poniedziałek, 14 listopada 2016

Ciążowym kapciom mówimy nie!!!

Zdradzę Wam pewną naszą tajemnicę. Jakiś czas temu podjęliśmy decyzję o tym, że będziemy mieć trzecie dziecko. Wszystko było zaplanowane, lekarze poodwiedzani, nawet większe samochody pooglądane. Plan był chytry, bo gdyby wszystko ułożyło się po naszej myśli, to termin porodu wypadałby dokładnie w moje urodziny. Ale jak już nie raz pisałam, plany mają to do siebie, że lubią się zmieniać. Pewne nieplanowane okoliczności kazały nam jeszcze raz wszystko przemyśleć i przeanalizować. Co będzie, jeszcze nie wiemy... Może odłożymy plany na później, może całkiem z nich zrezygnujemy... Czas pokaże, ale nie o tym dzisiaj chciałam...

Przez pewien czas żyłam przeświadczeniem, że już za chwilkę, już za chwileczkę będę w ciąży... Że potem zalegnę uziemiona w domu znów na jakieś półtora do dwóch lat... Że moje inne plany będą musiały poczekać, bo przecież kto, jak nie ja to wszystko lepiej ogarnie. Potem był pewien czas, gdy musiałam wiele przetrawić, przeżyć zmianę decyzji, troszkę ochłonąć, a potem... Potem spojrzałam na siebie w lustrze i autentycznie się przestraszyłam. Przeraziłam się nie na żarty, bo nie poznałam siebie sprzed pewnego czasu. Nie poznałam tej kobiety, która planowała siłownie, baseny, nowe interesy, budowę domu, zajęcia dodatkowe dla dzieci. Nie poznałam tej kobiety, której już od jakiegoś czasu weszło w nawyk regularne odwiedzanie fryzjera czy kosmetyczki. Nie poznałam tej kobiety, która postanowiła zmienić swoje nawyki żywieniowe, żyć zdrowiej i aktywniej.

Co takiego się stało, że momentalnie na wadze pojawiło się plus dwa kilo, że buzia zrobiła się szara, że paznokcie obskubane, a brwi jakieś takie zakrzaczone? Co wpłynęło na takie skapcawacenie i jak bym wyglądała, gdyby jednak wszystko poszło po naszej myśli? Czemu sama decyzja o kolejnej ciąży spowodowała moje zleniwienie, zaniedbanie, zaszycie się w domowych pieleszach i sflaczenie? No właśnie, co?

Powiem tak, jestem matką już ponad trzy lata. Mam na swoim koncie dwie, zupełnie różne od siebie ciąże. Mam też wiele koleżanek z dziećmi i widziałam je w ciąży. Zdecydowana większość z nich właśnie tak reaguje, tak się zachowuje w ciąży. Myślenie w stylu, po co mam o siebie dbać, jak i tak nikt tego nie będzie oglądał? Po co mi nowe ciuchy, jak zaraz i tak się w nich nie będę mieściłam? Po co mi ładne ciążowe ciuchy, jak to tylko na parę miesięcy i to miesięcy, w których nie będzie mi się nigdzie chciało wychodzić? Po co fryzjer, po co manikiurzystka, po co kawa z koleżanką na mieście? 
Błąd...
Duży błąd...
Bardzo duży błąd...


Wiem coś o tym, bo podobnie zachowywałam się w ciąży z Filipem. Owszem, pracowałam do dziewiątego miesiąca, ale pracowałam u siebie i nikomu się nie pokazywałam. Kupiłam parę par spodni, przywdziałam rozciągliwe swetry, stare buty, wyciągniętą kurtkę typu oversize w kolorze czarnym i już. Jedyny kontakt z ludźmi miałam na szkole rodzenia, a i tam czułam się niezbyt komfortowo, bo jakoś tak szaro na tle tych kolorowych, wesołych przyszłych matek. Do porodu i do szpitala wzięłam ze sobą popularne, ale szare i niezbyt atrakcyjne koszulki do karmienia, bo ktoś mi doradził, że i tak się zniszczą więc nie warto inwestować. I co było potem? Potem ciężko było się wygrzebać z tego marazmu, z tej szarości, ciężko było wyjść do ludzi, zacząć żyć od nowa.

