piątek, 26 lipca 2019

Wspomnienia palą mnie, jak słońce...

Nie będę ukrywała, że nie jestem jakoś bardzo zadowolona z mieszkania, w którym obecnie mieszkamy. Straciłam serce do remontów, urządzań czy większych napraw z momentem rozpoczęcia budowy domu pod miastem. Nie ukrywam też, że choć mieszkanie jest spore, to my się już z niego wylewamy i tylko wszystko przekładamy z miejsca na miejsce dopychając zgrabnie nogą. Okolica choć podobno kapitalna według agentów nieruchomości i tego, co piszą w ogłoszeniach, dla rodziny z dziećmi bywa uciążliwa. Samo centrum miasta funduje nam takie atrakcje jak brak miejsca do zaparkowania, nocne imprezy, dzienne imprezy, wieczne korki, ruch i strach przed wypuszczeniem dzieci na dwór.
Teoretycznie decyzja o wyprowadzce i sprzedaży mieszkania powinna przynieść mi ulgę, stało się jednak odwrotnie i mimo całej mojej niechęci do tego miejsca, uruchomiły się we mnie takie wspomnienia, o których nawet nie miałam pojęcia, że istnieją gdzieś w mojej głowie.

wtorek, 23 lipca 2019

Magiczne Ogrody... Lubimy i wracamy.

Pamiętam nasz pierwszy raz w Magicznych Ogrodach. Zosia podróżowała wtedy jeszcze w wózku, Filip wymagał ciągłej uwagi, a większość atrakcji była poza naszym zasięgiem. Wycieczka była ciekawa, ale bardziej przypominała spacer w przyjemnych okolicznościach przyrody niż park rozrywki. Nie zmienia to faktu, że tych radosnych buziek, które wtedy mieliśmy przyjemność fotografować nie zapomnę do końca życia. Piękne widoki, kolory, uśmiechy, lody, waty cukrowe, wróżki, rycerze, dobre jedzenie, nawet sklep z pamiątkami, w którym obowiązkowo musimy coś kupić, wszystko to sprawia, że wracamy tam co jakiś czas i za każdym razem odkrywamy coś nowego.
Tak było i tym razem.
 

poniedziałek, 1 lipca 2019

Prosta i szybka galaretka z porzeczek.

Jednymi z moich najwcześniejszych wakacyjnych wspomnień są wspomnienia z wakacji u dziadków... Dziadków, którzy mieli sad pełen jabłek... Pamiętam te jabłka, skrzynki, starego żuka, który to wszystko woził, komórkę pełną narzędzi... Potem, gdy już zabrakło rąk do opieki nad jabłkami, sad zdziczał i zarósł, ale gdzieś tam w głębi pozostały porzeczki. Gdy przychodził na nie czas, tata zabierał nas między te zarośla i pozwalał zbierać je sobie na zarobek... Było tego tak dużo, że spokojnie wystarczyło dla nas, dla rodziny i dla babci, która robiła przetwory na zimę... Soki, dżemy, kompoty... Ciężko zliczyć pomysły jakie przychodziły jej do głowy. Ja najbardziej lubiłam galaretki, ale zawsze wydawało mi się, że zrobienie ich to jakaś czarna magia i ogrom roboty... Aż do czasu...