Największym wyzwaniem w moim codziennym życiu domowym, zawodowym, zwyczajnym jest nie mniej ni więcej a wykarmienie całej ferajny i przy okazji nie zagłodzenie siebie. Zdecydowanie to ostatnie wychodzi mi najgorzej, zdarza się, że wracam do domu pół przytomna, bo nie rozplanowałam sobie odpowiednio posiłków albo wiecznie czuję się ciężko i niedobrze, bo ładuję w siebie wszystko co mam pod ręką, żeby nie doprowadzić się do zasłabnięcia. Ani to zdrowe, ani sprzyjające figurze, a już na pewno nie wpływa na dobre samopoczucie. No i nie oszukujmy się, jak ja się źle czuję, gorzej mi zadbać o dobre posiłki dla reszty brygady, która jak na złość z jedzeniem ma przeróżne kłopoty. To chce, to nie chce, to jedno, to drugie. Musiałabym siedzieć cały czas w domu i gotować obiady, robić zakupy i dogadzać wszystkim po trochu, a na to nie mam ani siły, ani ochoty. Na apetyty rodziny nie mogę nic poradzić, ale mogę wyżywienie samej siebie zrzucić na kogoś innego. I nie, nie jest to Szanowny Małżonek tylko firma zapewniająca catering z dostawą do domu. Czyli dziś będzie o tym, dlaczego zdecydowałam się na dietę pudełkową i co mi się w niej podoba.
O dietach pudełkowych chodziły już różne opinie. Pierwsza to taka, to, że jest to drogi sposób wyżywienia. Druga to taka, że jest nie zdrowa i z opisaną kalorycznością ma niewiele wspólnego. A trzecia to taka, że ładowane do niej jest wszystko, co najgorsze, spady z restauracji albo produkty najgorszej jakości.
Oczywiście są różne firmy. Jedne są droższe, inne tańsze, jedne smaczniejsze inne mniej, jedne powodują, że czujemy się dobrze, a inne na odwrót. Ja już testuję drugą dietę, obecnie zamówiłam czwarty tydzień i jestem z niej niesamowicie zadowolona. Pierwsza niestety była dwa razy droższa, miała dziwnie rozplanowane ilości posiłków, co powodowało, że pół dnia chodziłam głodna, a drugie pół żarłam pod korek, a na koniec i tak na wadze miałam więcej niż na początku mimo niepodjadania między posiłkami. Do tego kurierzy przyjeżdżali, jak im się podobało, a zdarzało się, że zostawiali torby z jedzeniem pod drzwiami na klatce. Zdecydowałam się na chwilkę zawiesić dietę, a że nikt potem się ze mną nie kontaktował, to pożegnałam się z firmą na dobre. Ale po pewnym czasie ganianie do pracy z obiadkami gotowanymi po nocach zaczęło mnie znów męczyć i zatęskniłam za gotowymi do zabrania pudełkami więc postanowiłam zamówić inną dietę i to był strzał w dziesiątkę.
A dlaczego dieta pudełkowa jest fajna???
...bo jak się dobrze trafi to wcale nie jest drogo...
Dzieci jedzą w przedszkolu, zazwyczaj po przedszkolu starcza im zupka lub coś lekkiego i kolacja. Szanowny marudzi, że nie będzie jeść tego co gotuję, bo on się szykuje do maratonu i wie najlepiej, co mu potrzeba. A ja tęsknię za normalnym obiadem, ale dla samej siebie nie chce mi się stać przy garach, jak i tak tego nie przejem i będzie do wyrzucenia. Nie gotuję więc dla siebie, nie zawalam lodówki miliardem jogurtów, serów i bajerów, które z czasem lądują w koszu, a wcale niemałe pieniądze razem z nimi. Pozostaje mi rozplanowanie naszych posiłków w weekend, ale wtedy i tak często jadamy poza domem więc niewiele tego pozostaje.
A sama dieta. Przekrój cen jest ogromny, ale ta co zamawiam teraz jest o połowę tańsza od poprzedniej więc trzeba się orientować, a na pewno znajdzie się coś dla siebie. W ogólnym rozrachunku dzięki takiemu posunięciu i tak wychodzimy na plus i to nie tylko w finansowym aspekcie.
...bo jak już gotuję, to robię to z przyjemnością...
To prawda, że wszystko co się robi, gdy staje się obowiązkiem, nie zawsze przyjemnym, zaczyna męczyć. Teraz, gdy gotuję, robię to z przyjemnością, bez pośpiechu, w wolnej chwili. Częściej sięgam po wymyślne, nadprogramowe przepisy, a że nie robię przesadnych zakupów, to i kreatywność wzrasta, jak trzeba zrobić coś z tego, co akurat znajduje się w domu...
...bo mam wszystko podane pod nos...
O tak, to zdecydowany plus nad plusami. Nie dość, że ktoś ugotuje, to jeszcze dowiezie pod sam dom, a ja tylko wyjmuję z lodówki odpowiednie pudełeczka. Ba, nie liczę kalorii czy makroelementów, bo ktoś tam już to zrobił za mnie i zadbał o to, żebym dostała wszystko, co potrzebne mi na dobre przeżycie kolejnego dnia. A do tego smacznego przeżycia... Ktoś, kto nawet mnie nie zna dba o mnie i to jest fajne. Zwłaszcza jak jest się matkę, która dba o wszystkich naokoło a często zapomina o sobie.
...bo lubię niespodzianki...
