piątek, 29 lipca 2016

SPA Day!!!

Dawno temu, w dzikim kraju, na pustynnych dróg rozstaju... Gdyby Fifi pisał ten post, pewnie tak by się zaczynał (to cytat z jednej z jego ulubionych bajeczek)... Bo faktycznie, patrząc wstecz, historia działa się już jakiś czas temu, a swój początek miała jeszcze dawniej. Już powoli zaczyna mi ona, i wrażenia z nią związane, wylatywać z głowy, a to chyba znak, że czas ją powtórzyć.

A było to tak... Małżonek Szanowny, nie mając już chyba więcej pomysłów na prezenty, i trochę jednak przeze mnie naprowadzony wcześniej, postanowił na Dzień Kobiet sprezentować mi voucher na SPA. A konkretniej na hialuronowy zabieg na twarz i masaż dłoni. Wymyśliliśmy sobie więc, że pojedziemy razem. Ja na zabiegi, Szanowny na siłownię, a może, jak czas pozwoli, razem na basen. Dla mnie wow, ale jak się potem okazało, tak łatwo nie było. Najpierw nam się nie śpieszyło, potem w hotelu były jakieś wydarzenia, potem było obłożenie, potem my wyjeżdżaliśmy, dzieci się rozchorowały i tak dalej, i tym podobne. Ale w końcu się udało, spięliśmy się w sobie, umówiliśmy się w naszym ulubionym hotelu, dzieci porozdawaliśmy po ludziach i pojechaliśmy.


No, powiem Wam Kochani, każda matka, ba, nawet każdy ojciec, powinien sobie zafundować raz na jakiś czas taki relaks, takie totalne wyluzowanie, taki moment, gdy to inni zajmują się nami, a nie my kimś. W domu nie jest to możliwe. Od trzech lat nie miałam czasu w zupełności skupić się na sobie, a tam, muszę to ze wstydem przyznać, na chwilę zapomniałam o tym, że gdzieś tam, w przedszkolu i z opiekunką, siedzą moje dzieci. Zapomniałam o pracy, problemach, zmartwieniach, smuteczkach... Zapomniałam o bożym świecie. Niby tylko trzy godziny, a wróciłam inna. Nawet moja twarz, która bez makijażu zazwyczaj jest blada, szara i wymiętolona, promieniała. Bez makijażu!!! Byłam w szoku. Zdecydowanie muszę to powtórzyć.

Byłam u wielu kosmetyczek, wiele razy robiłam sobie paznokcie, chodziłam do fryzjera. Przyznam się szczerze, że często mnie te wizyty stresowały, wydawały się koniecznością, nie potrafiłam się w trakcie wyluzować, odpocząć, wygadać, zrelaksować. Przyznam, że choć się cieszyłam z prezentu, to w pewnym momencie, po tych wszystkich przeciwnościach, chciałam już mieć to z głowy. Tym razem stało się jednak inaczej. Atmosfera hotelu, miłe przyjęcie już na wejściu, wszystko przyszykowane w szatni, uśmiechnięta pani kosmetolog, czekoladka na powitanie, nastrojowa muzyka, wszystko to super wprowadziło mnie w nastrój. Myślałam, że będzie to tylko wklepanie jakiegoś kremu w buzię (już miałam takie doświadczenia z tzw. "zabiegami na twarz"), ale nie, całość trwała długo, polegała na masażu twarzy, a jakże, ale i ramion, karku, pleców, dekoltu. Maseczka, regulacja brwi, pierwszy raz nie chciałam, żeby to się skończyło. No i masaż dłoni, który też nie ograniczał się tylko do dłoni, ale objął całe ręce. No, dosłownie odpłynęłam. Czułam, jakbym ciało miała z gumy... Ja, która zawsze chce mieć nad wszystkim kontrolę. Gdy po tym wszystkim wstałam z leżanki, to byłam w innym świecie. Ale to nie koniec. Jako, że musieliśmy zrezygnować z basenu, to w zamian postanowiłam skorzystać i zrobić (a raczej dać sobie zrobić) pedicure. Umordowane kobiece kopytka bardzo długo tego nie zapomną. Znów masaż, znów relaks i znów piękne, zadbane stópki. No nie, nie wierzyłam, że tak można. Nie wierzyłam, że trzy godziny wystarczą, żeby postawić mnie na nogi, żeby wywołać aż taki uśmiech, żeby sprawić, że w podskokach i pełna energii wracałam do domu, do dzieci, do nieobranych ziemniaków. I wiadomo, że chciałoby się więcej, ale te trzy godziny naprawdę wystarczyły.

Morał z tej historii jest taki. Warto. Naprawdę warto raz na jakiś czas zrobić coś dla siebie, oddać się w ręce specjalisty, który wie, jak nas rozluźnić (a łatwe to nie jest), który wie, jak podejść do całego przedsięwzięcia, żeby dało efekty. Ja wyszłam z hotelu na miękkich nogach, z rumieńcami i wielkim uśmiechem na buzi. Wracałam jak na skrzydłach, pełna energii i entuzjazmu. Jak nowa.

Drodzy Panowie, Wasze małżonki naprawdę są warte od czasu do czasu takich atrakcji. Wiem, że same sobie ich nie zorganizują, będzie im żal czasu i pieniędzy, ale wy możecie postawić je przed faktem dokonanym. Gwarantuje, że będzie to lepszym prezentem niż kolejna torebka.
Drogie Panie, dla panów też się coś miłego w takim miejscu znajdzie. Sami będą się wstydzić zapytać, potem umówić, powiedzieć o co im chodzi, ale wy? Przecież to nic złego, że chcemy, żeby nasz mężczyzna miał gładką buzię czy zadbane dłonie.
A może by tak podrzucić dzieci do dziadków i urządzić sobie wspólne day SPA? Może na rocznicę ślubu? Co o tym myślicie?

4 komentarze:

  1. oj przydałoby mi się coś takiego

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdemu od czasu do czasu przyda się taki relaks :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Każdy potrzebuje odrobiny relaxu... do naładowania tzw akumulatorów. .. :) My też robimy sobie nie raz takie dni. Coś dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń