piątek, 23 marca 2018

#czarnypiątek

Plan był prosty jak budowa cepa... Będziemy mieli trójkę dzieci, najlepiej w krótkim odstępie czasu, a potem praca, kariera, martwienie się, jak to wszystko pogodzić. Ale plany mają to do siebie, że lubią się zmieniać... Najpierw ja długi czas zmagałam się z problemami zdrowotnymi i lekarzami, którzy kategorycznie odradzali zachodzenie w tamtym czasie w ciążę, a potem, gdy już dostałam zielone światło i psychicznie nastawiałam się, że to już, za chwileczkę, to dowiedziałam się, że rodzina nam się powiększy, ale nie za naszą sprawą. A ja, jako że wiem, jak dobrze w tym czasie być pępkiem świata i nie chcąc siostrze odbierać jej czasu, postanowiłam decyzję o trzecim dziecku odłożyć na potem... No i odkładałam, odkładałam, odkładałam... 

Czas leci nieubłaganie, latka na liczniku przeskakują szybciej niż byśmy chciały, biologia wie swoje i choć teraz czasy są inne i ciąża po trzydziestce, a nawet przed czterdziestką nie jest niczym nienormalnym i zdrożnym, to jednak statystyki są jakie są i pewne ryzyka z roku na rok wzrastają. Ja dobrze sobie z tego sprawę zdawałam, znam wszystkie za i przeciw, wiem jakie mogą być komplikacje. Dokładając do tego moją szalejącą tarczycę i dwie cesarki na koncie, to trzeba poważnie wszystkie za przemyśleć, przeanalizować, przedyskutować i decyzję podjąć w oparciu o wszystkie czynniki zewnętrzne i wewnętrzne. Niby nic prostszego, mamy wszak zawsze wybór. Jest medycyna, są badania prenatalne, świat idzie do przodu i nie ma sytuacji bez wyjścia. A jednak...