardzo potem tego żałowałam.

      Usuń
  2. U nas tak samo, zaczęło się książkowo niedawno, po ukończeniu 18 miesiąca. Cóż poradzić, przetrwać trzeba. :) Robimy to w końcu dla naszych Szkrabów. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas 2 i pol latka:-) odmowa jedzenia,skad to znam.... trzeba przeczekac, zycze wielkich pokladow cierpliwosci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niejedzenie wkurza mnie chyba najbardziej... Już sama nie wiem, co robić, ale mam nadzieję, że w końcu minie...

      Usuń