No i stało się, Zosiozaurowi stuknęło pół roczku. Nie napiszę, że szybko minęło, bo minęło i szybko i wolno. Z jednej strony nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas upłynął. Te wszystkie umiejętności po prostu pojawiały się znikąd i znienacka. A z drugiej strony, zima, grudzień, koniec roku... to wszystko wydaje się tak odległe, jakby zdarzyło się co najmniej w poprzednim wieku. Nadal nie mogę się nadziwić, że jest nas czwórka, że mam dwoje dzieci i, że mam córeczkę, ale również nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Czasem próbuję sobie przypomnieć czas przed Zosią i jakoś nie mogę.
A sama zainteresowana?
Zosia, to dwa światy. Sprawiający problemy bobas, który nie daje mi się wyspać i nie wie czego chce. Mała maruda i krzykacz. Ciężarek, od którego piekielnie boli kręgosłup.
Ale Zosia to przede wszystkim wesolutka, roześmiana panienka. Na jej widok nie sposób się nie uśmiechnąć. W jej buzi błyszczą dwa malutkie ząbki, a na główce pojawiają się już coraz dłuższe włoski. Ma szaro-błękitne, wielkie oczy i słodkie, malutkie usteczka. Wiem, że każda matka mówi tak o swoim dziecku, ale muszę to napisać. Zosia jest prześliczna. Malutka księżniczka.
Zosia, to wiercipięta, ciekawa świata wędrowniczka. Nasz dość spory salon przemierza w parę sekund. Bach na plecki, bach na brzuszek, troszkę się odepchnie, bach na plecki, troszkę raczkiem, bach na brzuszek i już ma to, do czego zmierzała. W łóżeczku potrafi zrobić taką akrobację, że nawet ja się potem głowię, jak tego dokonała. Czasami się wybudza, bo przez sen zaplącze się w szczebelki albo kocyk.
Zosia to również posiadaczka najzwinniejszych macek, od jakich miałam okazję się opędzać. Jej malutkie rączki sięgają wszystkiego co jest w ich zasięgu. Musi mieć wszystko, moją bransoletkę, pilota od telewizora, łyżeczkę czy kota. Wszystko to, w sekundę ląduje w jej buźce. Nawet Bestię próbuje podgryzać. Namiętnie zjada wszystko co tekturowe, uwielbia żuć nawilżane chusteczki, a w jej paszczy znikają już pierwsze chrupki, a nawet wafelek do lodów. Musimy nabrać nawyku sprzątania małych przedmiotów, bo w przeciwieństwie do Filipa, Zosia wszystko ładuje do buzi.
Zosia uwielbia Filipa. Na sam jego widok się cieszy i podskakuje. Fifi nie pozostaje jej dłużny. Całuje ją, głaszcze, przytula. Wieczorami bawią się razem na kocyku. Fi przynosi jej zabawki, ona wkłada mu stópki do buzi. Czasem zauważę malutką nutkę zazdrości, ale szybciutko przechodzi i znów są cudownym rodzeństwem. Jak na nich patrzę, znów nie mogę się nadziwić, że to moje dzieło.
Zosia uwielbia też kota. Na sam widok Bestii aż piszczy i wyciąga łapki. Wyrywa jej futro, ciągnie za ogon i uszy, a Besta nic... stoicki spokój.