poniedziałek, 7 marca 2016

Kilka słów o uczuciach...

Jedziemy sobie ostatnio samochodem. Na szczęście Zosia troszkę się w tym temacie uspokoiła i podróże nie są już takie męczące więc jedziemy i rozmawiamy. Tematy, jak to zawsze z Filipem, mocno filozoficzne i życiowe. Tym razem o tym, kto kogo kocha. No i Fifi wylicza... Kocham mamę, kocham tatę, kocham Zosię i kota kocham... I tak sobie zdałam sprawę z tego, że w moim domu rodzinnym nigdy nie rozmawiało się o uczuciach. To znaczy, jeśli chodzi o jakieś miłostki, to owszem, rozmawiałam z mamą, ale o uczuciach między nami nie rozmawiało się nigdy. W zasadzie mówi się, że wystarczy to czuć, wtedy słowa są niepotrzebne, ale w tym rzecz, że ja chyba nie zawsze czułam i jako dziecko czy młoda dziewczyna potrzebowałam od czasu do czasu takiego zapewnienia. Choćby po to, by poczuć się pewniej w tym niepewnym dla mnie świecie. Żeby wiedzieć, że jest ktoś, kto zawsze i wszędzie, bez względu na wszystko będzie przy mnie stał murem. 

Ja wiem, że czasy były inne, że dzieci nie były równoznacznym partnerem do rozmowy, ale znam rodziny, gdzie wyglądało to inaczej i czasem bywało mi z tym źle, że u nas tak nie było. Tylko czasem, bo czasu się nie cofnie i nie da się zmienić tego, co było więc nie ma się co zadręczać, ale trzeba wyciągać z tego wnioski. A mianowicie, mówmy swoim dzieciom ważne słowa. Wyrażajmy uczucia, opowiadajmy, wyjaśniajmy, podbudowujmy ich wiarę w siebie. To zaprocentuje. Zaprocentuje ich pewnością siebie, poczuciem, że zawsze mają w nas oparcie, że mogą powiedzieć nam wszystko, że mimo wszystko będziemy je kochać i wspierać.

Nie wahajmy się mówić, że kochamy, nie wahajmy się przepraszać, gdy dzieci na to zasługują, a raczej, gdy my powinniśmy przeprosić, chwalmy, zachęcajmy do działania, pocieszajmy, gdy tego potrzebują. Bądźmy z nimi w radosnych i trudnych momentach, zachęcajmy do rozmowy, ale i szanujmy ich prywatność, bo one nie są naszą własnością. Dajmy im swobodę wyboru, pozwólmy czasem popełniać błędy, wspierajmy, trzymajmy za rękę, idźmy z nimi przez życie, by w pewnym momencie wypuścić z domu młodych ludzi, którzy wiedzą, że nie są sami. Dajmy im wszystko, czego nam brakowało w życiu i nie miejmy żalu do naszych rodziców za poczynione błędy... dzięki nim my wiemy już, że nie należy ich popełniać. Czerpmy tylko te pozytywne wzorce z naszego dzieciństwa i miejmy nadzieję, że kiedyś nasze dzieci zrobią to samo... 

4 komentarze:

  1. Bardzo mądrze powiedziane. U nas w domu rozmawianie o uczuciach jest na porzadku dziennym, codziennie mówimy dzieciom,że je kochamy, a wieczorem często przepraszam Filipka jeśli danego dnia byłam zdenerwowana i np.krzyknęlam na niego. Natomiast ze swojego dziecinstwa nie pamiętam takich słów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ja też nie pamiętam... W zasadzie pamiętam raz, ale to było w takich okolicznościach, że było raczej elementem szantażu emocjonalnego niż prawdą... Dlatego mam mocne postanowienie, że w naszej rodzinie będzie inaczej... Jeszcze tylko pozostaje gruboskórnego męża przekonać do większej empatii ;)

      Usuń
  2. U mnie nigdy nie rozmawiało się o uczuciach.
    Ja sama uczę się tego. i ucze swoje dzieci. nie zawsze nam wychodzi, ale się staramy i jest łatwiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się uczę i dzieci też uczę... Na razie Filip uważa, że kochanie to czynność, którą się robi i już ;) Gdy mu mówię, że ma kochać Zosię, bo to jego siostrzyczka, odpowiada, że on już kochał, teraz idzie spać i będzie kochał jutro ;)

      Usuń