wtorek, 30 września 2014

Cotygodniowy Portret Dziecka: 39/52.

Jesień rozpieszcza nas co jakiś czas cieplejszymi i słonecznymi dniami. Tak jak zbuntowany Fifi ma swoje lepsze dni. Trzeba z nich korzystać.


Taka była ta niedziela i taki był w niedzielę Filipiasty. Skorzystaliśmy więc ze sposobności i wybraliśmy się do Kazimierza. Jakoś się ostatnio nie składało, nadarzyła się okazja, to wyruszyliśmy na krótką wycieczkę. Najlepiej oczywiście było podróżować u Taty na rękach;)

poniedziałek, 29 września 2014

Śmieciowe hałasy...

Ostatnio coraz częściej i bardziej zaczyna mnie wkurzać moje miejsce zamieszkania. I nie chodzi mi o nasze mieszkanie, choć ono też pozostawia wiele do życzenia, tylko o punkt, w którym jest ono położone. A mianowicie mieszkamy prawie w centrum miasta. Mało tego, że w centrum, to między wszystkimi możliwymi instytucjami, z których często wyjeżdżają samochody na sygnale. Mamy pogotowie, mamy policję, mamy nawet straż pożarną. No i gdyby tego było jeszcze mało, to mieszkamy między wszystkimi największymi uczelniami tego miasta. Studenckie życie zatem kwitnie, zwłaszcza w nocy.
Jedna z naszych cudownych uczelni, parę lat temu dostała spore dotacje. A że chyba nie miała już na co je przeznaczyć, stare budynki, które mieliśmy za oknem wyburzyli i pobudowali ogromny gmach, który nie wiadomo komu i na co ma służyć. Działa to to już drugi rok, a zajęć i wykładów się tam odbywa jak na lekarstwo. Ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że szanowna uczelnia umiejscowiła swoje śmietniki akurat pod samymi naszymi oknami. Mimo, że terenu mają masę i z każdej strony wolna przestrzeń nie granicząca z żadnymi zabudowaniami mieszkalnymi, oni ustawili nam śmietniki pod naszymi sypialniami.
Nie dość, że nasz śmietnik mamy też z tej strony, do tego po schodkach i raz na parę dni musimy się liczyć z pobudką o świcie, to jeszcze na dokładkę tamte. A tam nie ma, że co kilka dni i nie ma, że za jednym zamachem wszystkie pięć. Każdy kontener jest inny i jest odbierany oddzielnie więc mamy super odgłosy tak między 5.30 a 8 w różnych odstępach. Trzy z nich są opróżniane za jednym zamachem, a wtedy stoi ta śmieciarka i warczy na pełnych obrotach przez 20 minut. Nie ma siły, żeby to przespać.
Wkurza mnie to strasznie, budzi i doprowadza do szału, bo często budzi też Filipiastego. Nie mam zielonego pojęcia czy zwrócenie się do kogokolwiek coś by dało. Czy może trzeba by poruszyć temat na zebraniu wspólnoty. Bo o ile nie jestem wstanie wpłynąć na hałasy z ulicy, na studentów umilających nam życie, Juwenaliów czy Kozienaliów też raczej nikt nie odwoła, bo mieszkańcy okolicznych bloków chcieliby mieć trochę spokoju, koszenie traw i przycinanie żywopłotów też raczej pozostanie tak jak było, to chyba przestawienie tych śmietników nie powinno być aż tak wielkim problemem.
Co o tym myślicie?
Czy w ogóle jest sens czepiać się tego tematu?
Czy wielka uczelnia weźmie pod uwagę skargi mieszkańców jednego bloku? Na dodatek 2/3 mieszkańców, bo jeden z trzech pionów nie ma wcale wyjścia na tamtą stronę więc im chyba to wszystko jedno.

piątek, 26 września 2014

Cudaczek i przyjaciele. Nasza opinia i rozdanie!!! + wyniki.

