środa, 13 lipca 2016

Para zwana rodzicami...

Rozpoczęły się wakacje, z każdego kąta internetu biją zdjęcia z urlopów, z wycieczek, z wojaży bliskich i dalekich. Zdjęcia dzieci na działkach, u dziadków, u ciotek, wujków, na koloniach i obozach. Zdjęcia rodziców z pociechami, ale i bez pociech. Na imprezach, wyjazdach, urlopach... Co chwilkę też wpadam na posty radzące, by skorzystać z letniej pory i wybrać się gdzieś bez dzieci, we dwoje, jako małżeństwo. Odpocząć, przypomnieć sobie siebie nawzajem, zakochać się od nowa, znów poczuć to co na początku. Ale też odsapnąć od potomków, których mamy na co dzień. Budzić się rano i nie pędzić spełniać dziecięce potrzeby, zasypiać wieczorem z głową nieprzepełnioną troskami dnia codziennego, chodzić gdzie się chce, kiedy się chce, mieć luz, blues...

Fajna wizja, prawda? Ja uważam, że ekstra i z ogromną zazdrością czytam kolejne wpisy słomianych rodziców. Z zazdrością, bo my tej możliwości, przynajmniej na razie, nie mamy. Nie dlatego, że jesteśmy tak bardzo uwiązani do naszych dzieci. Owszem, jesteśmy z nimi związani, ciężko byłoby nam się rozstać, ale rozumiemy potrzebę bycia czasem samemu. Rozumiemy i bardzo nam tej możliwości brakuje, ale co zrobić. Bo, żeby takie wakacje w ogóle miały sens, dzieci muszą zostać z kimś, komu ufamy, z kimś, kto je zna, kto wie czego potrzebują, jak wygląda ich plan dnia. I tu zaczynają się schody. Ci, którym ja ufam nie bardzo garną się do takiej pomocy, a ci, którzy od bidy by się zgodzili, niestety godni zaufania są średnio. Mówię od bidy, bo niestety od bidy. A ja nie potrzebuję kogoś, kto dzieci mi przechowa, tylko kogoś, kto zapewni im fajne wakacje, a dodatkowo nie oleje całkiem naszych zasad. Kogoś, dla kogo opieka nad nimi to coś naturalnego, a nie mus. Kogoś godnego zaufania.
Powiecie, mało tu twojej dobrej woli. Och, tej woli było aż nadto, aż nadto było kompromisów i aż nadto było zawiedzionego zaufania. I nie, nie jestem przewrażliwiona, oddaję dzieci do przedszkola i do żłobka, zostawiam z opiekunką, z rodziną, gdy jedziemy na zakupy lub mamy coś załatwić, nie cackam się z nimi nadmiernie, nie mam całej rozpiski z zaleceniami co do nich. Chcę po prostu, żeby ktoś, kto zostaje z moimi dziećmi szanował to co mówię, nie okłamywał mnie, nie zatajał istotnych informacji oraz zapewnił im dobrą, kochającą opiekę. To naprawdę nie są wygórowane wymagania, a wybycie na wakacje z przeświadczeniem, że one nie są spełnione na pewno nie skończy się odpoczynkiem, a jedynie zamartwianiem się więc my na razie z takiej przyjemności zrezygnujemy.


Ale wracając do tematu. Kwestia wyjazdu na wakacje bez dzieci na daną chwilę dla nas nie istnieje, ale przecież od czasu do czasu należy nam się chwilka oddechu. Co wtedy? Ja żyję myślą, że przecież kiedyś wyjadą na jakieś kolonie, że będą na tyle duzi, że spędzą wakacje u rodziny, że kiedyś sytuacja się zmieni. A na razie korzystamy z wieczorów we dwoje, staramy się czasem poprosić opiekunkę o opiekę, wyskoczyć na spacer, do kina, nawet na zakupy. Brakuje nam czasu ze sobą i ja to czuję, czuję, że czasem w natłoku obowiązków zapominamy o sobie nawzajem, że zapominamy, że nie jesteśmy tylko jednostkami, że mamy drugą osobę, do której możemy się zwrócić, z którą porozmawiać. A zgrani, kochający się rodzice są dla dzieci bardzo ważni. I nie chodzi mi tylko o powstrzymywanie się od kłótni czy krzyków, dzieci czują więcej niż nam się wydaje i czują też, gdy między rodzicami jest jakieś napięcie, nieporozumienie, gdy rodzice się od siebie oddalają. I choć wyjazd choćby na weekend we dwoje na pewno dobrze robi każdej parze, nie każda ma takie możliwości, ale za to niemal każda może miło spędzić czas wieczorem, kiedy dzieci już zasną. My, na przykład, co drugi dzień wspólnie odprowadzamy dzieci do przedszkola i wracamy razem spacerkiem. Takie pięć minut na zajście po bułki do sklepu, na pogadanie, na potrzymanie się za rękę. Niby nic, ale tak bardzo potrzebne. 

Naprawdę niewiele trzeba, żeby nie zapomnieć jak to się wszystko zaczynało. I choć teraz jesteście we troje, czworo, pięcioro lub więcej, to zaczynało się właśnie od waszej dwójki. Od waszego porozumienia, miłości, zgodności... Dopiero na tym budowaliście rodzinę... Gdy tego fundamentu zabraknie, wszystko zacznie się chwiać... Pamiętajcie o tym.

2 komentarze:

  1. Chętnie wyjechałabym na wakacje gdzieś tylko z mężem, jednak na ten moment jest to jeszcze nie do zrealizowania. Z synem nie ma problemu, ale córka jest jeszcze mała i do mnie bardzo przywiązana, także byłoby ciężko. Niemniej takie krótsze wyjścia tylko we dwoje zdarzają się często i bardzo sobie to cenię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, u nas jest podobnie... Syn już by sobie dał radę bez nas, a ja nawet byłabym skłonna przymknąć oko na pewne sprawy, ale córka ma dopiero 1,5 roku, bardzo przeżywa każdą rozłąkę więc jeszcze nie, jeszcze za wcześnie... Ale krótkie wypady tylko we dwoje są nam potrzebne i, gdy tylko udaje nam się znaleźć opiekę do dzieci, to z nich korzystamy.

      Usuń