piątek, 28 września 2018

Zajęcia dodatkowe przedszkolaka... Czym się kierować i jak nie przesadzić?

Zaczął się rok szkolny, wrzesień, za oknem coraz chłodniej, my coraz częściej myślimy o długich jesiennych i zimowych popołudniach z dziećmi i o tym, jak im ten czas zapełnić, żeby się nie nudziły, ale też tak, żeby nas nie zamęczyły. Na przeciw naszym obawom czy sprostamy oczekiwaniom wychodzą przeróżne instytucje organizujące zajęcia dodatkowe dla dzieci w zasadzie nawet takich jeszcze nie chodzących. W przedszkolu, w galerii handlowej, na spacerze, na mailu... Wszędzie propozycje, oferty, zaproszenia na zajęcia pokazowe. Nam aż się oczy na to śmieją, bo "w naszych czasach" tego nie było... Chciałoby się dać dzieciom wszystko. I zabawę, i naukę, i sport... Wszystko, z czego potem, w późniejszym życiu będą mogły skorzystać. Ale jest tego taki ogrom, że czasem łatwo się zagubić i być może przesadzić... Jak to zgrać, żeby było miło, łatwo i przyjemnie? 


Na początku, gdy szukaliśmy jakiś zajęć dla dzieci, jako kryterium podstawowe braliśmy to, że ma nam się miło spędzać czas. Te zajęcia (wtedy zajęcia ruchowe, basen, czy zwykłe "kulki") miały pomóc nam, rodzicom, zapełnić dzieciom ciekawie czas... To miał być czas typowo rodzinny, kolorowy, pełen zabawy, nowych ludzi. W tamtym okresie dziecięcy basen był i dla nas jakimś elementem, który pozwalał się oswoić z tym nowym dla nas, rodzicielskim światem. Do tej pory utrzymujemy znajomości tam zawarte na samym początku, gdy Fifi miał ok. 4 miesięcy. Dzięki takim zajęciom i wyjściom dzieci obywały się z innymi dziećmi, a potem, gdy przyszedł czas na przedszkole, były mniej wypłoszone, bardziej chętne do zostawania, bardziej śmiałe.


Z czasem zaczęliśmy się rozglądać za jakimiś innymi (poza basenem, który ja osobiście uważam za podstawę) formami aktywności fizycznej. Ciągle chodziły na zajęcia ruchowe z nami do pomocy, ale coraz częściej podpatrywały nas wychodzących na wieczorne przebieżki, przyglądały się Szanownemu biegnącemu w jakimś biegu ulicznym czy wreszcie włażącemu na ściankę. Chciały spróbować, bo miały przykład... Spróbowały i im się spodobało... Ale nie ciśniemy, nie namawiamy... Każde wyjście na wspinaczkę, to spontaniczna decyzja chwili, nie ma norm, nie ma określonego rygoru. Dobrze się przy tym bawią, spędzają czas z tatą lub ze mną... Podobnie z bieganiem... Biegamy razem, razem przynosimy medale, razem bierzemy udział w imprezach towarzyszących. 
Przyznam się szczerze, że nawet kiedyś przeszło mi przez myśl zapisanie ich na jakieś karate czy inne taekwondo, ale Fifi kategorycznie odmówił, a Zosia też nigdy nie wykazywała chęci... Nie naciskałam i nie namawiałam, bo to ich czas i one mają prawo decydować.
Ale za to pokazowe zajęcia z piłki nożnej, na które zbytnio nie liczyłam, bo wydawało mi się, że Fi się tam nie odnajdzie, zaowocowały tym, że Filip najchętniej na "trening" (to jego słowo) chodziłby co drugi dzień, a stojący nad nimi trener i obowiązkowy strój jest tylko motywacją, a nie czymś okropnym. Co prawda mam obawy, jak poradzi sobie nasz wrażliwiec, jak pojawi się rywalizacja między samymi chłopcami, ale na razie "jest extra mamo", a to najważniejsze.


W tym roku Fifi poszedł do grupy przedszkolnej, która przygotowuje już do nauki w szkole. Wchodzą prace domowe, nauka systematyczności i obowiązkowości. Podoba mu się to. Chętnie robi szlaczki czy liczy na paluszkach. Dlatego coraz częściej rozglądamy się za zajęciami bardziej umysłowymi. Lubi konstruować swoje zabawki, fascynuje go technologia, lubi liczby więc myślimy o zajęciach zbliżonych do matematyki... Za to Zosia kocha prace plastyczne. Maluje, wypełnia, wykleja z taką precyzją i fantazją, że nawet panie w przedszkolu zaczęły sugerować jakieś kółko plastyczne. Nie zmienia to faktu, że to jeszcze przedszkolaki i, że każda nauka powinna być bardziej oswajaniem z tematem niż nauką sensu stricte. Angielski w formie śpiewanej lub bajkowej, matematyka połączona z klockami, wrażliwość plastyczna wyrażana bez ograniczeń, to wszystko sprawia, że dzieci łatwiej przyswajają pewną wiedzę, że dobrze się przy tym bawią, nie zniechęcają się