Jakiś czas temu, na spotkaniu Blogowe Piękno Mam w Lublinie, miałam okazję zapoznać się z wydawnictwem Cudaczek i przyjaciele. Niestety, mój Filipek jest jeszcze za malutki na takie pisemka. A szkoda, bo mnie osobiście czasopismo zachwyciło. Gdy ja byłam mała, pojawiały się już podobne pisemka, ale były one mniej kolorowe, nie tak starannie wydane, ciężko je było dostać, a jak już się gdzieś pojawiły, to były okropnie drogie. Pamiętam, że mama kupowała nam je na prezent, taki to był rarytas. Dlatego teraz, jak zobaczyłam to cudeńko, to mi się oczki zaświeciły. Już bym chciała siedzieć z Filipkiem lub Kruszynką i przeglądać obrazki, czytać ciekawostki czy rozwiązywać łamigłówki. No, ale na to przyjdzie mi jeszcze poczekać przynajmniej cztery lata. Mam nadzieję, że wydawnictwo poczeka na nas.


Cudaczek i Przyjaciele” jest pismem dedykowanym dzieciom w wieku 5-8 lat, ma zasięg ogólnopolski, a kupić go można w większości salonów prasowych w kraju.

Coraz większe zainteresowanie kolejnymi numerami pisma dowodzi tego, że mamy w Polsce do czynienie ze sporą i ciągle rosnącą grupą rodziców, którzy czynnie angażują się w wychowanie swoich dzieci.

Poszukują oni książek i czasopism, które pozwolą im mądrze i w wartościowy sposób spędzać czas ze swoimi dziećmi, proponując im rozrywkę, która przy okazji uczy i daje możliwości rozwijania swoich talentów i pasji.

Ten 48-stronicowy dwumiesięcznik został stworzony z myślą o tej właśnie grupie rodziców. Nie bez powodu został nagrodzony w 2012 roku przez KOPD (Komitet Ochrony Praw Dziecka) jako Najlepsze Pismo dla Dzieci w konkursie „Świat Przyjazny Dziecku” i ponownie wyróżniony w tym roku.

Założeniem wydawcy jest, aby w przyjazny sposób stymulować rozwój intelektualny oraz społeczny swoich czytelników. Zamieszczane treści mają uaktywniać w dziecku potrzebę eksplorowania i poznawania świata i stanowić bodziec do samodzielnych poszukiwań.

Ponadto czasopismo stanowi również doskonały materiał dla rodzica, który dzięki poruszanym tematom może spełniać funkcję naturalnego przewodnika, tłumaczącego swojemu dziecku ciekawe aspekty otaczającej nas rzeczywistości.



Magazyn podzielony jest na część „informacyjną” (do czytania samodzielnego lub z rodzicem) oraz część „aktywnej zabawy” – zawierającą łamigłówki, kolorowanki, wycinanki i wszelkiego rodzaju zadania do wykonania samodzielnie przez dziecko.

W czasopiśmie poruszane są tematy związane z przyrodą (zwyczaje zwierząt, ich anatomia, anatomia człowieka, ciekawostki), nauką na wesoło (ciekawe eksperymenty, budowa maszyn, budowa świata i wszechświata), kulturą (inne narody, społeczności i ich zwyczaje) literaturą (wierszyki i bajeczki), itp.

Dodatkowo każdy numer czasopisma zawiera takie działy jak „ciekawy eksperyment”, „przepis kulinarny” i „zrób to sam”, których rozszerzenie można oglądać na specjalnie stworzonym kanale na portalu YouTube.

Tyle możemy się o pisemku dowiedzieć od samych twórców.
Więcej można się dowiedzieć na stronie internetowej wydawnictwa: http://www.cudaczek.pl/ 

Jako, że my niestety nie skorzystamy z powierzonych nam egzemplarzy, a szkoda, żeby nikt nie skorzystał, mamy dla Was komplet trzech egzemplarzy Cudaczka i przyjaciół. Pisemka są bardzo fajne i na pewno sprawią wiele radości dzieciom, które je dostaną.
A co trzeba zrobić, żeby o nie powalczyć?
  • polubić profil Mamusiowo na FB,
  • polubić profil Cudaczek i przyjaciele na FB,
  • udostępnić na FB lub umieścić banerek z odnośnikiem na blogu,
  • napisać w komentarzu co, jak i gdzie;) czyli jako kto polubiliśmy profile i gdzie udostępniliście banerek.

