czwartek, 2 lutego 2017

Ferie z dziećmi - urlop czy udręka?

Niektórzy z naszych znajomych lub z rodziny pytają, po co wyjeżdżać na wakacje czy urlop z dziećmi. Po pierwsze, to tylko dzieci, do tego na tyle małe, że potem nie będą tego pamiętały. Po drugie, po co tłuc się gdzieś w zimie, wydawać pieniądze, przecież w lecie można oddać do dziadków, też będą miały frajdę. A po trzecie, taki wyjazd z dziećmi to istna udręka...

O ile z dwoma pierwszymi stwierdzeniami się nie zgodzę, bo dziecko to też człowiek, mały, bo mały, ale swoje potrzeby ma. Może ich nie artykułuje w sposób jasny i klarowny, ale wierzcie mi, wie co mu się podoba, a co nie. Nasz Filip o "Palazurach" gada cały rok, udaje nam się go kupić czymś innym, dziadkami właśnie czy wycieczkami regionalnymi, ale przychodzi taki czas, że jego gadanie udziela się i nam i aż nas świerzbi, żeby gdzieś się wybrać właśnie zimową porą, gdy o alternatywę ciężko. Tak z ostatnim stwierdzeniem, że urlop z dziećmi, to nie urlop w zasadzie w dużej mierze muszę się zgodzić.


Za każdym razem, gdy gdzieś wyjeżdżamy, a przecież dzieci są coraz starsze, obiecuję sobie, że tym razem to ja skorzystam. Że oddam, że odpocznę, że zrelaksuję się na SPA, popływam, poćwiczę na siłowni, a nawet porządnie się najem. O wyspaniu nie marzę, bo to akurat jest racze nierealne biorąc pod uwagę jeden wspólny pokój (biorąc dwa, też nic z tego, więc po dwóch próbach stwierdziliśmy, że wolimy zaoszczędzić, skoro i tak nie mamy z tego tytułu żadnych profitów). Przed wyjazdem odwiedzam sklepy, zaopatruję się dobrze, uzupełniam garderobę, bo przecież trzeba być gotowym na każdą ewentualność. A nóż uda się i tym razem wrócę z wywczasu chudsza o dwa kilo, a mąż zlituje się nade mną i nadrobię choć w części zaległości czytelnicze. Mąż zresztą też nie zasypuje gruszek w popiele, na wszelki wypadek odwiedza portale dla sportowców (https://www.body4you.pl/), bo przecież ten wyjazd już na pewno wszystko zmieni i zacznie regularnie ćwiczyć i biegać...Jak się jednak można spodziewać pojawia się konflikt oczekiwania vs. rzeczywistość i nic nie wygląda tak, jak to widzieliśmy w wyobrażeniach tego wyjazdu. Ba, mnogość atrakcji dla dzieci w takich miejscach wprawia nas w ciągły ruch i zatrzymujemy się dopiero w momencie, jak wsiądziemy do samochodu wiozącego nas w stronę domu. Buty do ćwiczeń nawet nie ujrzały światła dziennego, SPA podziwialiśmy tylko na folderze zachęcającym nas do wykupienia jakiegoś pakietu, a kostium kąpielowy przywdziewaliśmy tylko po to by pobrodzić w brodziku za dziećmi, które i tak co chwilę z niego wychodziły. O romantycznych kolacjach czy drinkach z palemką nie wspomnę, bo eleganckie ciuchy zostały na dnie walizki i tak jak tam powędrowały, powędrują z powrotem do domowej szafy.

Powiecie więc, po co? Po co, skoro po takim urlopie potrzebny jeszcze jeden dodatkowy urlop, a w niektórych przypadkach i turnus rehabilitacyjny? 

O tym, że dla dzieci dziś pisać nie będą... To oczywiste... Ale oczywiste są też korzyści dla nas... Bo czy w takim natłoku atrakcji, w tym dziecięcym rozbieganiu, w tym ciągłym pilnowaniu i swoich, ale i cudzych co by sobie krzywdy nie zrobiły, w tych zabawach, przebierankach, basenach i kulkach, czy w tym wszystkim jest czas na zamartwianie się wszystkim, czym zamartwiamy się na co dzień? Pierwsze primo jest takie, że nie myślimy o jedzeniu, sprzątaniu, praniu, dogadzaniu. Za to wszystko odpowiedzialni są inni i to już ogromny plus. Drugie duo, nie myślimy o pracy i problemach z nią związanych, a to gigantyczny plus i atut. Po trzecie tertio, wycinamy się na tydzień z naszej rzeczywistości. Może to, co napiszę jest nie do końca ładne, ale czasem tak trzeba. Trzeba zapomnieć o swoich problemach, ale i o problemach innych. O tym wszystkim, co nas przytłacza, co krąży nam po głowie i nie daje nam spać... A po dniu bieganiny za dzieciakami nawet największy problem nie przeszkodzi nam paść na łóżko i zasnąć w parę chwil... A nawet, jak będziemy chcieli się zająć jakąś pracą, to zmęczenie nam na to nie pozwoli...

Mało? Oj, to nie jest mało i szczerze powiedziawszy, jest warte pieniędzy, czasu i zmęczenia. Bo zmęczenie fizyczne jest niczym w zestawieniu ze zmęczeniem psychicznym i raz na jakiś czas można sobie zafundować taki relaks dla mózgu. Zająć się tylko dziećmi i nie myśleć o niczym innym. A w lecie, gdy u dziadków staje się atrakcyjniej, wtedy można sobie to zrefundować, zostawić latorośle na dwa dni i wybyć na weekend we dwoje... Albo w pojedynkę, jak kto woli.

3 komentarze:

  1. Wszystko zależy chyba przede wszystkim od:
    - miejsca, w które chcemy się wybrać
    - wieku dzieci :)

    Pewnie, można pojechać na ferie w góry i oddać dzieci w ręce instruktorów jazdy na nartach/snowboardzie, dzięki czemu mamy spokój na cały dzień - ale czy to na pewno dobre rozwiązanie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, jasne ;) Ja w tym wypadku piszę o dzieciach w wieku moich dzieci czyli 2 i 3,5 roku. One niestety wymagają ciągłej opieki. Oczywiście, można tutaj, gdzie jesteśmy wynająć sobie opiekunkę, ale przecież nie po to, żeby posiedzieć i poczytać książkę ;)

      A nie ukrywam, że z zazdrością patrzę na rodziców nieco starszych dzieci, którzy siedzą w sali zabaw zagłębieni w lekturze, a dzieci same uczestniczą w animacjach dla nich przygotowanych ;) No cóż... Za jakiś czas może i nam się uda ;)

      Usuń
  2. Z pewnością jak moje dzieci będą starsze (aktualnie mam tylko jedno, w dodatku nienarodzone 23 t.c.), zostawię je u dziadków... Lecz nie wiem na ile. Teraz nie wyobrażam sobie zostawić mojego BOBA nigdzie! Chodzi ze mną w krok w krok i kopie mnie po wnętrznościach :) Jak się urodzi to się wypowiem więcej na ten temat! :)))

    OdpowiedzUsuń