piątek, 28 marca 2014

Jak ubierać 11-miesięczne dziecko??

Pamiętam, jak Filip miał jakieś 2-3 miesiące i moja teściowa przyniosła nam w prezencie dla niego malutkie jeansiki. Tak się zachwycała i tłumaczenie, że to niemowlak i ma mu być przede wszystkim wygodnie, nic nie dały. Przyniosła i oznajmiła, że ona i tak go ubierze. A, że nie ubierała go nigdy, Fi nigdy nie miał tych jeansów na sobie.
Przez bardzo długi czas królowała u nas moda niemowlęca. Sławetne rajstopki były na porządku dziennym. Jedyne "dorosłe" ubranka, to kupione na jesieni, jak już Filipiasty siadał, dresiki. Miało być wygodnie, czysto, schludnie.
Z zazdrością patrzyłam na blogi koleżanek, które mają nieco starsze dzieci, na ich stylizacje, takie typowo dorosłe. Ale obiecałam sobie, że zacznę szaleć dopiero, jak Fi zacznie chodzić.
No i stało się, Filip stawia pierwsze kroczki, a Mama szaleje odzieżowo.
Uwielbiam na Filipku sweterki, bluzy, spodenki i te malutkie buciki.
Ale nie mogę też zapomnieć, że to jest jeszcze malutkie dziecko, dlatego nie odpuszczam bobasowych ciuszków. Są takie słodkie, że pewnie jeszcze długo będę Filiputa w nie ubierać.

Bo przecież maluchowi powinno być przede wszystkim wygodnie. Jeżeli jesteśmy w domu, Fi biega na czworaka, wałkoni się na podłodze, szaleje u nas na rękach, to luźny strój u nas króluje. W gościach też staramy się Filipa ubierać wygodnie. Zwłaszcza, jak jedziemy do znajomych z małymi dziećmi. Przecież muszą mieć luz przy zabawie.
Ale, jak wybieramy się na spacer w wózeczku, wtedy nie mogę się powstrzymać;) Wtedy troszkę odpuszczam wygodę. Chociaż i jedno i drugie można połączyć. Znalazłam na przykład fajne jeansy, które są tak mięciutkie jak spodenki dresowe. 


Dziecko jest dziecko i powinno się je ubierać jak
dziecko, a nie jak małego dorosłego.
Są eleganckie ciuszki dziecięce, ale one nadal są dziecięce.
Poza tym, dziecko, tak jak każdy inny człowiek, powinno się ubierać stosownie do okazji.
Takie jest moje zdanie. A jakie jest wasze?





A powyżej, parę naszych wyjściowych ubranek.
Na ostatnim, świątecznym zdjęciu, Filip jest ubrany w spodenki, kamizelkę i bodziaczka, które miał na sobie tylko raz, właśnie na tą okazję. Wtedy jeszcze nawet nie raczkował więc niewygodne ubranka były tylko na pokaz, potem wylądowały w pudle.

piątek, 21 marca 2014

Gazeta - doskonały pomysł na prezent!!!

Wielkimi krokami, a raczej kroczyskami zbliżają się do nas dwie bardzo ważne rocznice.
No dobra, tak naprawdę to jeszcze ponad miesiąc, ale już mi te okazje zaprzątają głowę.
2. maja minie pięć lat, jak wyszłam za Tatę Filipa, niby nic wielkiego, ale czas pędzi jak szalony. A dwa dni później, czyli 4. maja, nasz pierworodny skończy roczek.
Pewnie tak samo jak w tamtym roku, naszą rocznicę przyćmią urodziny Filipa.
Ale to nic. My i tak nie chcieliśmy dla siebie jakiejś fety, co nie zmienia faktu, że ja już nie odpuszczę. Rok temu rocznicę spędziłam na oddziale przedporodowym i nikt oprócz mojej babci nie pamiętał o naszym święcie. Więc w tym roku chciałam spędzić je tak, jak nie miałam okazji w zeszłym roku. W domciu, na kanapie, prawie we dwoje;)
Od dawna też zastanawiałam się nad prezentem dla męża. Chciałam, żeby było to coś wyjątkowego. Tylko właśnie co?
I tutaj jak z nieba spadła mi www.gazetomania.pl. Troszkę za wcześnie, ale co tam.
A czym to jest?
Nic prostszego. Gazeta z waszym zdjęciem i artykułem. Lub, jak ktoś woli, zdjęciem kogoś komu chce się zrobić prezent. Macie do wyboru ok. 70 gotowych artykułów, możecie je dowolnie edytować, wstawiać personalizacje, zdjęcia, daty, co tylko chcecie. Dostajecie taką gazetę oprawioną w ładną ramkę i wydanie nieoprawione. 
Przyznam szczerze, że z takim pomysłem się jeszcze nie spotkałam. Z Tatą Filipa od razu zgodziliśmy się, że będzie to dla nas piękny prezent na rocznicę ślubu. Wybraliśmy sobie śliczną mahoniową ramkę i, jak gazetka do nas dotarła, od razu znalazła miejsce u nas w przedpokoju, na widoku, jak tylko wejdzie się do mieszkania.
Mało tego, gazeta ma cztery strony, z czego pierwszą i ostatnią można edytować. Nie mogliśmy nie skorzystać z okazji i ostatnią stroną uczcić też urodziny naszego Bąbla. Przecież to bardzo ważny dzień. Najważniejszy w naszym życiu. Dlatego tam znalazło się zdjęcie naszego synka i artykuł na jego temat.
A ponieważ w pakiecie dostaliśmy jeszcze drugi egzemplarz gazety, będzie to dobry upominek na urodziny dla Filipa. A kiedyś na pewno genialna pamiątka.




