Długo zbierałam się do napisania tego postu.
Cały czas zastanawiałam się czy to już, czy może jeszcze wróci, nie chciałam za wcześnie się chwalić bądź żalić. A może jeszcze miałam nadzieję, że to nie koniec?
Ale minęły trzy tygodnie.
Trzeba się pogodzić z faktami.
Dokładnie 27 czerwca, niecały tydzień po naszym powrocie z wczasów, Filip zamiast piersi wieczorem zażądał smoczka i spokojnie sobie zasnął.
Nie bez przyczyny piszę tutaj o wczasach, bo to już na wyjeździe zauważyłam, że coś się dzieje. Ale wszystko po kolei.
Filip przez długi czas był uciążliwym cycownikiem. Ciumkał co pół godziny, wiercił się, nie wchodziło w grę żadne karmienie w miejscu publicznym, bo zawsze puszczał pierś, obracał się w inną stronę, wiercił, a ja zostawałam z cyckiem na wierzchu. Do tego doszły problemy i zostałam z jedną zdrową piersią, która bardzo szybko urosła do ogromnych rozmiarów. Całe to karmienie było męczące, ale ja się zaparłam.
Próbowałam sztuczek z odciąganiem i karmieniem swoim mlekiem, ale butelką. Niestety, albo ja coś źle robiłam, albo moje mleko było niezdatne do przechowywania, bo zwyczajnie się psuło.
O mleku modyfikowanym nawet wtedy nie myślałam. Zostało mi karmienie jedną piersią i tak zgrywanie wyjść, żeby mieścić się w przerwach między głodem dziecka.
Nie było jednak tak źle, bo Fi bardzo szybko pojął, że najeść można się nie tylko mlekiem od mamy i zaczął zastępować sobie jedzonko mamine stałymi posiłkami. Bardzo wcześnie zrezygnował z jedzenia w dzień i zostały nam tylko karmienia wieczorne i nocne. Stopniowo tych nocnych było coraz mniej aż zostało tylko jedno.
Aż do momentu kiedy zaszłam w ciążę.
Wtedy dostałam lekkiej paranoi. Tak to już jest, jak się zbyt dużo czyta porad w internecie. Dowiedziałam się, że karmienie powoduje skurcze macicy, co na pewno doprowadzi mnie do poronienia. A jeśli jakimś cudem mi się uda, to Fi wyssie ze mnie wszystkie witaminy i dla Maleństwa nic nie zostanie. Tragedia po prostu. Od razu trzeba odstawić i już.
Ale jak to zrobić?
Do tego Filipina postanowił dodać sobie jeszcze jeden posiłek nocny.
Wmawiałam sobie, że spróbuję odstawić, ale jeszcze nie dziś, może jutro, a może potem. Aż w końcu odpuściłam i powiedziałam sobie, że będzie co będzie.
I wtedy na wizycie kontrolnej u lekarza, spotkałam położną, która zajmowała się mną, jak miałam ropnia. To ona uspokoiła mnie, że nie ma żadnych przeciwwskazań żebym dalej spokojnie sobie podkarmiała Filipa. Oczywiście jeśli wyniki mam dobre i ciąża rozwija się prawidłowo.
Poradziła, żebym się nie spinała, bo większość dzieci samo się odstawia w trakcie ciąży albo zaraz po porodzie, kiedy mleko zamienia się w siarę. A nawet jeśli by tak nie było, to on przecież i tak bierze tylko dwa łyczki, to starczy dla dwójki.
I właśnie tak uspokojona i wyluzowana wróciłam do domu i dalej sobie nocnie cycowaliśmy. Raz jeden raz, raz dwa, a czasem zdarzało się i wcale. Ale wieczorem cycuś musiał być.
Było fajnie.
I tutaj znowu pojawiają się nasze wczasy. To właśnie na wyjeździe do Grecji zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Filip zwyczajnie odmawiał picia mleka w nocy, wolał herbatkę z niekapka. Domyślam się, że zwyczajnie swoje zrobił upał, bo taką herbatką lepiej się napić. Wieczorkiem też raczej przytulał się do piersi niż ssał mleczko. Nie zmuszałam go, bo w głębi duszy i miałam nadzieję, że właśnie w taki sposób się nasza przygoda skończy.
Po powrocie do domu nie miałam sumienia odmawiać mu wieczornego przytulania, ale w nocy już miałam przygotowane picie w niekapku i wstawałam mu go tylko podać.
Aż do tego piątku.
Wzięłam go od męża po kąpieli, ułożyliśmy się na łóżku i chciałam mu dać pierś. A on zwyczajnie sięgnął rączką i zatkał mordkę smoczkiem, przytulił się do mnie i zasnął.
I to by było na tyle.
Koniec.
Tak nagle.
Na drugi dzień jeszcze wzięłam na ręce, wyjęłam pierś, ale sytuacja się powtórzyła.
Trzeciego dnia patrzył troszkę zawiedziony, ale przytulił się chwilkę i zażądał odłożenia do łóżka. Też spokojnie zasnął.
Od tej pory nie zasypia u mnie na kolanach. Po kąpieli przejmuję go od męża, daję buzi i odkładam, a on powierci się troszkę i zasypia.
W nocy też budzi mnie tylko wtedy, gdy nie może namierzyć niekapka. Zostawiam mu go w łóżeczku albo na półce obok tak, żeby mógł sobie sam sięgnąć.
Zmiany zaszły niesamowite.
A ja?
Ja troszkę popłakałam, troszkę się pogryzłam, wyżaliłam i w końcu dałam się przekonać, że dobrze się stało.
14 miesięcy i to jedną piersią, to i tak nie lada wyczyn więc nie mam się czym smucić, a przecież bliskość można pielęgnować na różne sposoby. My na przykład lubimy się przytulać.
Jest dobrze.
Jedna przygoda się skończyła, a za parę miesięcy rozpocznie się nowa.
Taka kolej rzeczy.
I mimo, że przed porodem miałam troszkę inne zdanie na temat karmienia piersią, teraz wiem, że to był cudowny czas i nie żałuję niczego. Nie pamiętam już tych gorszych dni, bo najważniejsze są te nasze wspólne chwile. One już nie wrócą, ale przecież będą inne.