poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Świętujemy Międzynarodowy Tydzień Karmienia Piersią...

Pierwszy tydzień sierpnia, to szczególny tydzień dla wszystkich karmiących mam i ich dzieci. Jest to bowiem Międzynarodowy Tydzień Karmienia Piersią, a 1. sierpień ogłoszony jest Międzynarodowym Dniem Karmienia Piersią. O tym, jak ważne jest mleko matki dla dziecka nie będę się dziś rozpisywała. Pamiętam, jak urodził się Filip, położna przyszła robić nam wykład, co można, czego nie można, a najważniejsze, co grozi dziecku, które karmione piersią nie będzie (to w zasadzie była jedyna "pomoc" jaką wtedy uzyskałam). M. zapytał wtedy wprost czy to znaczy, że dziecko karmione mlekiem modyfikowanym będzie gorsze, chorowitsze, a może głupsze...? Odpowiedzi nie uzyskał. Pani zrobiła głupią minę i powiedziała, że mam karmić, bo inaczej nas ze szpitala nie wypuszczą i wyszła. Ale przecież to nie prawda i przecież nie to jest najważniejsze w karmieniu piersią. Karmienie piersią to więź, która się nie wytworzy, gdy będziemy się do tego zmuszać, gdy będziemy to robiły, bo ktoś tak chce, wbrew sobie, gdy my, matki, nie będziemy tego czuły.

Przyznam Wam się szczerze, że gdy byłam w ciąży z Fifim, nie zakładałam długiego karmienia. Cztery miesiące i to nie koniecznie tylko piersią, i koniec. Po pobycie w szpitalu, gdzie nikt, absolutnie nikt, nie pokazał, jak karmić, nie wytłumaczył co, kiedy, dlaczego, wróciłam do domu z przekonaniem, że na 100% będę karmić mieszanie, bo tylko to zagwarantuje mi choć chwilkę snu. Przypadek szybko zweryfikował moje plany. Fi po pierwszym podaniu mieszanki dostał strasznych bóli brzuszka, ulewało mu się co chwilkę, a ja się tak wystraszyłam, że na chwilkę odpuściłam. I ta chwilka wystarczyła, żebym poczuła ogromną potrzebę karmienia. Niestety, niedoinformowanie na początku, brak odpowiedniej wiedzy, a czasem błędna wiedza doprowadziły do tego, że choć bardzo chciałam karmić, to też się przy tym męczyłam. Próbowałam coś regulować, ustawiać, kojarzyłam nocne pobudki właśnie z karmieniem, drżałam o dietę (pamiętam, jak wylałam do zlewu cały garnek zupy kalafiorowej, bo Filip, według mnie, niespokojnie spał i jak płakałam na widok truskawek, których przecież nie można mi było tknąć). A Fifi rzeczywiście był w tej kwestii wymagający. Był karmiony na żądanie, a żądał często a mało, był okres, że w dzień karmiłam 12 razy, ale za to noce były spokojniejsze. Potem we dnie już nie prosił, ale za to w nocy potrafił się budzić 8 razy. Wymęczyło mnie to strasznie (zwłaszcza, że po przebytym ropniu, karmiłam jedną piersią), ale, gdy w wieku 14 miesięcy po prostu się ode mnie odwrócił i tym zakończył naszą mleczną przygodę, przepłakałam parę nocy. Brakowało mi tej bliskości i zasypiania w moich ramionach.

