Już nie raz pisałam, że średnio lubię wchodzić w spory światopoglądowe. Mam swoje jasno wyklarowane zdanie na pewne tematy, często je komentuję, wkurzam się, ale szanuję ludzi o innym zdaniu, o ile potrafią swoich racji bronić argumentami a nie agresją i zacietrzewieniem. No i oczywiście, jeśli oni szanują moje zdanie i nie atakują mnie z powodu moich innych poglądów. Podobnie jest z głośnym od kilku (a może kilkunastu) lat sporze dotyczącym Halloween, które przebojem wbija się na nasze, polskie salony i wywołuje skrajne emocje.
Bo powiem szczerze, mierzi mnie okropnie, jak ktoś argumentuje, że to nie polskie święto, że wszystko musimy ściągnąć od Amerykanów, że już nie mamy nic swojego i ogłasza to wszem i wobec za pośrednictwem Facebooka (jakże polska nazwa, nieprawdaż???). Mamy moi drodzy... Mamy marsze, parady, demonstracje tylko jest w tym jeden szkopuł... Jakoś wahałabym się na zabrać na takie imprezy dzieci. Nasze polskie tradycje też są piękne, też z nich korzystamy pełnymi garściami, na tyle na ile się da oczywiście..., przekazujemy je naszym dzieciom, ale może czas pogodzić się z tym, że nie jesteśmy na świecie sami i może warto czasem skorzystać z dobrodziejstw innych narodów, nie tylko tych złych, ale też tych fajnych, wesołych, radosnych...
Wkurza mnie, jak ktoś zero-jedynkowo ogłasza, że nikt, kto obchodzi to święto (ja w ogóle nie traktuję Halloween jako święta, ale jak kto woli) nie może się nazywać Katolikiem, bo Katolik nie może wierzyć w duchy, nie może się za nie przebierać, nie może wycinać dyni i chodzić do domów "żebrząc" o słodycze... Ha!!! Dziś usłyszałam, że zawołanie "Cukierek albo psikus" jest jawnym namawianiem do zemsty... Bo przecież takie dziecko jasno daje do zrozumienia, że jak nie dostanie wymarzonej słodyczy, to dotkliwie się zemści. No a dynia jest przecież szatańskim warzywem...
Nie wiem, nie znam się, ale jakoś dziwi mnie, że jakoś nikt nie widzi podobnych zgrzytów w Andrzejkach, andrzejkowych wróżbach i popijawach organizowanych z tej okazji równo miesiąc później...
Ja rozumiem, że Halloween zbiega się w czasie z naszym, swojskim dniem Wszystkich Świętych i Zaduszkami. Świętami, które w polskiej kulturze są świętami pełnymi zadumy i refleksji. Dla mnie osobiście od lat te dni są dniami wyjątkowymi, wiele bliskich mi osób odeszło w okresie jesienno-zimowym więc w rodzinie traktujemy 1 listopada jako powód do spotkania, pobycia razem, wspólnego wyjścia na cmentarz. Piszę to tutaj, żebyście wiedzieli, że ja jestem jak najbardziej za polską tradycją, wzbogaconą w naszym wypadku o nasze własne, rodzinne zwyczaje, ale jednocześnie nie widzę nic złego w tym, że dzień wcześniej wszyscy, z zwłaszcza dzieci mogą się dobrze bawić. Nie widzę w tym niczego zdrożnego, niczego, co mogłoby się kłócić z naszymi Świętami, nie widzę powodu, żeby nas i nasze dzieci z tego powodu obrzucać błotem, odżegnywać od czci i wiary, nazywać grzesznikami...
Swoją drogą, mówienie, że wiara w duchy i inne straszne istoty z zaświatów jest grzechem, to tak jakby wszystkie dzieci nazywać grzesznikami, bo ja osobiście nie znam żadnego dziecka, które by nie miało takich lęków. Nawet moim już zaczyna w tym kierunku wyobraźnia pracować, a naprawdę nie przykładamy do tego ręki.
I żeby było jasne. My nie przebieramy się w potwory, nie biegamy po domach, nie imprezujemy w ten dzień. Nie wiem czy kiedyś to się nie zmieni, czy dzieci nie będą chciały więcej, czy w Polsce ten zwyczaj nie ewoluuje w kierunku bardziej amerykańskim. Ja absolutnie nie mam z tym żadnego problemu. Widzę jaką radochę moim dzieciakom sprawiają te głupie dynie... Póki co wycinamy sobie lampiony, kupujemy sobie śmieszne opaski na głowę, gasimy światła, puszczamy muzykę. Nie ma tu strasznych historii, nie ma krwi i wnętrzności, nie ma nawet jakiś przerażających potworów (biorąc pod uwagę, że moje dzieciaki ostatnio bały się na kucykach Pony, to wolę nie ryzykować), są dynie, pająki z włóczki i ciasteczka w kształcie dobrych duszków. Też mam swoje granice i pewnych, póki mam na to wpływ, nie będziemy przekraczać, ale zabawa to zabawa. Niech te małe, radosne istotki mają troszkę frajdy, bo to z ich perspektywy i dla nich dziś się będziemy dobrze bawić. Nie widzę w tym zgrzytów z tym, że jutro wstaniemy rano, zjemy śniadanko, zbierzemy się, by na cmentarzu, na grobie mojej Mamy i Dziadka spotkać się z resztą rodziny, by wspólnie odwiedzić groby bliskich, by razem wybrać się na obiad do Babci, pobyć razem, powspominać, poopowiadać dzieciom o tych, których już z nami nie ma. Bo w tych dniach najważniejsza jest pamięć, a nie to co komu wypada.
Zabawa czy zaduma... Przebieranie się czy wspominanie "nieobecnych" bliskich... A może jedno i drugie. Może warto przestać te dwie rzeczy, te dwa dni, te dwie "okazje" ze sobą łączyć. Jedno drugiego nie wyklucza, jedno drugiemu nie przeszkadza. Mało tego, nikt nikogo nie zmusza do obchodzenia Halloween podobnie, jak nikt nikogo nie powinien zmuszać do obchodzenia Dnia Wszystkich Świętych. A to, jak każdy z nas wspomina zmarłych, powinno być jego osobistą sprawą. Nie każdy musi mieć chęć i potrzebę biegania po cmentarzach akurat 1. i 2. listopada, bo tak trzeba. Szanujmy siebie nawzajem, a naprawdę będzie dobrze. A jak już nie możemy odpuścić, to choć darujmy te spory dzieciom, one naprawdę chcą się tylko dobrze bawić, nie doszukujmy się w tym drugiego dna.
A o tym ludzkim "wypadaniu" i czczeniu z godnością różnych naszych typowo polskich świąt swoją drogą też wiele można by napisać. Ale to już temat na innego posta.
PS. Mój syn marzy, żeby na Halloween przebrać się za samochód... Jeśli to jest zdrożne i godne potępienia, to wybaczcie, ale ja czegoś nie rozumiem...