Komentarze mogą być dodawane tutaj, pod tym postem lub na FB pod postem konkursowym do czwartku, 2 października, do północy. Losowanie odbędzie się w piątek i wtedy też postaram się podać wyniki.


 

Zachęcam do zabawy.
Powodzenia!!!
 

Wyniki:

Zwycięzcą jest Magdalena Balcerzak.
Gratuluję i proszę o dane do wysyłki na maila lub na FB. 

wtorek, 23 września 2014

Cotygodniowy Portret Dziecka: 38/52.

Podróże, podróże, te małe i te duże.
Ostatnio tych dużych niewiele, ale w samochodzie i tak spędzamy sporo czasu.


Fifiś zazwyczaj lubi jeździć autem. Siedzi spokojnie i podziwia widoki albo tarmosi jakąś zabawkę. Ale kiedy zaczyna się nudzić, to drżyjcie współpasażerowie. Wtedy najlepiej dać mu coś do "pociapania"
W tym przypadku wykradł nam bułkę z zakupów;)

piątek, 19 września 2014

Weekendowe atrakcje...

Poprzedni weekend przyniósł nam wiele słońca i prawdziwie letnie temperatury. Dlatego żal by było siedzieć w domu i gnuśnieć. Trzeba było gdzieś wyruszyć i wykorzystać ten czas jak najlepiej.
Sobotę zaczęliśmy basenem. Pierwszy raz w tym sezonie. Bałam się, jak Fifi zareaguje, bo po tym co nam pokazał na zajęciach z piłeczki, nie wiedziałam czy nam przez te wakacje nie zdziczało dziecko. Na szczęście jedyny problem, jaki mieliśmy, to z dobudzeniem śpiocha na czas. Już wszystko poszło gładko, a mi uśmiech z twarzy nie schodził, jak patrzyłam na harce w wodzie.


Po basenie nie za bardzo wiedzieliśmy co robić. Zazwyczaj robiliśmy szybkie zakupy i jechaliśmy na drzemkę do domu. Teraz, gdy Filip śpi dłużej, to drzemka wychodzi najwcześniej koło 13. Z pomocą przyszli nam dawno niewidziani przyjaciele. Zadzwonili czy nie mamy ochoty wybrać się nad Zalew Zemborzycki. Długo się nie zastanawialiśmy, zajechaliśmy tylko po coś na drugie śniadanie i w drogę.
Nad Zalewem o tej porze jest cisza i spokój. Bardzo często omijam place zabaw, bo jest zbyt wiele osób. Nie lubię tłumów. A tam parę rodziców z dziećmi, paru emerytów, idealnie jak dla mnie. Po chwili przyjechali znajomi z synkiem i, co tu dużo mówić, było miło.


Fifiś chodził, zwiedzał, oglądał.


Wspinał się, zjeżdżał, spacerował.


Prowadzał kolegę za rączkę, a kolega nie mógł się nadziwić, że Fifi jeszcze nie rozumie co się do niego mówi. Swoją drogę, to ciekawe, że Fi i Mikołaj od razu się ze sobą dogadali, tak jakby wiedzieli, że rodzice się przyjaźnią, to i oni znaleźli wspólny "język". A Mikołaj to też bardzo fajny mały człowieczek. Między chłopcami jest prawie 9 miesięcy różnicy i naprawdę miło się na nich patrzy. Uśmiałam się strasznie, jak popatrzył na mój brzuszek, a potem na swój i spytał mamy, dlaczego on nie ma brzuszka. Troszkę szkoda, że ostatnio tak rzadko się widujemy z jego rodzicami, ale taka kolej rzeczy. Ciężko czasem się umówić, zgrać ze sobą nasze plany dnia i plany dnia naszych dzieci.


A dziś zaczyna się kolejny weekend. Temperatury zapowiadają się przyjemne więc chyba znów będzie można skorzystać z uroków jesieni. Od dłuższego czasu marzy mi się poczytanie na świeżym powietrzu. Na tygodniu jest to niemożliwe, bo jak wychodzę sama z Filipem, to nie można go spuścić z oka. Ale w weekend, gdy jesteśmy wszyscy razem, to M. przejmuje bieganie za szkrabem, a ja spokojnie mogłabym przycupnąć pod drzewkiem. Przyznam, że coraz ciężej mi biegać za tym małym wiercipiętą, to chwilka relaksu mi się należy.

