wtorek, 18 września 2018

A gdyby tak rzucić wszystko... czyli Szkoła Dyrektora Dreamera - Justyna Balcewicz.

Każdemu z nas wrzesień kojarzy się z powrotem do szkoły, z końcem laby, beztroski, ciepła... Szkoła, to nudna codzienność, szarość, obowiązki, które niejednokrotnie odbierają czas, który chętniej przeznaczylibyśmy na coś przyjemniejszego. Poranki, gdy trzeba wstać, wysunąć nogi spod cieplutkiej kołdry, ubrać się i wyruszyć w świat, mimo że wcale nie mamy na to ochoty. Zaganiani rodzice, ciężkie plecaki, krótkie dnie i wieczne zmęczenie...
Ale spróbujcie sobie przypomnieć z jakimi emocjami człapaliście pierwszego września do szkoły. Jak ściskało wam się serce na myśl o dawno niewidzianych znajomych, jak głaskaliście każdy zeszyt i przeglądaliście każdą książkę zanim jeszcze musieliście to zrobić. Jak po wejściu do szkoły zaglądaliście w każdy kąt, sprawdzaliście co się zmieniło, rozsiadaliście się z rozczuleniem w ławkach.


Moja szkoła była inna. Nie była zwykłym liceum, nie była zwykłym ogólniakiem... Z perspektywy czasu wiem, że była magiczna, wyjątkowa...Wściekałam się na nią, nie raz wylewałam łzy, ale wspominam ją z ciepłem w sercu... Wiele bym dała, żeby móc cofnąć czas i znów stanąć u jej progu z tymi wszystkimi ludźmi. Jednych lubiłam, innych mniej, z jednymi było mi po drodze, z innymi nie bardzo, ale każdy był taki jak ta szkoła, wyjątkowy i niepowtarzalny. O tej szkole i o tych ludziach mogłaby powstać niejedna powieść dla młodzieży. Niejeden nastolatek wzdychałby do takiej szkoły i z zapartym tchem odkrywałby kolejne zakamarki, w których kryłyby się kolejne tajemnice... Niestety, jeszcze nikt nie wpadł na pomysł stworzenia opowieści niesamowitych z lubelskiego plastyka, ale za to powstała powieść o niesamowitej Szkole Dyrektora Dreamera.

Chyba każdy rodzic marzy o dobrze uczącym się dziecku. O takim, które z uśmiechem i entuzjazmem biegnie co rano do szkoły, a popołudniem zasiada bez zająknięcia do zadań domowych. Rodzice Liz nie są w tej kwestii wyjątkiem, a i ona sama nie odbiega jakoś zbytnio od statystycznego nastolatka. Liz nie przepada za swoją szkołą, męczy się z geometrią i marzy o szkole idealnej. Gdy na horyzoncie pojawia się podobno genialna szkoła pod żaglami, rodzice Liz nie wahają się zbyt długo i wysyłają córkę w rejs, na którym ma stać się zdyscyplinowanym uczniem z dobrymi wynikami. Z zadowoleniem żegnają córkę na nabrzeżu nie wiedząc, że dla niej i dla dziewiętnastu towarzyszy rejsu na malowniczą wyspę zaczyna się właśnie największa przygoda w ich życiu.

Pływająca Szkoła Dyrektora Dreamera to szkoła wyjątkowo, niczym nie przypominająca standardowych szkół. Zajęcia w niej prowadzone są ciekawe, nauczyciele niebanalni, okoliczności nauki malownicze, a towarzysze z dnia na dzień coraz bardziej poznawani, stają się prawdziwymi kompanami w przygodzie. Zawiązują się przyjaźnie, powstają emocje, rozwiązują się problemy...

Fajna, lekko napisana książka dla "młodszych" nastolatków. Super odskocznia od lektur i nudnej codzienności naszych szkół. Przygoda goni przygodę a wyobraźnia podsuwa najpiękniejsze obrazy dlatego warto wypłynąć w rejs z Liz i wymarzoną szkołą. Zwłaszcza jesienią, gdy wydaje nam się, że do następnych wakacji jeszcze tyle czasu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz