poniedziałek, 10 października 2016

Dwoje w jednym pokoju... czy to się uda?

Gdy mieliśmy wytransportować Zośkę i jej łóżeczko z naszej sypialni i przenieść je do pokoju Filipa, w założeniu ich wspólnego pokoju, miałam straszne obawy. Do tej pory spokojne wieczory jawiły mi się teraz jako wieczna gonitwa, wrzaski, śmichy, chichy i stawania na głowie. Na szczęście moje obawy potwierdziły się tylko przez pierwsze dwa, może trzy wieczory. Potem przyszedł spokój i rutyna. Bajeczka, druga, specjalna bajeczka dla Zosi, cycuch i do łóżeczek. Zofia pogadała pod nosem, czasem coś zawołała, ale w zasadzie na tym kończył się nasz dzieciodzień i można było zacząć wieczór i noc wolne od jakichkolwiek aktywności wyżej wymienionych.


Niestety, schody zaczęły się, gdy Zofia postanowiła zrezygnować z przekąski przedsennej i sama nie bardzo wiedziała czego jej brakuje. Płakała, nie chciała się kłaść, trzeba było bliskość karmienia piersią zastępować noszeniem na rękach i tuleniem. Ale te niedogodności też jakoś się unormowały. Zocha przyzwyczaiła się do braku cyca i w końcu odpuściła też matce bujanie bez końca. Znów zapanował spokój.

Do czasu... Do czasu, gdy Zofii wpadł do głowy pomysł, że będzie spała w łóżku Filipa. Ech, gdyby tylko raczyła spać, ale ona niby się układała, niby zamykała oczki, a gdy Filipiasty osłabił czujność, atakowała jego nos, włosy, uszy... Myślałam, że jak je w końcu zostawię w pokoju w spokoju, to pozasypiają, ale nie... Wtedy dopiero się zaczynało bieganie, śmianie, krzyczenie... Moja cierpliwość nie jest na takie akrobacje stworzona i z czasem rezygnowałam i pchałam Zośkę do jej łóżeczka. Oczywiście przy głośnym jej proteście, przy wspinaniu się na mnie, gdy tylko chciałam okryć czy pocałować, przy próbie wychodzenia górą z łóżeczka. Po pewnym czasie, do tych akrobacji dołączyło rozbieranie się... do gołego... bez pieluchy... czasem sześć razy pod rząd. Na szczęście po tym wszystkim, jak w końcu zasypiała, to spała jak zabita. Można było przekładać, układać, nawet ubierać, a ona się nie budziła... Ale żeby nie było za dobrze, tak góra do godziny 6 rano...

Celowo nic nie pisałam do tej pory o Fifim... Fifi przez te wszystkie fanaberie był strasznie poszkodowany. Na początku się nie skarżył, odwracał się od całego cyrku i zmęczony całym minionym dniem, zasypiał snem sprawiedliwego. Z czasem zaczął narzekać na Zośkę... Przychodził, wołał, prosił o zrobienie czegoś z kicającą Zofią czym dodatkowo ją nakręcał. Wszystko ma jednak swoje dobre strony, bo tak naprawdę nie trwało to do jakiś strasznie pornograficznych godzin. Zazwyczaj już o 21 mogłam odetchnąć. 

Ale nadeszły czasy, gdy i na Filipa padł blady strach. Otóż, nasz drogi, nowy sąsiad swoim sposobem zamykania drzwi, tak wystraszył mi dziecko, że teraz, gdy tylko przychodzi pora, że wychodzę od nich z pokoju, Fi wpada w panikę. Wstaje, przychodzi do nas, tym samym rozbudza i tak już rozochoconą Zosię, ja muszę układać je od nowa, uspokajam, że już się nic nie będzie tłukło, ale raczej mijam się z prawdą, bo sąsiad tłucze się niemal 24 godziny na dobę, średnio raz na pięć minut. Ma tych drzwi chyba trzy pary i chyba tak chodzi i sobie trzaska, bo ciężko mi sobie wyobrazić co innego może robić... No nic, fakt jest faktem, że Filip się boi. I nie ma tu znaczenia czy jest wieczór, noc czy dzień i szykowanie się do poobiedniej drzemki.

Rozpisałam się strasznie o swoich doświadczeniach, ale do czego zmierzam? Zmierzam do tego, że mimo różnych zawirowań, mimo wspólnego nakręcania się, mimo budzenia się nawzajem, to wsadzenie ich razem do jednego pokoju było dobrym pomysłem. Bo te problemy przychodzą, trochę trwają, ale mijają, a ja naprawdę mam łatwiej. Gdy dzieciaki spały w oddzielnych pokojach, potrzebowałam pomocy w ich usypianiu. Teraz, z trudem, ale daję radę opanować je sama. Nie muszę latać między pokojami, nie muszę czytać dwóch bajek oddzielnie, nie muszę zastanawiać się, co dzieje się z drugim dzieckiem, gdy ja zajmuję się tym pierwszym. I zdaję sobie sprawę, że prędzej czy później będę musiała zadbać dla nich o dwa oddzielne pokoje, między innymi dlatego nasze plany związane z budową domu stają się coraz bardziej realne, ale na razie dobrze jest tak, jak jest. A że czasem trzeba się naganiać, nanosić, naczytać, nagłaskać, czasem nawet trzeba się pozwijać w paragrafy i wcisnąć do dziecięcego łóżeczka, trzeba zrezygnować ze spokojnego wieczoru... Hmmm. Chwila, gdy w końcu dzieci zasnął, gdy zapanuje cisza, gdy wchodzę do zaciemnionego, pełnego zabawek pokoju i w komplecie mam dwa najlepsze widoki na świecie, które kumulują się w jeden mega najlepszy... Ta chwila zawsze wynagradza wszystko... Nawet to, że najpewniej w nocy któreś zapragnie naszego towarzystwa i, że o 6 rano czar pryśnie...

PS. 
Wszystko to nie zmienia faktu, ze nie mogę się doczekać czasu, gdy przyjdzie mi urządzać dwa, oddzielne pokoiki. Każdy inny, każdy w innym klimacie, każdy specjalny i wyjątkowy. Nie mogę się doczekać, gdy będę spełniać ich marzenia wstawiając im do pokoi rzeczy, na które teraz, na tym malutkim metrażu zwyczajnie nie mamy miejsca. Już teraz, gdy widzę w sklepie meblowym ładną aranżację dziecięcego pokoju, to uruchamia mi się wyobraźnia i chcę, tak bardzo chcę...

2 komentarze:

  1. Ja teraz powoli mam wyzwanie przed sobą, pokój dla 3 chłopaków i pokój mieszany, a najchętniej gdzieś bym stodołę wyremontowała i każdemu dała własny kąt :P

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas po to by jednocześnie ogarnąć dzieciarnię do snu przenieśliśmy się do naszej sypialni, gdzie i tak jeszcze stoi łóżeczko Hankowe ;) O dziwo usypianie starszej jest łatwiejsze, bez cyrków właśnie i wiecznych ucieczek. Młodsza jakoś tam akceptuje starszą w trakcie. Nawet mogą razem obok siebie leżeć, ale nie ma mowy, by je zostawić same, o nie !

    OdpowiedzUsuń