W ten oto sposób, z gazety datowanej na 2. maja 2014, dowiadujemy się, że nasze małżeństwo zostało uznane za najlepiej dobrane małżeństwo w Polsce. Artykuł opatrzony jest życzeniami od redakcji z okazji 5. rocznicy ślubu. A na stronie 4. czytamy, że dzień pierwszych urodzin naszego syna został umieszczony w przepowiedni Nostradamusa;)
Pomysł oryginalny, zabawny i stylowy. Oprawiona gazeta pasuje do każdego wnętrza (można wybrać różne ramki). Na pewno każdemu spodoba się taki prezent.

poniedziałek, 17 marca 2014

Spotkanie majowych dzieci czyli wycieczka do Sandomierza...

Jak pewnie niektórzy zauważyli, w piątek nie pojawiliśmy się na blogu.
A dlaczego?
Dlatego, że wykorzystywaliśmy ostatni dzień pogody i poniosło nas w świat.
A dokładniej, Filip z Leosiem odwiedzali Jasia.
Wszystkie dzieci są z maja i poznałam ich mamy na forum dla mam właśnie majowych dzieciaczków.
Dość długo rozmawiamy ze sobą w internecie, dodatkowo Fifi z Leosiem chodzą razem na basen więc postanowiłyśmy z jego mamą, wybrać się do mamy Jasia do Sandomierza.
Dla mnie osobiście było to zupełnie nowe doświadczenie. Oczywiście jeździmy z Filipem wszędzie, ale zawsze jesteśmy z Tatą Filipa razem. Tata Filipa nosi, pokonuje przeszkody, interweniuje w trudnych sytuacjach, jest zawsze moją deską ratunkową, jak coś się dzieje.
A tym razem miałam sobie poradzić sama i przyznam się, że miałam lekkiego stracha.
Zawsze uważałam, że takie wycieczki są lepsze własnym transportem, gdzie zawsze można odwrócić się na pięcie i wrócić do domu. No, ale co zrobić, jak M. ostatnio ciągle w rozjazdach i wiecznie muszę się pod niego dopasowywać. Nawet dawno obiecywany fryzjer jest odkładany wciąż i wciąż, a kłaki co raz dłuższe.
Ale w końcu siadłam i pomyślałam: "dam radę" i pojechałyśmy.
Przekonały mnie też koleżanki, bo przecież każda jedzie na tym samym wózku, każda ma małe dziecko, które nie zawsze jest obliczalne.
Nie obyło się bez problemów, bo już po przejechaniu 1/3 drogi, dzieci powłączały nam syreny i byłam zmuszona wcisnąć się między dwa foteliki na tylne siedzenie, ale potem już dzieci posnęły i dojechałyśmy w szczęściu i zdrowiu do miejsca przeznaczenia.

Co tu dużo na ten temat pisać. Z dziewczynami gadało się, jakbyśmy się znały wieki. I poniekąd tak jest, bo na forum przecież rozmawiamy o wszystkim. To im jako pierwszym wypłakuję się po nieprzespanych nocach, ich się radzę, jak nie mam pojęcia co począć z problemem, no i im się chwalę filipimi sukcesami.
A dzieci?
Filip zachwycony. On uwielbia takie atrakcje i towarzystwo innych dzieci. A Leoś i Jaś są po prostu boscy. Napatrzyłam się na takie stadko i smutno mi się zrobiło, że w rodzinie nie mamy więcej dzieci w podobnym wieku. Fifi miałby się z kim bawić. A tak zostają nam nieliczne spotkania ze znajomymi.


Ogromną frajdę sprawiły Filipowi też zabawki. Wreszcie dorwał coś innego niż ma w domu.