Nigdy nie wiadomo, co tym razem dietetycy i kucharze wymyślą. Zawsze czekam na kuriera, jak na pierwszą gwiazdkę, zaglądam, oglądam i czekam, kiedy na co przyjdzie czas. Jak małe dziecko. A że kurier przyjeżdża późnym wieczorem, to mogę w torbie pogrzebać bez obecności dzieci. I powiem wam, że jeszcze się nie zdarzyło, żebym się zawiodła na zawartości.
...bo regularne posiłki są zdrowe...
Wiem z doświadczenia, ze największym wrogiem dobrego, brzuszkowego samopoczucia i ładnej sylwetki jest nieodpowiednie nawodnienie i nieregularne posiłki. Podżeranie, napychanie się, bo wcześniej się przegłodziło, jedzenie tego, co akurat wpadnie pod rękę nie sprzyja ani odchudzaniu, ani trzymaniu wagi, ani nie pomaga w walce ze wzdęciami, a do tego nie reguluje odpowiednio funkcji organizmu i nie dostarcza mu odpowiednich składników odżywczych. Starałam się sama, szykowałam, próbowałam planować, a potem i tak wychodziło jak zwykle. To w pracy nie było czasu, to nie zdążyłam z zakupami, to wieczorem padałam na twarz i zapomniałam ugotować... Teraz mam wszystko regularnie, z odpowiednimi proporcjami. I nie przeczę, na początku jest ciężko trzymać taką dyscyplinę, ale z czasem samopoczucie nam to wynagradza i wchodzi to w nawyk, staje się miłe, łatwe, a co najważniejsze, przyjemne.
...bo pomaga trzymać wagę...
Nie będę ściemniać, że schudłam, bo nie schudłam... Przynajmniej na wadze (ale też podjadam co nie co między posiłkami), ale jeśli chodzi o pasek i spodnie, to sam brak wzdęć i "napuchnięcia" robi swoje i czuję się wiele smuklejsza, lżejsza. Gdybym trzymała się rygoru i odpuściła sobie ciastka z Ikei albo paluszki przed snem, a do tego miała więcej czasu na siłownię i bieganie, to zapewne byłabym teraz szczypiorkiem. Więc jeśli komuś zależy na efekcie, to odrobina od siebie i efekt pojawi się niemal natychmiast. Sama zmiana nawyków, mniejsze, ale regularne posiłki, dużo zieleninki, witamin, odpowiednie proporcje to jest coś co samo w sobie działa na nas energetyzująco i chce się dalej działać.
Wiem, że można samemu, można sobie szykować i robić takie porcje na dzień następny. Ale to wymaga czasu, inwencji, pomysłowości i dużej ilości składników. Gdyby jeszcze robić dla naszej dwójki, to może by się to opłacało, ale na jedną osobę to i roboty sporo, i zakupów wiele, a i tak część się wyrzuci, bo na raz się nie zje. Znam takich, co jednego kurczaka jedzą cały tydzień, ale mi to średnio odpowiada. Brakuję mi różnorodnych, starannie przygotowanych posiłków, z dodatkami, a tu takie właśnie dostaję. I zapewne za jakiś czas zrezygnuję z diety, ale wyniosę z niej nawyki, regularność i mnóstwo pomysłów na posiłki
PS.
A jak mnie najdzie na coś innego, to mam wolne od diety weekendy i mogę poszaleć. Albo zwyczajnie mogę zawiesić dietę na dzień lub więcej i wtedy puścić kulinarne wodze fantazji.
...bo pomaga trzymać wagę...
Nie będę ściemniać, że schudłam, bo nie schudłam... Przynajmniej na wadze (ale też podjadam co nie co między posiłkami), ale jeśli chodzi o pasek i spodnie, to sam brak wzdęć i "napuchnięcia" robi swoje i czuję się wiele smuklejsza, lżejsza. Gdybym trzymała się rygoru i odpuściła sobie ciastka z Ikei albo paluszki przed snem, a do tego miała więcej czasu na siłownię i bieganie, to zapewne byłabym teraz szczypiorkiem. Więc jeśli komuś zależy na efekcie, to odrobina od siebie i efekt pojawi się niemal natychmiast. Sama zmiana nawyków, mniejsze, ale regularne posiłki, dużo zieleninki, witamin, odpowiednie proporcje to jest coś co samo w sobie działa na nas energetyzująco i chce się dalej działać.
Wiem, że można samemu, można sobie szykować i robić takie porcje na dzień następny. Ale to wymaga czasu, inwencji, pomysłowości i dużej ilości składników. Gdyby jeszcze robić dla naszej dwójki, to może by się to opłacało, ale na jedną osobę to i roboty sporo, i zakupów wiele, a i tak część się wyrzuci, bo na raz się nie zje. Znam takich, co jednego kurczaka jedzą cały tydzień, ale mi to średnio odpowiada. Brakuję mi różnorodnych, starannie przygotowanych posiłków, z dodatkami, a tu takie właśnie dostaję. I zapewne za jakiś czas zrezygnuję z diety, ale wyniosę z niej nawyki, regularność i mnóstwo pomysłów na posiłki
PS.
A jak mnie najdzie na coś innego, to mam wolne od diety weekendy i mogę poszaleć. Albo zwyczajnie mogę zawiesić dietę na dzień lub więcej i wtedy puścić kulinarne wodze fantazji.
Najlepszy jest witarianizm, niczego nie trzeba gotować. :)
OdpowiedzUsuń