poniedziałek, 9 listopada 2015

2,5 roku... zmiany...

Ostatnio najczęstszym bohaterem moich postów na blogu jest Zofia. Rośnie, rozwija się, zmiany są bardziej spektakularne. Ale Fifi też się zmienia. Gdy pojawiła się Zosia, Filipiasty miał 20 miesięcy, teraz skończył 30 czyli minęła jedna trzecia jego życia, a to ogrom. Przez ten czas mój malutki synek wydoroślał, nauczył się wielu rzeczy, przeszedł pierwszy, duży bunt i dotarł do tego momentu.

Filip zmienił się fizycznie, wyrósł, przeskoczył parę rozmiarów i zrezygnował z bodziaków na rzecz spodni i koszulek. Nadal jest chudziutki, sporo je, ale tylko to co mu się podoba. Ukochał zupy, a drugiego raczej nie rusza, no chyba, że są to kluski. Lubi też słodycze, ale nie przesadnie. Sępi, żeby potem nosić i chełpić się tym, że je ma. Nie jest na nie pazerny i potrafi czasem nieźle utrzeć nosa babci, która za naszymi plecami próbuje go nimi rozpieszczać. W przedszkolu je ładnie sam, ale w domu, gdzie jest Zosia, zwycięża zazdrość i czasem czeka aż mama go nakarmi. I ma to być konkretnie mama. Odpuszczam i czasem robię mu tą przyjemność, bo wiem, że potrafi sam, ale czasem potrzebuje w ten sposób okazanej mu uwagi.

Przez ostatnie 9 miesięcy Fifi chodził do żłobka. W zasadzie 8 miesięcy był w klubie malucha, a ostatni miesiąc uczęszczał już do przedszkola. To wyjście z domu, pójście do dzieci, do cioć, do zajęć bardzo wiele mu dało. Fi bardzo długo nic nie mówił, potrafił komunikować się niewerbalnie, wszystko pokazywał. Nie powiem, trochę się tym martwiliśmy, panie uspokajały i miały rację. Przez dwa miesiące w żłobku Filip jeszcze próbował po swojemu, a potem ruszył z kopyta. Teraz potrafi powiedzieć wszystko, zapamiętuje wierszyki, śpiewa piosenki. Przekręca po swojemu, ale buzia mu się nie zamyka, gada, gada, opowiada. Trzeba strasznie uważać, co się przy nim mówi, bo powtarza wszystko. Nawet, gdy w pierwszej chwili wydaje nam się, że czegoś nie usłyszał, to potem potrafi wyciągnąć to w najmniej odpowiednim momencie.

Kolejną zmianą, dla nas bardzo ważną i wyczekaną, jest odstawienie pieluszek. Sprawa dla nas świeża. Trochę to trwało, do Fifula nie docierało czego od niego oczekujemy, aż w końcu dojrzał i w jeden dzień postanowił, że kibelek jest fajny. No dobra, troszkę go przekupiłam, ale ważne, że się udało i do przedszkola poszedł już jak prawdziwy przedszkolaczek czyli bez pieluszki.

Ale nie było tylko różowo. Przez ostatnie pół roku wiele z nim przeszliśmy. Niesamowicie dał nam się we znaki tzw. "bunt dwulatka". Mieliśmy dość, czasem łapałam się na tym, że bałam się momentu, kiedy Filip wraca ze żłobka. A potem, z dnia na dzień, wszystko minęło. Fifi wydoroślał, przestał robić histerie o wszystko, zrobił się układny, skory do dyskusji i negocjacji, grzeczny, kochany chłopczyk. Zdarzają się chwile rozpaczy, czasem Zosia mu coś zabierze, coś mu się nie spodoba. Wtedy najlepszym rozwiązaniem jest przytulanie się do mamy. Ogólnie, Fifi stał się strasznie przytulaśny. Rano zaczyna dzień od poleżenia koło mamy, potem przytula się co chwilkę, rozdaje buziaki, śpiewa piosenki, potrafi zjednać sobie nas w każdej chwili. Czasem coś przeskrobie, dostanie reprymendę, ale za chwilkę stanie przede mną z miną kotka ze Shreka, powie "pseplasam", przytuli i moje serce się rozpływa. A gdy się wzruszę, łezka poleci, głos się załamie, albo zwyczajnie, gdy jest mi smutno, przychodzi, głaszcze mnie po głowie i mówi "mama, nie plac". Jestem wtedy cała jego.


