piątek, 11 marca 2016

Mamo, mamo, mamoooo, mamusiuuuu...

Każda mama czeka na pierwszy świadomy uśmiech dziecka, na pierwsze złapanie za rączkę, na pierwsze  przytulanki, na pierwsze słowo "mama"..., a potem na pierwsze "mama" skierowane właśnie do niej. Serce urosło do niewyobrażalnych rozmiarów, gdy pierwszy raz usłyszymy "mamusiu, kocham Cię"... To wszystko jest piękne, wzruszające, ściska w gardle za każdym razem, gdy to się dzieje, ale...

Z czasem "mama, mama, mamoooo", "mama, mamo, mamusiuuuu" zaczyna naszym dzieciom wchodzić w krew i powtarza się przy każdej okazji. Niekoniecznie w połączeniu z przytulaniem i słodkim "kocham Cię". W sieci krąży wiele żartów na temat tego, od czego w rodzinie jest mama, a od czego jest tata. Mianowicie, tata jest tylko po to, by zapytać go, gdzie jest mama. Zawsze się z tego śmiałam, ale wydawało mi się, że jest to mocno przesadzone, teraz już wiem, że może i przerysowane troszkę jest, ale tylko troszeczkę i tak naprawdę ma bardzo wiele z rzeczywistością.


I tak od rana do nocy, a potem również i w nocy jestem eksploatowana przez dzieci go granic wytrzymałości. Nie ma chwili, żeby któreś przy mnie nie było. Nie robię nic w samotności, a nawet, gdy jestem w łazience, to zza drzwi słyszę zawodzenie jednego bądź drugiego. Gdy słyszę rady, żebym oddała dzieci mężowi, a sama zaszyła się w jednym pokoju i odpoczęła, to tylko uśmiecham się smutno..., bo gdzie ja, tam stado moje. Musiałabym ich wygnać z domu, a chwilowo jest to chyba średnio wykonalne. Mama ma dawać pić, ma karmić, ma ubierać, ma się bawić, albo przynajmniej być przy tej zabawie, mama ma wyciągać z wanny, mama ma czytać, mama ma usypiać, nawet gasić światło ma mama, bo inaczej jest okropna rozpacz. O ile w dzień idzie pogodzić różne roszczenia dwójki dzieci, tak wieczorem ostatnio bywa ciężko. Bo jak na raz usypiać dwoje bobasów w dwóch pokojach, z czego jedno jeszcze przed snem jest karmione piersią? Filip rozwiązanie znalazł, kazał tacie iść do Zosi, bo on kategorycznie żąda mamy. Gdy nie przystaliśmy na jego propozycję postanowił nie dać spać wszystkim dookoła. Jedno jest pewne, nie pójdzie spać póki mama nie poczyta, nie opowie bajki, nie powie, co będziemy robić jutro i póki mama nie da buzi na dobranoc.

Ale żeby było jasne... Nie to, że tata wcale nie istnieje, tata jest, jak najbardziej, jest niezłą zabawką, niezłą atrakcją. Tata nie siada z klockami, tata nie wyciera nosa, nie męczy zakładając wiecznie skarpetki, tata podrzuca, nosi, wygłupia się. Tylko, że tata też jest jeden i też może podrzucać na raz tylko jedno, a to generuje niewyobrażalne wrzaski u tego drugiego. Więc, gdy już raz na czas jakiś i Zosia i Filip na dwie minuty odpuszczą sobie mamę i wlezą na tatę, mogę być pewna, że ciszy wtedy nie zaznam, a i lepiej ich wtedy mieć na oku, bo jakiś wypadek z udziałem małoletnich murowany. No i gdy tata zajmuje się jednym, drugie poszkodowane głośno rości sobie prawa do równoważnej uwagi i kto wtedy wkracza? Oczywiście mama... A jak mama wkroczy, to tata znów przestaje istnieć dla dwójki. I tak w koło Macieju...

I choć czasem jestem tym wszystkim mocno zmęczona. Choć ciągłe przebywanie i ciągłe spełnianie zachcianek dzieci zaczyna czasem być uciążliwy, czasem czuję się przytłoczona, to wiem, naczytałam się już u rodziców dzieci starszych, że ten okres nie będzie trwał wiecznie, że za chwilę może być "tata, tata, tatuś" a "mama jest be", że jeszcze za dłuższą chwilę przytulanek będzie mniej, spędzanego czasu będzie mniej, będą koledzy, własne zajęcia, a potem..., ech, nawet ciężko o tym wszystkim pomyśleć. I choć teraz jest ciężko, choć ciężko nadążyć za małymi, rozbrykanymi potworami, to kiedyś nam tego jeszcze zabraknie... Szczerze przyznam, że czasem ta myśl ratuje moją poszarpaną psychikę, gdy dzieciaki nie odpuszczają nawet na chwilę. Wtedy zaciskam pięści, wytrzymuję, a gdy zasną w końcu idę do nich, otulam, całuję i wbijam sobie do głowy, że to nie będzie trwało wiecznie, że trzeba czerpać z tych chwil wszystko co się da, bo one przeminą, a nam zostanie tylko tęsknota... A teraz jest taki czas i trzeba go przetrwać i już...

5 komentarzy:

  1. Ja już czasem mam dość ;D
    kolorowe-usta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś w tym jest. U nas Lukowa faza na mamę przybiera postać sinusoidy, choć ostatnio rzeczywicie nasilona, tylko przede wszystkim wtedy, gdy ja jestem gdzieś obok. Bo gdy mnie nie ma, to jest spokój. Zresztą tata daje sobie radę świetnie, tylko dzieciaki chyba zwyczajnie tak mają. Chyba pozostaje nam próbować i zaciskać te zęby.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas jeden, ale za to bardzo maminy. Tata fajny do zabawy, ale mama najlepsza do reszty:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy okres wychowywania dzieci ma swoją urodę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas po mimo że Mąż pracuje a dzieci w ciągu dnia są ze mną. To co drugi dzień ja wybywam z domu by troszkę od sapmnąć a wtedy po pracy dziećmi zajmuje się mąż. I to weszło w nasze życie. I nie ma ze tylko jest mama do wszystkiego. Tatuś też potrafi te czynności co mama :)

    OdpowiedzUsuń