A jakie Wy macie plany na nadchodzące dni?
Park, las, a może dalsze wycieczki?

wtorek, 16 września 2014

Cotygodniowy Portret Dziecka: 37/52.

Ostatnie dni przyniosły nam naprawdę piękna pogodę. Z powrotem zawitały letnie upały i aż żal byłoby siedzieć w domu. Dlatego też większość czasu spędzaliśmy na spacerach i placach zabaw.
Dziś niestety już chłodniej, a poranek powitał nas  pochmurny i mglisty więc wspominajmy.


To zdjęcie zdecydowanie wygrywa ranking na najlepsze zdjęcie ubiegłych dni. Zatytułuję je "Matka, rób w końcu tą fotkę, bo mi się nudzi";)

poniedziałek, 15 września 2014

Blogowe Piękno Mam - relacja.

Troszkę ponad tydzień temu, w sobotę 6 września 2014 roku, wzięliśmy udział w wyjątkowym wydarzeniu. Mieliśmy, a w zasadzie ja miałam, pewne obawy, potem mi się zwyczajnie nie chciało, ale koniec końców przed godziną 11 dotarliśmy do Galerii GALA, gdzie miało się odbyć spotkanie Blogowe Piękno Mam.
Nie bardzo sobie wyobrażałam, jak mamy spędzić tam cały dzień z naszym Małym Wojownikiem. Poprzednie, i jedyne jak do tej pory takie spotkanie, na jakim byłam trwało około trzech godzin i w zasadzie moja rodzina mnie tylko odwiozła i potem odebrała. Tutaj plan był inny, bo mimo tego, że w zasadzie do domu mieliśmy 20 minut piechtą, to postanowiliśmy być tam cały czas razem. I powiem Wam, że mimo paru buntów, to nam się to udało. Wróciliśmy do domu koło 20, zmęczeni strasznie, ale było to pozytywne zmęczenie.
A co tam się działo?
Działo się bardzo wiele.

Na wejściu przywitała nas FotoBudka, gdzie udało się cyknąć kilka rodzinnych zdjęć, w tym moje ulubione zdjęcie poniżej.


Gdy już zebrały się wszystkie uczestniczki spotkania, rozpoczęły się wykłady i część zasadnicza.
Zaczęła Pani Violetta Olejewska, logopeda, która po swoim wystąpieniu, służyła też poradami i kontaktami do specjalistów. 


Następnie przedstawicielka firmy zaprezentowała nam produkty Pat&Rub.


Kolejny w kolejce był Dominik Peh ze swoim o wykładem  fotografii. Przyznam szczerze, że akurat wtedy nasz pierworodny zapragnął uskuteczniać swoje atrakcje więc część pominęłam, ale już kiedyś miałam przyjemność poznać Pana Dominika i znam jego podejście do tematu. 

W trakcie przerwy udało nam się troszkę porozmawiać, zjeść obiad, a Filipowi oberwało się kilkoma pięknymi zdjęciami. Ich autorkę jest Magdalena Tutkaj Snopczynska, której zdjęciami posiłkuję się w tym wpisie, i której bardzo dziękuję za takie fajne ujęcia z Fifim w roli głównej.


Uwielbiam Filipa w obiektywie profesjonalistów, ale o tym już chyba pisałam.

Następny wykład chyba mnie osobiście najbardziej zainteresował i zainspirował mnie do zmian na blogu. Wystąpiła Wioleta Galla, autorka bloga Mama Bloguje. Wykład dotyczył technicznych spraw związanych z prowadzeniem bloga.

Kolejne wystąpienia to: 
Wystąpienie Pani Renaty Skoczylas, brafitterki, która uświadomiła nam, jakie błędy popełniamy wybierając biustonosze, oraz jak ich nie popełniać. Po wszystkim można było skorzystać z porady.
Wystąpienie fizjoterapeutki, Pani Barbary Monastyrskiej - Kopacz, która zbadała stópki naszych pociech.
oraz
Wystąpienie Aleksandry Szymanek, wizażystki, która wykonała przykładowy makijaż na jednej z uczestniczek.