No, zmienia się, zmienia się strasznie ten mój synek. Nie jest już taki "na nie". Niestety, jeszcze trochę nam wchodzi na głowę, próbuje wprowadzać swoje porządki, próbuje rządzić, ale powoli, powolutku staramy się nad tym zapanować. Zwłaszcza nad sobą i moją niekonsekwencją, bo tą Filip potrafi wykorzystać znakomicie. Popołudnia z nim znów stały się przyjemnością, poranki, mimo że gwałtowne, mogę zaliczyć do najlepszych momentów dnia, a wieczory znowu są spokojne. Ogółem, Fifi jest przykładem dziecka, które do wszystkiego musi dorosnąć, wszystko musi przeczekać, nie można niczego zmienić na siłę, do wszystkiego sam musi dojrzeć i wtedy jest w porządku.

Wiem, że jeszcze niejeden kryzys nas czeka, że jeszcze wiele jest przed nami, ale wiek 2,5 roku, to w porównaniu do ostatnich miesięcy, najlepszy wiek. Wszystko się ustabilizowało, wszystko się ułożyło. Wiadomo, czasem są schody, czasem trzeba policzyć do dziesięciu, ale nie są to już sytuacje dla mnie niezrozumiałe, wszystko wydaje się mieć jakieś rozwiązanie, zawsze można jakoś do Filipa dotrzeć. Oby jak najdłużej.

PS.
Nie napiszę tu, jak bardzo go kocham, nie opiszę swoich uczuć do niego, bo nie umiem nawet tego objąć słowami. Nie ogarniam tego uczucia, tego jak mocno... Ale co będę więcej pisać, każda Matka to wie. Mam rację?

8 komentarzy:

  1. Jak ogarniasz/ laczysz wyjazdy do dziadkow, zoo itp z drzemka dwojki dzieci ? Jak przekupilas Filipa ? Ile mial miesiecy jak pozegnal sie z pielucha ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj staram się, żeby dzieciaki spały w domu. Jak jedziemy do teściów, pod miasto, to po ich spaniu dopiero, jak na wycieczkę bliższą, to staram się ją zmieścić między pierwszą drzemką Zośki, a ich wspólną drzemką, czasem, na większe "wyjście" robimy wyjątki, na przykład spanie po drodze albo, to w przypadku Filipa, nie spanie wcale.
      A Filip w zasadzie dopiero dwa tygodnie chodzi bez pieluszki, wcześniej za nic nie chciał się przekonać do nocnika, nie mówiąc o kibelku. Siedział, siedział, ale nic z tego nie wynikało, aż mu powiedziałam, że dam mu żelka, jak zrobi siku na nocniczek ;) I zrobił, i tak mu się spodobało, że czasem aż przesadza z tym lataniem na siku. I żeby nie było, nie dostaje żelka za każde siku, dostał raz, może dwa razy i tyle, teraz sika bezinteresownie ;)

      Usuń
  2. No to powiem wam ,że faktycznie sporo przeszliście z Fifkiem ;)
    www.kolorowe-usta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Tez sprobuje z tymi zelkami :) Ja probuje przekupic filmikami na telefonie. Ale siedzi i siedzi i nic.
    Wolalam jak synek byl mniejszy. Pakowalam go do auta/wozka mldko na droge i jedziemy zwiedzac okolice a teraz to gotowanie, jedzenie, spanie i jak tu upchac wycieczke ? Zastanawiam sie nad zupa w termosie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba się nakombinować ;) Ja zawsze jakieś jedzenie mam w torebce ;) Jak nie słoiczek to jakąś bułkę albo banana ;) A do tego zgranie pór posiłków i spania u dwójki ;) Masakra ;)

      Usuń
  4. Fajny Fifek, no fajoski! I super, że po ostatnich przebojach wam się uspokoiło :)

    OdpowiedzUsuń