Nie obeszło się również bez obejrzenia miejsc, które ojciec Mateusz przemierza na swoim rowerku.
Sandomierska staróweczka jest malutka, ale można się w niej zakochać.
Żałuję, że tak późno się zebrałyśmy na ten spacerek i nie pozwiedzałyśmy więcej, ale będzie powód, żeby tam wrócić w niedługiej przyszłości.
Miałam obawy czy sobie poradzę z nowym wózkiem na sandomierskim bruku, ale jak nie ma się pod bokiem pomocy, to wcale nie jest to takie trudne;)


Małżonek dołączył do nas w połowie spaceru, bo przecież nie mógł sobie odpuścić takiej okazji i przyjechać po mnie. Ale to dobrze, bo w drodze powrotnej Fifi zapewnił nam atrakcje.
Nie, żeby od razu był dramat, ale raczej lepiej było, że siedziałam z nim z tyłu.
Na sam początek zgłodniał i trzeba było karmić go bananami całą drogę, potem zaczął marudzić, że nie chce siedzieć w foteliku, a na koniec z tego wszystkiego nawalił w pieluchę;)
Mieliśmy się w połowie drogi zatrzymać u mojego taty, ale nie odbierał telefonu, a ja nienawidzę niezapowiedzianych odwiedzin więc pognaliśmy prosto do domu, gdzie czekała na Filipka kolacja, kąpiel i spanie. I trzeba przyznać, że po takich atrakcjach Fi spał, jak "prawie" zabity. 
Reszta weekendu, mimo złej pogody też upłynęła nam pozytywnie i aktywnie. W szczególności dla Filipa.
Zobaczymy co przyniesie tydzień, który już nie będzie tak pełen wrażeń. Czy Fifi da mi żyć, bo przecież ta mała weszka nie wysiedzi nawet chwili w spokoju. 
Oby wiosna szybko wróciła, bo wszyscy oszalejemy w tym domu.

A Wam dziewczyny, jak to czytacie, dziękuję za spotkanie. Dało mi mega kopa, bo ostatnio zaczynałam łapać delikatnego dołka.
A do tego, wydaje mi się, że kopa dostał też Filip.
Zaczął mi ładniej spać, jest radosny, gada do siebie, a do tego z dnia na dzień nauczył się sam wstawać.
Ciężko się oprzeć wrażeniu, że jest to wynikiem piątkowego spotkania.
Dziękuję Wam bardzo.
No i oczywiście chłopaczkom;)

środa, 12 marca 2014

Butelka treningowa "niekapek" MAM.

Jakiś czas temu dostaliśmy do przetestowania kubek niekapek firmy MAM.
Nie powiem, ucieszyliśmy się bardzo, bo nasz syn pił tylko z piersi i uznaliśmy, że czas go nauczyć czegoś innego.
Ponieważ odmawiał butelki ze smoczkiem postanowiliśmy pójść o krok dalej.
Zakupiliśmy nawet dwa kubki innej firmy, ale jeden od razu poszedł w odstawkę, bo miał sztywny, plastikowy ustnik. Drugi zostawiliśmy na wierzchu, żeby co jakiś czas małemu podtykać, a nóż się skusi i nauczy.
I wtedy przyszła do nas paczka z MAM z ich niekapkiem.
Pierwsze moje wrażenie było takie, że kubek jest zwyczajnie za wielki dla naszego syna, któremu miał służyć tylko do napicia się, nie do najedzenia.
Druga rzecz budząca moje wątpliwości to zbyt duży ustnik. Wydawało mi się, że dziecko nie będzie w stanie tak się zaciągnąć, żeby się napić.
Ogółem z wyglądu bardzo nam się spodobał, do tej pory niekapki kojarzyły mi się z małymi banieczkami, a tu dostaliśmy pełnowymiarową butlę w fajnym kształcie.
Do tego uchwyty nie za duże i nie odstające tak bardzo, jak przy innych niekapkach.

Z użytkowaniem było już trochę gorzej, bo Filip na początku zaczął traktować ją jako gryzak i zabawkę.
Z czasem coś mu zaczęło wychodzić, ale żeby zasysał się i pił, to nie powiem.
Troszkę mu jednak ciążyła taka duża butla i jak tak się z nią tarmosił, to potrafił się pozalewać.
Ćwiczyliśmy, próbowaliśmy i postanowiliśmy stosować niekapki zamiennie.
I tak do tej pory używamy MAM bardziej do zabawy. Jak Filip jest w nastroju, to się z nim przewraca przy okazji kosztując soczków i herbatek.
A gdy chodzi nam o szybkie napicie się, na przykład po jedzeniu, to używamy innego niekapka, z bardziej płaskim ustnikiem i mniejszego.
Nie jest to oczywiście miarodajna opinia, bo Filip w ogóle jest mało niekapkowy. Ciągle szukam jakiegoś rozwiązania, żeby zechciał coś pić innego niż mleko z piersi, ale nie za dobrze mi to idzie. Ostatnio odkryliśmy, że Fi woli pić jak dorosły;)