Między tymi wszystkimi wystąpieniami i wykładami odbyła się loteria, na której do wygrania było mnóstwo przepięknych rzeczy. Mnie osobiście trafiła się cudna skrzyneczka na książki, którą Fifi od razu pokochał i postanowił w niej zamieszkać.

    
Atrakcji było co nie miara, ale najważniejsze było towarzystwo. 
Spotkałam tutaj wiele osób, które do tej pory znałam jedynie z internetu. Czas płynął za szybko, nie ze wszystkimi udało się wystarczająco porozmawiać, ale mam nadzieję, że będą jeszcze inne okazje do tego typu spotkań. No i wielkie brawa dla mężów i partnerów, którzy w tym czasie zajmowali się dziećmi. Jak raz po raz wychodziłam poszukać mojej rodziny, to po korytarzu krążyli tatusiowie z pociechami, a mamusie w tym czasie korzystały ze swojego dnia.


Nie można oczywiście pominąć pięknych prezentów, które każda z nas otrzymała. Było tego tak wiele, że nie sposób wymienić więc pokażę Wam na zdjęciach.

Było coś do podjedzenia i do picia:


Był ogrom prezentów dla mamy i ogrom prezentów dla Filipa:



oraz góra rabatów i zaproszeń:



Czapeczkę widoczną na zdjęciu dostaliśmy od Szydełkowy Plan B ze specjalnym przeznaczeniem dla naszej Kruszynki. Dziękujemy;)

A oto nasze grupowe zdjęcie.
Niestety, jak było wykonywane, Fifi zasnął po bojach w wózku i nie chcieliśmy go męczyć i budzić.


A oto moje stanowisko dowodzenia:


Nawet nie wiem, kiedy zdjęcie zostało wykonane, tak byłam zasłuchana, zagadana, zajęta.
To chyba najlepiej świadczy o tym, że spotkanie było wyjątkowe.
Oby takich więcej.

No i ogromne gratulacje dla organizatorek: Karoliny z bloga Cały Świat Karli oraz Kamili z bloga Dziecinna Rewolucja. Wielkie ukłony dziewczyny za masę pracy włożonej w organizację tego wszystkiego.


Sponsorzy naszego spotkania


Indywidualne magnesiki z logo uczestniczek: Pixgraf,

Przepiękne torby do zapakowania gifów:  All Bag



Patron medialny spotkania Mama w Lublinie


piątek, 12 września 2014

Mija rok... zmiany, zmiany, zmiany...