Z Zosią było inaczej. Bardzo chciałam karmić, nie chciałam popełniać tych błędów, co za pierwszym razem, chciałam czerpać z tego jak najwięcej przyjemności, chciałam, żeby było to naturalne, lekkie, bez napinania. No i niestety, te wszystkie chcenia troszkę stresu u mnie wywołały, bo tak bardzo się bałam, że się nie uda. Dmuchałam na zimne, pytałam, prosiłam o pomoc i ją otrzymywałam. Byłam po ciężkiej cesarce, nie wstawałam, leżałam pod kroplówką, a mimo wszystko nam się udało. Udało się mi, udało się Zofii, ale też udało się paniom położnym i pielęgniarkom, którym będę wdzięczna do końca życia (tak, rodziłam w innym szpitalu niż Filipa). Przetrwałam połóg, Filipa przeszkadzającego w karmieniu, lekarzy, którzy uważali, że nie można leczyć tarczycy karmiąc, ząbkowania, nieprzespane noce. Byłabym nieszczera, gdybym napisała, że nie miałam kryzysów, gdy nie mówiłam, że mam już dość. Nadal wiązałam nocne pobudki z karmieniem, jak się potem okazało, niesłusznie. Zosia ma teraz 19 miesięcy, przesypia noce od jakiś 4 miesięcy, a ja nadal karmię. Są takie dni, gdy nie karmimy się wcale, są takie, gdy tylko wieczorem, przed snem, czasem w dzień, też przed snem, ale są też takie dni, gdy Zosia nie chce, albo ja nie mam ochoty. Nikt się wtedy na nikogo nie obraża, nie ma histerii, nie ma krzyków. Wiadomo, zdarzają się jeszcze takie smuteczki, które ukoi tylko mama i jej biust, ale powoli udaje się go zastąpić zwykłym przytuleniem.


I tak nam się toczy ta mleczna przygoda. Spokojnie, bez wymuszania, z przyjemnością. I tak być powinno. Karmienie piersią powinno być naturalne. Gdy czytam o braku pomocy, kobietach, które bez wsparcia porzucają karmienie lub odwrotnie, gdy słyszę o obrażaniu matek, które, z różnych przyczyn, zdecydowały o innym sposobie karmienia dziecka, to coś się we mnie burzy. Karmienie piersią to bliskość, bliskość niewymuszona, dobrowolna, spontaniczna. Czasem trzeba w niej pomóc, ale nie można do niej zmuszać. Są kobiety, które decydują, że nie jest im potrzebna akurat taka forma bliskości i trzeba to uszanować. Czasem tego nie rozumiem, czasem wydaje mi się, że przecież to takie fajne, łatwe, bezproblemowe, ale za chwilę przypominam sobie swoje kryzysy, swoje złorzeczenia w poduszkę, łzy bólu i zniechęcenia i wtedy jeszcze bardziej szanuję kobiety, które wytrwały, ale też rozumiem te, które podjęły inną decyzję.

I choć pewnie wiele mogłam zrobić lepiej, nie popełniać błędów, może walczyć o dłuższe karmienie, to jestem z siebie dumna. Jestem dumna z tych 14 miesięcy z Filipem i już 19 z Zosią... I jak kiedyś będę miała jeszcze jedno dziecko... Jeśli będę miała jeszcze jedno dziecko, to wybór chyba pozostaje dla mnie jasny...

A jak u Was było z karmieniem? Łatwo, trudno, z przyjemnością czy może z niechęcią? Pomagał Wam ktoś, wspierał czy wręcz terroryzował? A może zdecydowałyście, że nie chcecie karmić piersią? Chętnie poczytam, jeśli będziecie chciały się podzielić swoimi historiami.

3 komentarze:

  1. My karmimy się już dwa miesiące, ale walka o to była ciężka... w szpitalu zero pomocy, tylko stwierdzenie "musi Pani dokarmiać mieszanką", to samo od położnej środowiskowej, ale my walczyłyśmy. W pewnym momencie Ofelia stwierdziła, że nie będzie tolerować butelki i chcąc, nie chcąc nie mam teraz wyboru i bywają dni, że nie mogę wstać z kanapy, bo cały czas sobie ssie. Ale tatuś rozumie i nie narzeka gdy jest nieposprzątane lub nie ma obiadu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja karmiłam pół roku z czego pierwsze cztery miesiące wyłącznie piersią, a kolejne dwa to był czas kiedy do małego brzuszka trafiały też woda i pomalutku jakiś kawałek startego jabłka, czy biszkopt. I to im więcej było stałych pokarmów tym mniej mleka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pierwsze dziecko Błażeja karmiłam piersią 2 lata ( stopniowo mieszając to z innymi produktami , które mógł jeść ) a przy drugim dziecku Nikolka zto tylko 4 miesiące bo na więcej to już nie miałam pokarmu w sobie.
    Miałam 2 cesarki i jeśli chodzi o pomoc przy karmieniu to położne pomagały.
    A w domku wspierał mnie mój Mąż. I przy obowiazkach domowych pomagał tak jak i przy szykowaniu obiadów.

    OdpowiedzUsuń