wtorek, 20 września 2016

Dlaczego nie oglądam horrorów...?

Chyba nie znam nikogo, kto nie lubiłby horrorów lub nie lubił się bać (przynajmniej w młodości). Każdy w dzieciństwie, w tajemnicy przed rodzicami zerkał zza drzwi na to, co oni oglądają wieczorami. My w sekrecie nagrywaliśmy filmy na video (całe szczęście ciocia z wujkiem za bardzo nie znali się na sprzęcie i nie zauważali czerwonej diodki świecącej gdzieś pod szafką), a potem, w dzień, po powrocie ze szkoły zaszywaliśmy się gdzieś na pięterku i oglądaliśmy choćby kolejny odcinek Z Archiwum X lub kolejnego ataku Zombie.

Nawet potem, już na studiach, umawiałyśmy się z koleżanką na seanse. Nie musiało być w nocy czy wieczorem, mogło być w dzień, gdy udało nam się zgrać przerwy w zajęciach (lub zrobiłyśmy sobie "wolne"), zasłaniałyśmy okna, siadałyśmy przed komputerem z michą popcornu albo prażynek, czasem piąty raz ten sam film, wiedząc już kiedy będą "momenty" i tak krzyczałyśmy z przerażenia. Potem chodziłyśmy razem do łazienki albo odprowadzałyśmy się nawzajem do domu do momentu aż nie uznałyśmy, że to bez sensu i nie zostałyśmy w jednym mieszkaniu.

A w czasach narzeczeństwa? Kto nie lubił na randce obejrzeć czegoś strasznego, żeby potem mieć pretekst i mocniej się przytulić? Z tym, że mój narzeczony mieszkał wtedy daleko, bywał tylko w weekendy, ale cóż, jakoś cierpiałam te strachy sama, żeby potem znów móc pobyć bliżej. Ha, problem pojawiał się, gdy rodzice prosili, żebym im popilnowała domu, a Szanowny nie mógł za nic wyrwać się z pracy. Wtedy zaczynałam dostrzegać dyskomfort związany z tym, że pobudzona horrorami wyobraźnie zaczyna płatać mi figle. Bywało, że nie spałam wtedy po nocach, bo bałam się zmrużyć oczy. Ale nie było to często, raz na jakiś czas można było sobie pozwolić na noc przy dobrej książce. Zresztą horrory też się zmieniały, nie były to już gnioty o rozlewającym się, zjadającym wszystko glucie czy zmutowanym psychopacie w masce mordującym wszystkich na obozie w lesie. Pamiętam Blair Witch Project... To było wtedy woow... Ostatnia scena, po której już nigdy bez strachu nie weszłam do piwnicy rodziców... Albo kino japońskie, które jeszcze teraz, jak mi się przypomina, to wolałabym nie być sama w domu. 


Tak było, ale już nie jest. Teraz niestety, choć wiele filmów mnie kusi, stronię od horrorów nawet, gdy Szanowny mocno namawia. Przyszło dorosłe życie, ale z nim pojawiła się bezsenność, a lęki i wyobraźnia pozostały. Są też dzieci, do których trzeba wstawać nawet, gdy w kącie coś się czai i najbezpieczniejsze wydaje nam się nasze łóżko i nasza otulająca pierzynka. Są obowiązki, których nie można przełożyć na później, bo właśnie odsypiamy niespanie do rana, gdy baliśmy się zgasić światła zanim się nie rozwidni. To teraz my mamy utulać zlęknione dzieci, a nie my mamy być utulane. Pojawił się zwykły rozsądek. A poza tym, znam siebie, znam swoje "straszki", wiem, że od dzieciństwa miałam w tym względzie wyobraźnię rozhulaną do granic, najpierw cierpieli na tym moi rodzice i babcia, która zawsze przygarnęła, gdy bałam się sama spać a potem mąż, który wywracał oczami, gdy prosiłam, żeby wstał mi zapalić światło w łazience więc nie chcę ryzykować. Teraz mam być wyspana, mam mieć głowę wolną do upiorów, mam się przemieszczać po mieszkaniu bez rozglądania się po kątach i panicznego wskakiwania na łóżko. Tyle.
Dlatego teraz nie oglądam horrorów...

PS.
Przyznam Wam się szczerze, że jakiś czas temu się złamałam. Myślę sobie, w kinie to przecież nie strach, wyjdę, zapomnę, nie będzie mnie męczyła chora wyobraźnia, nie będę sobie przypominała strasznych scen... Wybrałam się z Szanownym na "Demona" Marcina Wrony. Swoją drogą bardzo dobry film, ale też straszny. Saczku wszystkiemu dodaje fakt, że był to ostatni film reżysera przed jego tragiczną śmiercią, ale to nie wszystko... Klimat tak mi się wgrał, że potem, za miastem, jak się ściemniało, bałam się odejść od domu teściów w stronę naszej działki. Wiecie, taki podmiejski klimat, las, sąsiedzi oddzieleni, ciemność... Patrzyłam w dal i myślałam: tam ma stać nasz dom, ja mam tam mieszkać? O nie!!! Nawet w domu długo siedziały mi w głowie sceny z filmu... Ba, teraz, jak to piszę, rozglądam się po pokoju i mam ciarki na plecach... 
A teraz możecie się śmiać... Taka głupia, stara baba, co to lubi horrory, ale ich nie ogląda.

6 komentarzy:

  1. Ja nigdy nie lubię, bo po co sobie dokładać stresów ;) nie mam mocnych nerwów, więc przez większość horroru i tak miałam zamknięte oczy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja odwracałam głowę ;) Ale dźwięki i tak mnie przerażały ;)

      Usuń
  2. I wcale się nie śmieję, bo mam tak samo bujną wyobraźnię i mało mi potrzeba, by wyobrazić sobie, że taki wielki, włochaty siedzi tuż za drzwiami i tylko czeka żeby mnie pożreć:) Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och tak, wyobraźnia potrafi zdziałać niezłego figla ;)

      Usuń
  3. Ja uwielbiam oglądać horrory, choć nie ukrywam większość filmu zakrywam oczy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiałam aż do czasu, gdy rozsądek wziął górę ;)

      Usuń