Niedawno minął rok mojego prowadzenia bloga. Dokładnie 20 sierpnia 2013 roku opublikowałam swojego pierwszego posta. Już nie raz pisałam, że namówił mnie do tego mój małżonek, który wcześniej sam próbował sił w pisaniu, ale zrezygnował po narodzinach Filipa. Chyba przeliczył się ze swoimi możliwościami czasowymi. Ale mnie namawiał. Widział jaka czuję się samotna będąc całymi dniami sama z dzieckiem, jak mi brakuje życia towarzyskiego. No i w ten sposób odkryłam internet jako świetne narzędzie do komunikowania się nie tylko ze znajomymi na FB, ale także z ludźmi z całej Polski i z innych zakątków świata. Zaczęłam udzielać się na forum, zaczęłam pisać i komentować na blogach. Tak stopniowo poznawałam coraz więcej mam, coraz więcej zdań, czasami jakże odmiennych od mojego.
Na początku może nie, ale z czasem, powoli zaczęłam odżywać. Po pewnym czasie zdałam sobie sprawę z tego, że nie mam nawet jednego swojego zdjęcia z Filipem, z którego byłabym zadowolona, nie mam co Wam pokazać, bo wyglądam okropnie. Ogarnęłam się w sensie dbania o siebie, ale i w sensie zainteresowań. No i zaczęłam mieć własne zdanie. Skończyło się przytakiwanie wszystkim naokoło.
Bardzo wiele jeszcze zmieniło się u mnie przez ostatni rok i nawet nie wiem, jak mam to opisać. Zauważyłam, że nie trzeba być zahukaną matką zamkniętą z dzieckiem w domu, tak jak mi to przedstawiali niektórzy przed narodzinami Fifula. Można wykonywać swoje obowiązki, nie zatracając siebie, można robić to z uśmiechem i radością, a nie z miną zgnębionego jamnika. Można się realizować w macierzyństwie i cieszyć się życiem.
Owszem zdarzają mi się złe dni, zwłaszcza teraz, gdy hormony dają o sobie znać non stop, ale właśnie wtedy też mam się gdzie wyżalić. Mogę się poradzić koleżanek blogerek i koleżanek forumowiczek. Nie jestem sama ze swoimi problemami. I to też jest fajnie.
Dzięki czytanym blogom odkryłam też wiele ciekawych marek, o których wcześniej nie miałam pojęcia, na które nie wpadłabym nigdy chodząc tylko po marketach. Pokój Filipa pełen jest zabawek i akcesoriów wyjątkowych i niepowtarzalnych, niejednokrotnie wykonanych specjalnie dla niego.
Długo by jeszcze wymieniać te zmiany jakie zaszły, ale tak naprawdę nie o tym chciałam pisać. Chciałam się podzielić z Wami swoimi postanowieniami.
Jak pewnie zauważyliście, wprowadziłam pewnie zmiany w wyglądzie bloga. Od początku mojej działalności zmieniłam tylko raz zdjęcie nagłówkowe, a tak nie ruszałam nic. Ale, ale, ostatnio uczestniczyłam w spotkaniu Blogowe Piękno Mam i tam mnie coś tknęło (swoją drogą, zbieram się do napisania relacji z tego spotkania). Zawsze mi się wydawało, że jestem tylko "klepaczem", takim zwykłym szaraczkiem, a tam w końcu, po roku czasu, poczułam się blogerką. A jak już się tak poczułam, to stwierdziłam, że przydałoby się włożyć troszkę pracy w to, by ten blog wyglądał, jak na blog przystało, że jemu też się coś ode mnie należy. To jeden powód zmian, jakie stopniowo mam w planie wprowadzać. 
Drugim powodem jest to, że już za całkiem niedługo przestanę być tylko Filipią Mamą. Przecież na świecie pojawi się nasza Kruszynka i jej też należy się uwaga na tym blogu. Tym samym i mój nick i adres bloga przestaną być aktualne. Mam już na to koncepcję, ale wszystko po kolei. Mam nadzieję, że wyrobię się ze wszystkim w czasie, bo tego ostatnio brakuje mi najbardziej.
A na razie chciałabym się Was zapytać o jakieś sugestie. Może macie jakieś pomysły na dalsze działania? Ja chętni skorzystam;)
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu!!!

środa, 10 września 2014

Festiwal Smaku... i humory dzieciora...

Ostatnimi czasy coś dziwnego dzieje się z moim dzieckiem. Z kochanego, małego przytulaska, który pięknie uczy się chodzić za rączkę, momentalnie staje się marudnym dzieciuchem, którego nijak nie można opanować. On chce i już, a jak nie, to dopiero nam pokaże na co go stać. 
Najlepszy popis dał nam na zajęciach z piłki, na które go zabraliśmy. Myśleliśmy, że pobędzie troszkę z dziećmi, wybiega się i troszkę się uspokoi. Uspokoił się owszem, ale po godzinnych rykach, histerii i uciekaniu z sali. Nie wiem czy coś go wystraszyło czy postanowił nam udowodnić, że skoro teraz on chce podziwiać windę, to możemy sobie nasze zajęcia wsadzić w buty.
Podobnie jest z wszelkiego rodzaju wyjściami. Koniec lata w Lublinie obfituje w różne festyny, jarmarki czy kiermasze. My też czasem chcielibyśmy skorzystać i gdzieś wyjść, a z Filipem ostatnio średnio to nam idzie. Nie odpuszczamy jednak, bo, jak to mówią, trening czyni mistrza. Może coś to da i troszkę się Filip utemperuje.
Jakiś czas temu zaliczyliśmy Jarmark Jagielloński, a w ostatnia niedzielę wybraliśmy się na Europejski Festiwal Smaku. 
Jak zwykle, Fifi nie dał nam za bardzo podelektować się klimatem kiermaszu. Raczej założyliśmy sobie, że zakupimy swojski chleb i wiejską kiełbasę i do tego dążyliśmy. Filip w międzyczasie uskuteczniał różnorakie akrobacje w wózku, a wypuszczenie go między ludzi, na starówkowym bruku nie wchodziło w grę. No, ale plan udało się wykonać i zakupiliśmy, co chcieliśmy.

