Szybko mija mi ta ciąża, zdecydowanie za szybko.
Wczoraj stojąc przed lustrem zastanawiałam się, czemu ten mój brzuszek taki wielki, co to się stało, że tak szybko urósł. A za chwilkę uświadomiłam sobie, że przecież to już 6. miesiąc więc miał prawo.
Biegnie czas jak oszalały, brzuch też urósł jakoś niezauważenie. Dopiero go spostrzegłam, jak zaczął mi przeszkadzać w gonitwach na czworaka za Filipem. Do tego coraz mniej wolnych chwil, żeby pogłaskać Kruszynkę, wsłuchać się w jej ruchy, nacieszyć się tym uczuciem.
W Fifula jakby diabeł wstąpił. Momentami jest nie do ogarnięcia. Jedyne słowo, które mi do niego ostatnio pasuje, to tornado. Do niczego innego nie jestem w stanie go teraz przyrównać. Pędzi przez świat jak szalony i roznosi wszystko napotkane na drodze, a gdy czegoś nie może dosięgnąć włącza syrenę i leje łzami takimi, że aż się serce kraje.
Czasami ogarnie mnie bezsilność i zwykłe przerażenie. Jak to będzie potem? Przecież brzuszek jeszcze urośnie i jeszcze bardziej zacznie przeszkadzać. Przecież w końcu w domu pojawi się Dzidziuś. Jak ja to opanuję, jak dam sobie radę? Ale za chwilę, jak Fifi zaśnie, siądę na spokojnie i zaczynam planować. Jeśli chodzi o pogodzenie dwójki dzieci, to nic ciekawego teraz nie wymyślę. Postanowiłam pójść na żywioł. Jakoś to przecież będzie. Ale jeśli chodzi o naszą przestrzeń życiową, to zaczęłam ostre przygotowania. W końcu trzeba jakoś upchnąć w mieszkaniu jeszcze jednego członka rodziny. Dlatego przy pomocy Taty Filipa (no i Kruszynki;) działamy, porządkujemy, wynajdujemy nowe miejsca do układania naszego dorobku. Takie poczynania dają mi poczucie panowania nad wszystkim i, mimo ogólnego chaosu, dają mi również spokój i bezpieczeństwo.
Może to troszkę oszukiwanie samej siebie, ale działa, a to w tej chwili jest najważniejsze.
Do całego sajgonu domowego dochodzą coraz większe obawy o poród.
Szczerze mówiąc pierwszego porodu nie bałam się tak bardzo, jak tego. Wtedy zdawałam się na panią doktor, która pracowała w szpitalu. Szpital, tak myślałam, może nie za bardzo komfortowy, ale przecież liczy się opieka i podejście. Szłam na oddział z przekonaniem o szybkim, naturalnym porodzie. Jak bardzo się zawiodłam, pisałam już nie raz. Ale nieważne, było, minęło.
Teraz nie bardzo wiem, jak to ma wyglądać. Mój lekarz nie pracuje w żadnym szpitalu. Nie wiem, jak on sobie to wyobraża. Nie wiem też na co się nastawiać. Czy na drugą cesarkę, czy może na poród naturalny. No i na sam koniec, co ja mam zrobić z Filipem?
Dużo tych myśli krąży mi codziennie po głowie. Mam nadzieję, że przynajmniej część moich obaw rozwieje pan doktor już w czwartek. Wtedy mam wizytę kontrolną i mamy w planie poruszyć już kwestię porodu. W końcu czas leci szybko, a niewiele już go zostało.
A na dobry początek weekendu, pozdrowienia od Brzuchala;)
A na dobry początek weekendu, pozdrowienia od Brzuchala;)