piątek, 13 listopada 2015

Zosia i Filip 2015: 45/52, 46/52.

Czas zapiernicza jak szalony, ani się obejrzałam, a już minęły kolejne dwa tygodnie i czas wybierać kolejne zdjęcia, które będą świadczyły o upływającym czasie. A upływa on szybko, bardzo szybko. Wstajemy, jest ciemno, w dzień przeważnie też jest ciemno, Fifi wraca z przedszkola, zanim się obejrzymy, znów jest ciemno. I tak ciągle i tak w kółko. Trzeba się mocno nagimnastykować, żeby zapełnić popołudnia dzieciom, gdy pogoda nie pozwala na wyściubienie nosa za drzwi. I tak...

45. tydzień

Nasze 3. Halloween. Nie włączam się w dyskusję nad tym "świętem". Dla mnie to po prostu fajna zabawa dla dzieci i przyznam, że nie mogę się doczekać, kiedy dzieci będą bardziej czynnie brały w nim udział. Do tej pory nasze działania ograniczały się do przebierania Filipa w okolicznościowy bodziak i na powycinaniu dyni. W tym roku po raz pierwszy Fi wykazał jakąś interakcję, a dynie sprawiły mu dużo frajdy. Zośce zresztą też, biegała za Filipem i próbowała mu ją zabrać.

Ale, żeby nie było, nasze polskie, tradycyjne święto też świętowaliśmy. Tak się składa, że święto zmarłych ma dla nas bardzo duże znaczenie i obchodzimy go co roku z rodziną, spotykamy się na grobach, a potem razem jemy obiad u babci. Podobnie było i w tym roku, z tym, że my 1. listopada odpuściliśmy cmentarz, poszliśmy z dziećmi w sobotę rano, poporządkowaliśmy groby, postawiliśmy znicze i kwiaty, żeby w niedzielę dołączyć do rodziny już na miejscu. Było ładnie, ciepło i klimatycznie, a Fifi zaliczył swoje pierwsze dwa długie spacery bez pieluszki i bez wpadki.

Reszta tygodnia przebiegła nam raczej tradycyjnie. Z racji gwałtownego pogorszenia się pogody, zwyczajnie większość przebimnaliśmy w domu. Zośka z impetem wskoczyła nam w jakiś skok rozwojowy więc było wesoło plus nieprzewidywalnie.

46. tydzień

Nudy, nudy, nudy. Zośka galopuje przez jakiś kryzys, nie wiadomo czego się można po niej spodziewać. Dynda na matce, a jak nie dynda, to jęczy i tak w kółko i tak wciąż. I to ciągłe dążenie do samodzielności. Sama chodzić, sama jeść, sama pić. Szkoda, że sama spać nie chce.



Fifi przedszkoluje, zaczyna przygotowania do jasełek, jest grzeczny, wesoły, inny. Jeszcze czasem się buntuje, ale to kwestia charakteru, a nie buntu, który, miejmy nadzieję, już minął. Przytula, pogłaszcze, dzieli się, gdy trzeba. Cud, miód, malina można by powiedzieć.

I pomyśleć, że już lecą kolejne tygodnie, że za chwilkę Mikołajki, potem Święta i koniec tego projektu. Już się zastanawiam czy zaczynać go też w nowym roku czy już sobie darować.

2 komentarze:

  1. Piękne zdjęcia ;)
    www.kolorowe-usta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super dzieciaczki :)
    mój synuś chyba też ostatnio przeszedł jakiś skok rozwojowy - nie nadążam za nim czasem :p A dodam, że jeszcze nie chodzi, ani nie mówi- aż boję się pomyśleć, co to będzie za jakiś czas :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie: Aronkowa.blogspot.com - dopiero zaczynam, ale będzie mi ogromnie miło jesli zajrzysz

    OdpowiedzUsuń