Z Zosią było inaczej. Szłam przez ciążę przebojem. Fryzjerka miała okazję obserwować moją ciążę miesiąc po miesiącu, kupowałam nowe ciuchy, nie za dużo, ale wystarczająco, żeby nie czuć się jak szara myszka, jeździłam, zwiedzałam, planowałam. A wszystko z małym Filipem u boku. I żeby nie było, ciążę z Zośką znosiłam gorzej niż z Filipem. Przez pierwsze trzy miesiące męczyły mnie straszne mdłości, trzy ostatnie miesiące bolało mnie wszystko i czułam się jak ogromny, ociężały słoń, ale to mi nie przeszkadzało zadbać o siebie. Do porodu kupiłam sobie śliczną koszulkę, która owszem, trochę ucierpiała, ale ja, mimo sflaczenia, czułam się ładnie. No i dla Zofii zabrałam śliczne pajacyki, w które niestety się nie mieściła, bo urodziła się wyjątkowa. A potem? Potem łatwiej było wyjść, pokazać się, odwiedzić kosmetyczkę czy zobaczyć się ze znajomymi. Wiadomo, co nie co po ciążach zostało, ale podejście jest ważniejsze od jakichś tam wałeczków na brzuchu.

Także drogie ciężaróweczki.... Te późniejsze i te całkiem wczesne... Można poczuć się jak księżniczki, można się wylegiwać na kanapie, to wasz czas, trzeba korzystać. Ale nikt o was tak nie zadba, jak wy same. A warto, bo to procentuje. Nastawienie jest naprawdę ważne. Uśmiech, zadowolenie z siebie i wszystko staje się piękniejsze. A potem, nawet gdy zostanie wam troszkę po ciąży, nawet, gdy będziecie trochę niewyspane, to banan na buzi wszystko zatuszuje.

6 komentarzy:

  1. Ja przeczytałam :) A co mi tam. Już mi ciąża nie dana będzie ale co wam powiem to powiem. Leżałam w szpiatlu po kolejnym alarmie "ciąża zagrożona" na sali wraz 12toma innymi przyszłymi matkami. I byla wśród nas jedna...cudna kobieta. Była piękna w swej "szpitalnej " koszulce, usmiechnięta, służąca pomocą innym. Całymi dniami dziergała na drutach czapeczki, skarpetki i szliczki.Ja w swojej pierwszej ciąży ( i jedynej zresztą) wyglądałam jak samo nieszczęście. I to ona dodała mi sił...ale nie do tego by swietnie wyglądac...ale by świetnie się czuć :) Pewnej nocy, ok północy, kiedy moja sąsiadka tradycyjnie wyciągnęła pieczywo chrupkie i tradycyjnie chrupała, i tradycyjnie mnie obudziła, zobaczyąłm jak ta cudna kobieta wstaje i wychodzi z sali. Chrupawka chrupała, ja prawie wyłam z bezsenności i w koncu zasnęłam. Nad ranem tradycyjnie obudziła mnie chrupawka. Patrzę? A cudna kobieta śpi słodko w łóżku. Za jakiś czas przyniesiono jej dzieciątko. Do karmienia. Rzuciłysmy się wszystki przywitac nowego człowieka . Ja patrze a matka tuli swoje dziecko do "szpitalnej" koszulki i płacze. Płacząc się uśmiecha. "Pierwsze.- zdeecydowanie podsumowuje Chrupiąca." "Nie - odpowiada Mama- Ósme." I wiecie co? Ona była piękna cały czas. Bez manikirów, kosmetyczek i innych dziwolągow. Była najlpiekniejsza z nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo te wszystkie dodatki, kosmetyczki czy ciuszki są tylko dodatkiem, najważniejsze jest nastawienie... Ja niestety na swojej drodze spotykałam za dużo umęczonych ciężarnych, stłamszonych, którym wmówiono, że ciąża to niemal wstydliwa sprawa, z którą trzeba się chować po kątach... Sama po troszę taka byłam w ciąży z synkiem i na początku naszej wspólnej drogi... Na szczęście potem zmądrzałam i choć czasem nie jest lekko, staram się dostrzegać wszystkie piękne strony macierzyństwa.

      Usuń
    2. Piękna historia. Wzruszyłam się ;) Coś w tych matkach wielodzietnych jest. Piękne wewnętrznym pięknem, nie 'odpicowane'... A znam ich kilka... <3

      Usuń
  2. Świetny post , ja starałam jak najlepiej dbać o siebie bo przecież w ciąży kobieta pięknieje :)
    Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też za bardzo o siebie nie dbałam w ciąży. Nie chciało mi się, źle się czułam i ogólnie wszystko było nie tak. Dlatego nie chcę już więcej dzieci. Vous te ciąże jakoś mnie rozleniwiły i sporo czasu mi zajęło wrócenie do formy

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj to prawda. Ja też z tym walczę i jednego dnia wyglądam pięknie a innego... cóż. Przyznaję że trochę zatracilam motywację, bo jestem daleko od bliskich znajomych (mieszkam w Szkocji) to nie mam po co i gdzie się stroić. Teraz jest zdecydowanie lepiej niż na początku, bo fakt, moje brwi, paznokcie i cała ja prosiłam o pomstę do nieba.

    OdpowiedzUsuń