poniedziałek, 11 stycznia 2016

Chwile dla siebie... warto się o nie postarać...

Każdy, kto posiada dzieci wie, że zdarzają się momenty, kiedy nie jest łatwo. Czasem te momenty przechodzą w dłuższe okresy i zaczyna być nieciekawie. Zima należy zdecydowania do takich cięższych okresów. Dzieci się nudzą, możliwości trochę mniej, każde wyjście to godzina zbierania, ubierania, zapominania, a i tak niejednokrotnie kończy się niezadowoleniem, fochem i rykiem. Wizyty na salach zabaw, basenach, u babć czy znajomych to też ciągła pogoń za dziećmi, pilnowanie, żeby "nie weszły w szkodę", oczy dookoła głowy. Domowe atrakcje są atrakcjami, ale przez krótki okres czasu, z czasem pomysły się kończą, my chcemy w końcu usiąść i odsapnąć, a płynące zewsząd, wszelkimi kanałami, w wersji stereo okrzyki "mamooo", "mamaaaa", "ejjj", "ajjj", "aaaa" nam tego nie ułatwiają. Dodajmy do tego wszystkiego poczucie, że nie, weekend niczego nie zmieni, nie pośpimy dłużej, nie obejrzymy filmu, nie pospacerujemy po parku, dzień świstaka będzie trwał dalej. Święta? A czym one się różnią od innych dni? Chyba tylko tym, że trzeba jakoś wyglądać i mimo zmęczenia uśmiechać się od ucha do ucha. Wieczór? Rosyjska ruletka. Noc? Szkoda gadać...

I tak sobie żyłam w tym przekonaniu, że wszystko jest na naszej głowie, że to my mamy tylko obowiązki, że nie możemy liczyć na żadną pomoc, bo przecież to jest nasze zadanie. "Sami chcieliście" usłyszałam i wyczytałam już tyle razy, że nawet nie śmiałam od kogoś wymagać zajęcia się dziećmi tylko w celu mojego odpoczywania. Owszem, kombinowałam, jak wygospodarować dla siebie troszkę czasu. Starałam się wyłączać, uciekać, zostawiać na trochę, ale nie oszukujmy się, mistrzem relaksacji nie jestem i średnio mi wychodzi relaksowanie się na siłę. Ja kocham kanapę, robótki ręczne, książkę, spokój przy pisaniu tekstów, co mi z łażenia przez pół dnia po sklepach. Co innego z mężem, ale on w tym czasie siedzi z dziećmi... 

Aż...

Aż będąc w gościach u borsuczkowego dziadka zostałam grzecznie poproszona o posadzenie tyłka w fotelu. Dzieci zostały zabrane na piętro z przykazem, że mam się tam nie pokazywać. Mam usiąść, zjeść w spokoju, posiedzieć, odpocząć, bo jak tak dalej pójdzie, to nabawię się nerwicy. No i siadłam. Siedziałam, było mi nieswojo, nasłuchiwałam, miałam wyrzuty sumienia, ale było mi przyjemnie. Ktoś pomyślał o mnie. Ktoś pomyślał, że ja też potrzebuję chwili na odpoczynek. Ktoś poświęcił swój czas, żeby zająć się moimi dziećmi. Bez proszenia, bez ważnego powodu, po prostu, żebym usiadła w spokoju. Zdarzyło mi się to pierwszy raz, ale dało mi do myślenia.


A może trzeba troszeczkę zadbać o własne prawa. Może trzeba troszkę zasugerować rodzinie, że coś wam się od życia należy. Że całymi dniami i, nie oszukujmy się, nocami, jesteśmy jak napięta struna, że nasze potrzeby są na ostatnim miejscu, bo przecież dzieci są najważniejsze, a to, na dłuższą metę, męczy. Jak bardzo słodziutkie by nie były nasze dzieci, to czasem mamy dość i chcemy się zaszyć w kąciku w spokoju. Nie na długo, niezbyt często, na chwilkę, na momencik. A wierzcie mi, w domu z dziećmi jest to niemożliwe. Tam, gdzie jestem ja, są i dzieci, a najczęściej są na mnie i chcą tego, co ja mam, włażą na mnie, pchają się wszędzie.
Ja pierwsze takie akcje mam za sobą i wiem, że po takim czasie nie jest łatwo uwierzyć, że ktoś dobrze zaopiekuje się naszymi dziećmi, ale warto. Herbatka wypita z babcią, gdy moja ciocia bawi się z Zofią, kino z mężem, gdy dziadkowie zajmują się dziećmi, film obejrzany we względnym spokoju, kiedy prababcia dogląda śpiącej Zosi, a babcia zabawia Filipa. Nawet pewnego dnia usłyszałam od męża, że mam iść, wejść do wanny i się zrelaksować, a on zajmie się dziećmi i dopilnuje, żeby nie stały pod drzwiami z jękami... Cud, święto lasu... I nie, nie wymagam od kogoś, że przejmie opiekę nad dziećmi w weekendy, żebym ja mogła leżeć bykiem. Nie, ja tylko chcę mieć pewność, że raz na jakiś czas, gdy się odwrócę, odetchnę na chwilkę, zapomnę się, moje dzieci nie zostaną same, że ktoś na nie zwróci uwagę...