Na szczęście dużo nie straciliśmy, bo w niedzielę już niewielu wystawców zostało. Troszkę straganów na Starówce i na Rynku. Większość właśnie z chlebkami i wędlinami. No i oczywiście naleweczki, one królują co roku. I również na szczęście, stoisko, na które polowaliśmy, nadal stało. Co prawda Fi już przechodził samego siebie, ale znaleźliśmy i skorzystaliśmy ze Smaków Grecji.

I udało nam się zakupić coś, za czym mój małżonek strasznie tęskni, a i mi czasem ślinka pocieknie, jak sobie przypomnę. Ja, która nie przepada za oliwkami, uwielbiam oliwki kiszone w beczce. A czarne oliwki kiszone w beczce, to już dopiero rarytas. No i udało się nam je dopaść właśnie na Festiwalu Smaku.


Przynajmniej tyle skorzystaliśmy na tej atrakcji. W drodze powrotnej Fifi zaczął przysypiać więc pomyślałam, że może jest po prostu zmęczony albo niedospany, w końcu w niedzielę wstał wcześniej troszkę niż zwykle. Ale przywieziony do domu i położony do łóżeczka, tłukł się jeszcze po nim jakieś pół godziny. 
Już momentami sama nie wiem, o co temu dziecku chodzi. Sam też zachowuje się, jakby nie wiedział czego mu potrzeba. Tłumaczę to sobie różnie i może czasem naiwnie, ale jak się uczepię jakiejś teorii, to mi łatwiej. Zawsze jest jakaś nadzieja, że jutro będzie lepiej. Teraz już chyba z miesiąc czai się do wyjścia ostatnia czwórka. Ślina leje się strumieniami, łapska w paszczy lądują przy każdej okazji. Ale czy to może być przyczyną takich histerii i wymuszeń? Staram się nie denerwować, przytulać, szeptać i uspokajać, ale jest to ciężkie z wierzgającym dzieciakiem. Wyrywa się, kopie i wydziera, żeby za chwilę zasiąść na kolanach, przytulić się albo grzecznie czymś się ekscytować.
Chyba, jak ze wszystkim do tej pory, przyjdzie nam spokojnie czekać aż samo się unormuje. Na razie w sobotę idziemy na basen, pierwszy raz po wakacyjnej przerwie. Zobaczymy co tam nam pokaże.

wtorek, 9 września 2014

Cotygodniowy Portret Dziecka: 36/52.

Tym razem zdjęcie nie mojego autorstwa, ale podoba mi się strasznie.


Zdjęcie pochodzi z najważniejszego wydarzenia ostatnich dni czyli ze spotkania Blogowe Piękno Mam w Lublinie, a autorem jest Magdalena Tutkaj.

wtorek, 2 września 2014

Cotygodniowy Portret Dziecka: 35/52.

Pogoda za oknem zmienna. Trzeba korzystać z resztek lata, choć teraz to już bardziej jesień niż lato więc działkujemy ile się da;)


Pewnie jeszcze nie raz pojawią się tutaj zdjęcia z naszego działkowego lasku, ale jeśli ktoś chce sobie przypomnieć, jak u nas pięknie i kolorowo jesienią, to zapraszam TUTAJ. Tam do obejrzenia zdjęcia sprzed roku, bo to już nasza druga jesień z Filipkiem;)

poniedziałek, 1 września 2014

Chłop w domu...