Podsumowując.
Ciężko mi ocenić, jakby kubek sprawdził się u dziecka nie cyckowego, a butelkowego. U nas sama nauka picia z kubeczka to przygoda, dla Filipa to tylko zabawa, przy okazji której coś tam poleci do pyszczka. Bardzo dobrze sprawdza się przy ząbkowaniu, bo ustnik jest miękki i nadaje się do żucia.
Z wyglądu jest bardzo ładny.
Ja osobiście bym poleciła, bo dla dziecka picie z tego kubka to mega frajda.

piątek, 7 marca 2014

Zabezpieczać mieszkanie czy nie zabezpieczać?

Ostatnio moje kochanie dziecko doznało mocnej kontuzji. A w zasadzie dwóch.
To znaczy, wcale nie takiej mocnej, ale mocno widocznej.
Przy pierwszej nie do końca wiem co się stało, bo mimo, że byłam w tym samym pokoju, to nie zauważyłam ani nie usłyszałam nic niepokojącego. Tylko zakwilenie Filipa i rysę na czole. Jak się potem okazało, nie była to zwykła rysa, tylko Fi zdarł sobie skórkę na długości ok. 5 centymetrów. Zrobił się strupek i za pięknie to nie wygląda, a ja się boję z nim wybrać do kogokolwiek z rodziny.
Po tym, jak usłyszałam, jak to źle się opiekuję dzieckiem, bo się uderzyło o szafkę (zaznaczę, że tylko się puknął o płaskie, ale na oczach niewłaściwych ludzi), wolę sobie oszczędzić takich komentarzy.

Na drugi dzień robiłam coś w kuchni, jak usłyszałam huk z salonu.
Co się okazało?
Na Filipa przewróciła się ogromna figurka kota, prezent ślubny od naszych świadków.
Wyglądało strasznie, Fi darł się w niebo głosy, a skończyło się tylko strachem i siniakiem.
I tutaj też siniak nie jest za piękny. Umiejscowił się dokładnie po drugiej stronie od pięknego strupka.
Dziecię wygląda nie ciekawie.

Ale najważniejsze, że nic poważnego się nie stało.
A przyznam się Wam, że mam czasami dość chodzenia za dzieckiem i pilnowania, żeby nic sobie nie zrobił.
Większość zabezpieczeń, jakie kupiliśmy do domu, nie zdała egzaminu. A te które zostały, trzeba często wymieniać, bo są przyklejane do szafek, a klej się szybko zużywa.
Obecnie wszystkie szuflady w kuchni otwierają się bez przeszkód, a ja tracę cierpliwość i wyżywam się na Tacie Filipa, który od tygodnia obiecuje, że podjedzie po nowe rzepy i haczyki.
Nie mam w planie zamykać przed dzieckiem wszystkiego, ale niektóre szafki i szuflady powinny być zamknięte choćby dla mojego zdrowia psychicznego i bezpieczeństwa samego zainteresowanego.
Oprócz siedzenia i patrzenia na dziecko, w domu trzeba zrobić masę innych rzeczy, a naprawdę jest ciężko w trzypokojowym mieszkaniu mieć brzdąca cały czas na oku.
No, chyba że przywiążę go sobie do nogi.
Druga sprawa, to to, co w tych szafkach jest.
Wolę nie ryzykować, że Filipowi spadnie na głowę słoik z marynatą, że pozna jak ostry jest nóż, albo w końcu posmakuje moje dokumenty. A niestety nie mam tyle miejsca, żeby wszystko poprzestawiać wyżej.

Tutaj Filip sobie dłubie bez ograniczeń.
Dlatego podziwiam te mamusie, które piszą, że w domu nic nie zabezpieczają i tylko dziecku tłumaczą czego nie wolno.
Ja też oczywiście tłumaczę, ale czasem mam wrażenie, że Filip za najlepszą zabawę uważa tą, która się nazywa "nie wolno".
Marzy mi się taka sytuacja, że mogę się czymś zająć i nie zaglądać do Filipa co dwie minuty. A niech robi bałagan, byleby tylko sobie nie zrobił krzywdy. Ale tak się chyba nie da. Dlatego, nie mówię nie zabezpieczeniom. To nie tylko nasza wygoda, ale też bezpieczeństwo dla naszych dzieci.