Fakt, tekst usłyszany od przyjaciółki mojego taty podczas pamiętnej wizyty był jak do tej pory jedynym takim, ale co tam... Jak ktoś nie proponuje pomocy, to może warto się o nią upomnieć. Dzieci są już na tyle duże, że mogą na chwilkę odkleić się od mamy i potrzebują trochę większej rodziny niż tylko mama i tata. Nieważne, że czasem mnie wkurzają, że działają mi na nerwy, że moja przekorna natura szepcze mi "nie daj, to twoje dzieci, sama się nimi zajmiesz lepiej". Dla nas to chwilka wytchnienia, a dla dzieci super atrakcja, coś innego, oderwanie od codzienności.

A nam się należy, oj należy i nie tylko wtedy, gdy dzieci śpią. Bo gdy dzieci śpią, my mamy naprawdę wiele do zrobienia. Jak nikomu nie przychodzi do głowy zaproponowanie takiej pomocy, to sami sobie o nią zawalczmy... A swoją drogą marzy mi się w końcu doprowadzenie mieszkania do porządku bez uwieszonego na mnie bobasa... Może kiedyś i do tego dorosnę, że wywiozę dzieci i wrócę sprzątać. A przedpokój nadal czeka na pomalowanie...

A jak jest u Was z tymi chwilami dla siebie? Pomaga Wam rodzina? Zdejmuje z Was raz na jakiś czas odpowiedzialność z pleców? A może zajmują się dziećmi tylko "jak trzeba" albo "jak muszą"? A może uważają, że to dla nich tylko przyjemność, a nie obowiązek?

4 komentarze:

  1. Każdy potrzebuje takiej chwili by sobie zwyczajnie, po ludzku odsapnac. Mi tego bardzo brakuje!
    W zasadzie to ze wszystkim jestem sama, mąż trochę pomoże,rodzina niewiele. Dopiero od listopada dwa razy dałam synka na noc do dziadków. Trzy lata do tego dojrzewałam;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na razie dojrzałam do odstawienia ich na parę godzin... O nocy nawet nie myślę...
      A na co dzień też muszę sobie radzić sama.

      Usuń
  2. Mi nikt nie pomaga.Mam dwoje dzieci wszyscy daleko mieszkaja i to w zasadzie obcy ludzie dla moich dzieci.Moja tesciowa fajnie bawi sie z corka ale synkowi juz pieluchy noe zmieni bo sie brzydzi i nie nakarmi bo on strasznie ruchliwy a ona nie umie go zabawic. Generalnie sama nie chce zostawac z dwojka.Ja tez raczej tego nie chce bo ona nieodpowiedzialna jest.Stawia wrzatek byle gdzie itp Jak ona przyjezdza to sie czuje jakbym trojke dzieci miala.Maz pracuje od rana do nocy bo ma cala firme na glowie.Generalnie siedze sama 24 na dobe w weekendy jest maz. Ale zakupy gotowanie sprzatanie wszystko sama.A dzisiaj maz zaczal temat rozwodu wiec niedlugo pewnie czeka mnie samotne maciezynstwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz? U nas z zajmowaniem się dzieciakami jest podobnie... Lepszy Fifi, bo mniej obsługowy, a z dwójką też nie ma opcji zostawienia... Ogólnie, to dopiero ostatnio udaje mi się choć na chwilkę odwrócić głowę, bo wcześniej, mimo że ktoś niby się dziećmi opiekował, to ja musiałam pilnować...

      A co do męża, to długo myślałam, co mam Ci odpisać i jedyne co mi przyszło do głowy, to to, że chyba powinniście porozmawiać poważnie i coś ustalić...

      Nie będę się wymądrzać, bo nie jestem kompetentna... Pozdrawiam i życzę powodzenia!!! W razie co, mój mail jest na stronie...

      Usuń