czwartek, 17 grudnia 2015

Jak nie kupić niechcianego prezentu...?

Okres około świąteczny, to czas magiczny i potrafi przynieść wiele radości, zwłaszcza jak się ma dzieci. Można znów poczuć się jak dziecko, pobawić w prezenty, dekoracje, pierniczki. Mimo, że ciągle jesteśmy gdzieś zalatani, że planujemy, że męczy nas ten cały zamęt, to gdy pojawiają się dzieciaki, wszystko się zmienia. Także nasze podejście do prezentów, którymi w tym okresie obdarowywane są nasze szkraby. A trochę tego jest, bo Mikołajki, potem Gwiazdka i w końcu zośkowe urodziny. Dom, goście, przedszkole. Gdzie się nie obejrzymy, tam czai się Mikołaj. I fajnie, dzieci mają frajdę, my zresztą też, ale czy na pewno?

Jak wszędzie, tak i w przypadku prezentów dla dzieci, zdarzają się prezenty nietrafione. Tak dla nas, jak i dla nich. Wkurzamy się my, denerwują się dzieci, my nie wiemy co z fantem zrobić, żeby nie zrobić przykrości obdarowującemu i jest jeden wielki klops. Pół biedy, jak ktoś ma własne dzieci lub bywa u nas, wie czego potrzebujemy, podpyta jawnie albo jakoś przypadkiem i trafi. Gorzej, jak ktoś sam próbuje na siłę nas uszczęśliwić. A przecież tak łatwo przejrzeć strony internetowe, zapytać, nawet poprosić o sugestię (http://babydeco.eu/). Ale jeśli komuś nie pozwala śmiałość na takie pytania, podpowiem, jakie prezenty mi najbardziej działają na nerwy.

Pindolące zabawki - pół biedy, gdy mamy jedno dziecko. Jak śpi, to jedynym niebezpieczeństwem jest nasze w nie wdepnięcie i uruchomienie syreny. Gorzej, gdy mamy dwójkę i jedno pała niesamowitą chęcią grania ustrojstwem, jak drugie akurat odsypia noc. Przynoszenie czegoś takiego do domu z niemowlęciem jest dla mnie szczytem odwagi. Ale żeby nie było, nie jestem przeciwniczką wszystkich grajków. Niektóre ratują nam życie, niektóre grają ciszej albo fajniej. Najbardziej wkurzają mnie pindoły grające w niezrozumiałym dla mnie języku i nie wnoszące nic więcej oprócz hałasu do naszego życia.

Zabawki rozpadające się - najczęściej plastikowy szajs, który jest zwyczajnie niebezpieczny, z małymi elementami, do niczego nie służący, a zagrażający naszym dzieciom. Do tego niejednokrotnie rozpadają się w rękach naszych dzieci sprawiając im tym przykrość, bo przecież maluch chce się bawić, a się nie da. Wtedy oprócz wkurzenia, serce nam się kraje i szybciutko, pod osłoną nocy taka zabawka znika z naszego domu.

Książeczki z rymowankami - może ładnie wyglądają, ale są tylko powielanymi pięćset razy tymi samymi rymowankami. Mamy takich chyba z dziesięć. Oczywiście, książeczki są fajne, lubimy je dostawać, ale fajnie też, jak niosą za sobą jakąś treść albo przynajmniej fajne obrazki.

Maskotki - osobiście je kocham i zawsze mam problem co z nimi robić. Sama kupuję dzieciom ich ulubionych bohaterów czy misie na różne akcje charytatywne. Ale właśnie z tego powodu, że potem nie ma gdzie ich trzymać, że zbierają kurz, a dzieci naprawdę pokochają jedną na milion uważam, że kupując maskotkę dobrze zapytać rodziców o to, co dzieci lubią. Wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że miś nie trafi od razu na półkę czy do kąta.

Niepraktyczne ubranka - mam na myśli sukieneczkę z falbankami w środku zimy, dla dziewczynki, która w większości siedzi z mamą w domu lub przemierza świat opatulona w śpiworek, w okresie, gdy nie zbliża się żadna impreza, na której mogłaby ją zaprezentować.

Słodycze - bezpieczniej nie kupować ich wcale. I to powie chyba większość rodziców.


Pewnie jest tego jeszcze dużo więcej, ja wymieniłam kilka, które akurat na szybko przyszły mi do głowy. Pewnie wy też macie listę prezentów, których nie chcielibyście widzieć w paczkach waszych dzieci albo z którymi macie problem. Podzielcie się, chętnie się dowiem.
A swoją drogą, ja cieszę się z każdego prezentu, jest przecież oznaką pamięci, ale... No właśnie, ale... Czasem musimy się mocno nagimnastykować, żeby nie zepsuć świątecznego nastroju. Są przecież sytuacje, gdy dziecko się przestraszy prezentu, nie spodoba mu się, zwyczajnie go oleje. A my mamy na tyle przyzwoitości, żeby całą sytuację zatuszować, obrócić w żart, nikogo przy tym nie urażając. Przecież to Święta. Z niechcianym prezentem rozprawimy się po...

11 komentarzy:

  1. Ja zawsze proszę, by ci co chcą obdarować moją córke pytali nas o propozycj,e chyba, że chcą wywalić pieniądze w błoto ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zazwyczaj tak robię, ale czasem to jak rzucaniem grochem w ścianę;)

      Usuń
  2. Temat bardzo mi bliski, bo sama nie dawno o tym pisałam. Cieszę się, że jest więcej myślących tak jak ja... tylko co by tu teraz kupić na prezent? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego ja zawsze bez ogródek mówię co kto ma kupić i już :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się staram, ale są tacy, którzy nie słuchają albo tacy, których widujemy tylko od święta i nie ma okazji im coś zasugerować;)

      Usuń
  4. wiesz, jednak miło sprawiać prezenty i miło jak dzieci coś fajnego pod choinką znajdują. Nie jestem przeciwna a wręcz jestem "za" słodyczami, ale konkretnymi, nie masa landrynek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie jestem przeciwna, ale co jeśli dziecko dostanie całą pakę słodyczy, a jeszcze nie do końca radzi sobie z "dawkowanie". Albo jak rodzice nie pozwalają mu jeść czekoladek? Dlatego napisałam, że bezpieczniej jest się powstrzymać od tego typu prezentów, jak się nie zna podejścia rodziców i dziecka do łakoci.

      Usuń
  5. Temat bardzo przydatny, jednak najbardziej potrzebny ludziom którzy nie mają dzieci lub ich pociechy mają powyżej trzydziestki i nie do końca potrafią się odnaleźć w gąszczu zabawek.
    A Ci raczej tego typu artykułów nie czytają.

    Zgadzam się że jest wiele prezentów dla maluchów które na pewno nie nadają się do wieku dziecka lub nie są w kręgu jego zainteresowań.
    Jednak równocześnie wydaje mi się że obecnie dzieci są obdarowywane masą niepotrzebnych zabawek, których absolutnie nie potrzebują w takiej ilości.
    Czy nie lepiej było by nauczyć dzieci cieszyć się z otrzymywania drobnych upominków lub jednego większego na którego złożyło by się kilka osób?
    Przecież 3 lalki, 6 samochodów i 2 piłki nie spowodują że maluch będzie szczęśliwszy na dobrą sprawę za chwilę zapomni że w ogóle je dostał.
    To my dorośli jako punkt honoru wyznaczyliśmy sobie zadowolenie dziecka i udowodnienie wszystkich wokół że nasz prezent jest najlepszy....

    Staram się wszystkich informować co mogło by sie przydać dziecku i sugeruję że fajnie było by gdyby prezent był wspolny a nie od każdego coś, ponieważ nadmiar zabawek trafia do kąta, a następnie wywożę do domu dziecka lub domu samotnej matki, gdy zabawki nie są używane.

    Osobiście stawiam na zabawki które wnoszą coś pozytywnego w rozwój dziecka, lub poszerzają zainteresowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam takie same zdanie, ale gorzej z obdarowującymi. Niejednokrotnie moje sugestie trafiały w mur, niejednokrotnie zostałam posądzona o to, że chce dziecku zabrać przyjemność z dostawania, że każdy woli dać coś od siebie i wiele innych niejednokrotnie...
      A temat niekoniecznie dla bezdzietnych czy dzietnych od dawna. Wiem po sobie, że dzieciatym nie raz się wydaje, że wiedzą czego potrzeba innym dzieciatym i ich dzieciom;)Czasem kupujemy to, czego swoim dzieciom byśmy nie kupili i na co kręcilibyśmy nosem więc warto temat wałkować. Tak dla przypomnienia;)

      Usuń
  6. Nas na szczęście większość osób prosi o radę przed zakupem prezentu. Zdarzają się jednak oryginały, które same wybierają zabawki/ubrania, problem pojawia się w momencie, w którym okazuje się, że Tosia ma już taką samą rzecz.

    OdpowiedzUsuń