Warto również zwrócić uwagę na zajęcia jakie proponuje przedszkole. Oprócz zwykłego, obowiązkowego programu wiele placówek ściąga do siebie zajęcia dodatkowe. W naszym przedszkolu zajęcia programowe są rano, a popołudniem jest czas na te bonusowe. U nas są to tańce, angielski i piłka nożna. Zdecydowaną przewagą takich zajęć jest to, że dzieci biorą w nich udział z kolegami i koleżankami ze swojej grupy, z dziećmi, z którymi spędzają wiele czasu i bardzo dobrze się znają, czują się ze sobą swobodnie i z wejścia są zintegrowane. Do tego znane miejsce, znani opiekunowie, a dla nas odpada kłopot z dowożeniem dzieci do miejsca docelowego, zazwyczaj w najbardziej zakorkowanych godzinach. A i zwyczajnie, przyziemnie, często te zajęcia są tańsze niż te "gdzieś na mieście".


Wydawać by się mogło, że strasznie dużo tego, ale wbrew pozorom dzieci znajdują jeszcze czas, żeby swobodnie się ponudzić. Wszystkie te aktywności sprawiają im przyjemność. Mają zajęcia regularne, o których wiedzą, że są na przykład w sobotę rano, a mają takie, na które możemy wybrać się spontanicznie, jak mamy czas i one o to poproszą. Chętnie też wspólnie wybieramy się na imprezy sportowe lub warsztaty. Jest tego mnóstwo, wystarczy się rozejrzeć. A kto wie, może coś akurat im się spodoba i zaowocuje to pasją na całe życie.

A na koniec krótkie podsumowanie:
  • zajęcia powinny być przede wszystkim przyjemnością, miłym spędzeniem czasu... Na wredną panią od polskiego jeszcze przyjdzie czas... 
  • fajnie, jeśli dodatkowe aktywności i zajęcia (np. sportowe lub kreatywne) są wspólnymi zajęciami, a może z czasem przerodzą się we wspólną pasję,
  • warto przyglądać się dziecku, co robi, co lubi, co go interesuje i w tym kierunku szukać mu zajęć,
  • nie lekceważmy sygnałów, że coś się dziecku nie podoba, nie zmuszajmy, nie nakłaniajmy jeśli nie chce, ale motywujmy, jeśli zwyczajnie się zniechęca,
  • dajmy dziecku czas na swobodną zabawę, a nawet na nudę,
  • nie przenośmy swoich niespełnionych ambicji na dziecko, nie upierajmy się, że musi koniecznie robić to, co my robimy,
  • nie tylko nauką dziecko żyje, niech zajęcia dodatkowe będą różnorodne... trochę hobby, trochę zabawy, trochę sportu i ruchu, a wśród tego dopiero, jako efekt dodatkowy - nauka,
  • stawiajmy na wybór... u tak młodego człowieczka ciężko stwierdzić, jaki ma talent lub co będzie jego hobby "na całe życie"... dawajmy możliwości, nie ograniczajmy się i nie trzymajmy się tylko jednego z uporem maniaka,
  • niech dzieci będą przede wszystkim dziećmi, niech się bawią...

Zajęcia dodatkowe, sale zabaw, warsztaty, wszystko to zostało stworzone po to, by dzieci dobrze się bawiły, żeby nam było łatwiej zapewnić im przyjemny czas, by miały możliwości, by były szczęśliwe. Wszystko jest dla ludzi i można, a nawet trzeba z tego korzystać, ale z umiarem, z rozwagą, bez przesady. Nie dawajmy się namówić na wszystko, bo wydaje nam się, że wtedy nasze dziecko wyrośnie na "światowego" człowieka. Nie musi jednocześnie mówić w trzech językach, grać na pianinie i jeździć konno. Jeszcze się nie urodził taki multitalent. Zmęczone dziecko, to nie jest szczęśliwe dziecko. A ono w tym wszystkim powinno być najważniejsze. A naszym obowiązkiem jest o tym pamiętać.

PS. Mój Tata zawsze mówił, że trzeba mieć jakieś hobby, bo człowiekowi bez hobby do głowy przychodzą same głupoty... Ale hobby nie spada nikomu z nieba, czasem trzeba go poszukać, a kiedy, jak nie właśnie wtedy, kiedy jeszcze nie ograniczają nas obowiązki ;)

1 komentarz:

  1. Hej, musze przyznać, że pomogłaś mi troche. Mam 4-letniego synka i chcialabym go wysłać na zajęcia dodatkowe ale niestety pomysłów na co....brak. Będziemy chyba próbować z czymś "ruchowym" ze wzgledu na to, że w przedszkolu dużo robią w ksiazeczkach.

    Zapraszam również do mnie:)
    Projekt zdrowa mama

    OdpowiedzUsuń