Gdzie się nie obejrzę, cały czas trafiam na ochy i achy na temat obecności współmałżonka w domu. Jaki to jest cudowny czas, gdy Tatuś ma urlop, jaki to wtedy luz dla Matki i w ogóle same zachwyty. No i owszem, w nas też zazwyczaj tak jest, nie powiem. Zazwyczaj z wytęsknieniem czekam na powrót M. z pracy i odliczam dni do weekendu. Zawsze wiele sobie obiecuję na te dwa wolne dni. Bo nie oszukujmy się, dla mnie też sobota i niedziela to dni luźniejsze. Tata jest w domu, to zawsze troszkę mnie odciąży, mogę więcej zrobić, bo pod nogami nie mam wiecznie małego terrorysty. I mogę odpocząć, bo Tata zabierze Synka na spacer albo zwyczajnie czymś zajmie.
Ale czasem są takie dni, że zwyczajnie mam ochotę tego chłopa wywalić za drzwi. Ciągle się pałęta pod nogami, w niczym nie pomaga, nic nie robi, a tylko przeszkadza.
No i taka właśnie była ubiegła sobota. A w zasadzie sobotnie przedpołudnie.
Miałam nadzieję, że sobie troszkę odeśpię, a raczej doleżę w łóżeczku tyle, ile mi będzie trzeba, a małżonek zajmie się Filipem. W końcu to ja nadal wstaję w nocy do Filipa, żeby go przykryć, budzę się pięć razy do toalety i raz w tygodniu należy mi się pół godzinki na rozbudzenie. No, niestety M. miał chyba inne plany , bo już od 6 zaczął swoje standardowe koncerty. Próbowałam dokimać, ale mi się nie udawało więc wstałam. Zostawiłam w sypialni niańkę i nakazałam zwracać uwagę na dziecia, a sama przeniosłam się do salonu i przymknęłam drzwi, żeby moje działania nie przeszkadzały im w spaniu. Nieważne, że to ja miałam dosypiać, a nie mąż, ale jak już tak wyszło, to co mam ich budzić. Niech skorzystają.
Mało tego. Miałam nadzieję właśnie w sobotę, bez pośpiechu załatwić badania, bo przecież już w czwartek mam wizytę u doktora, a na tygodniu zawsze jest coś innego do załatwienia. Jak już wcześniej pisałam, małżonek w tej materii też miał inne plany. Po wstaniu musiał się rozbudzić, pozbierać, ogarnąć i tak do godziny 11, a o tej porze, to już Fifi się bardziej kieruje w stronę łóżeczka, a nie na wyprawy. Wkurzona zabrałam się za swoje zajęcia.
Dalej nie było lepiej, bo M. nie raczył w domu palcem ruszyć. Ja z Filipem zdążyłam zrobić obiad, a on nadal siedział na kanapie. Co tu dużo mówić, wściekłam się i parę słów powiedziałam. Coś tam podziałało, bo w końcu zabrał się za montowanie półek w sypialni, ale mina męczennika na twarzy pozostała. Aż żal było patrzeć, jak się biedaczysko męczy.
Nie mogłam sobie darować pognębienia go jeszcze troszkę, bo zafundowałam mu wycieczkę do mojej babci. Zdecydowanie za rzadko u niej bywamy, a z babcię męża widujemy się cały czas więc też nam się należało. 
A na koniec naciągnęłam go na mega poduchę dla ciężarnych.
Troszkę sobie odbiłam nieudany poranek, ale odpocząć nie odpoczęłam wcale więc nic dziwnego, że liczyłam, że małżonek zrehabilituje się w niedzielę.
A gdzie tam.
Gdyby nie to, że po obiedzie zarządziłam strajk, przytuliłam się do poduchy, otuliłam kocykiem i zasnęłam, to pewnie w końcu wywaliłabym męża z domu, takie atrakcje mi zapewniał. Już patrzeć na niego nie mogłam i tylko krótka drzemka mogła uratować sytuację.

Po takim cudnym weekendzie, odetchnęłam z ulgą, jak się dziś obudziłam i małżonka nie było. Przynajmniej mogłam sobie w spokoju ogarnąć mieszkanie, co przez ostatnie dwa dni nie było wykonalne. A teraz korzystam z chwili ciszy, piszę posta i obserwuję, jak w garze pyrtolą się świńskie nóżki. Bo zapomniałam wspomnieć, że M. w ramach rekompensaty, postanowił zrobić zakupy i właśnie takim bonusem mnie uraczył. Cóż było robić, trzeba było zakasać rękawy i wziąć się za galaretę. 
No i oczywiście znowu z niecierpliwością czekam na powrót małżonka z pracy i odliczam dni do weekendu.
Nie.
Wróć!
Teraz odliczam dni do czwartku, bo wtedy M. robi sobie wolne i jedzie ze mną do doktora.