środa, 25 maja 2016

Trzylatek, aniołek czy potworek...

Ledwo odtrąbiłam koniec sławetnego buntu dwulatka, ledwo odetchnęłam na moment z ulgą, ledwo zdążyłam się nacieszyć chwilką spokoju, a tu znowu coś. I to nie jedno, nie dwa, ale cała seria różnych krytycznych momentów w życiu moich dzieci. I o ile Zofii zachowanie jest mi znane, już przerabiałam podobny model, choć nim zirytowana, to je rozumiem, spodziewałam się, że ten okres nastąpi i też wiem, że prędzej czy później przeminie, to zachowanie Filipa całkowicie zbija mnie z tropu. Ba, czuję się zagubiona w całej sytuacji, nie wiem, co mam robić, a niejednokrotnie mam wrażenie, że zbraknie mi cierpliwości. Postanowiłam poczytać, popytać, dowiedzieć się...

Bunt dwulatka, bunt dwulatka, skoki rozwojowe w pierwszym roku życia, kolki, ząbkowanie. O tym się mówi, czyta, pisze, a co potem... Potem jest cała masa takich okresów, gdy nam, rodzicom puszczają nerwy, czujemy się bezradni, nie wiemy co robić choć bardzo chcemy opanować sytuację. Są różne inne bunty, bóle wzrostowe, lęki separacyjne, lęki integracyjne, adaptacyjne, pierwsze koszmary nocne, moczenie i tak dalej, i tak wciąż. Do osiemnastki, chciałoby się rzec, ale na osiemnastce pewnie się nie kończy. 

O ile Zofia weszła w dobrze nam znany okres egzekwowania swojej niezależności, walenia głową o podłogę i ciągłego jęczenia o byle co, tak Filip chyba przechodzi rozdwojenie jaźni. Owszem, znam to ze sławnego buntu dwulatka, ale teraz granica między aniołkiem a diabełkiem jest tak cienka i gwałtowna, że czasem mam wrażenie, że przenoszę się, teleportuję między dwoma światami. W jedną milionową sekundy, z kochanego szkrabka, przytulającego się i mówiącego, że mnie kocha, zmienia się w potwora, który krzyczy, piszczy, wyrywa się, ucieka, rozrzuca wszystko, co mu wpadnie w łapki, a nawet zdarza mu się uderzyć czy popchnąć Zosię. Układa buzię w obrażoną minkę i obniżonym głosem mówi: "nie lubię cię". Staram się tłumaczyć, nie krzyczeć, mówić, mówić, mówić, przytulać i jeszcze raz tłumaczyć choć czasem nie jest to łatwe. A Fifi, gdy widzi, że jestem już na tyle zła, że mogę zabrać mu jakieś przywileje albo, gdy zapowiem, że nie dostanie nagrody, to nagle zmienia się w posłusznego, kochanego, przepraszającego syneczka. Przytula, obiecuje, że będzie grzeczny, a ja głupia zazwyczaj daję się nabrać. A cwaniaczek, gdy już osiągnie to co chciał znów zaczyna swoje harce, które prędzej czy później zmieniają się w brojenie, w moje upominanie, w protesty, znów w krzyk i obrażanie. I tak w koło Macieju. Chwila spokoju, aniołeczek, którym mogłabym się każdemu chwalić i bach...


Jak to się dzieje, że taki inteligentny, super rozwijający się, kumaty chłopczyk w sekundę zmienia się w, przepraszam za określenie, bachora, rozwydrzonego, rozpieszczonego, źle wychowanego. Tak, tak, takie właśnie zdanie ma większość pobocznych obserwatorów, gdy widzą takie sceny w sklepie czy na spacerze. Ba, do niedawna sama miałam takie zdanie. Przecież, jak dziecko tak się zachowuje, to ewidentna wina rodziców, ich wychowanie, ich błędów. O niebiosa, jak ja przepraszam wszystkie matki, na które choć raz zerknęłam nieprzychylnym okiem. Teraz zawsze, gdy taka mamusia spojrzy na mnie przepraszająco, kiwam głową ze zrozumieniem. Bo wiem, że nie ma  w tym ani krzty naszej winy. Co byśmy nie robiły, jak bardzo byśmy się nie starały, stosowały się do zasad i wytycznych, to przychodzą takie okresy w życiu dziecka, które zwyczajnie musimy przejść, które musimy znieść, przeczekać. Należy się uzbroić w tony cierpliwości, w ogrom miłości i zrozumienia, trzeba zacisnąć zęby i poczekać aż minie. Bo minie, ja to wiem. Tak, jak minął bunt dwulatka, jak minęły częste pobudki w nocy, jak minęły inne, jak sama nazwa wskazuje, przejściowe okresy w życiu naszych dzieci.

Bunt trzylatka jest normalnym elementem rozwoju naszych dzieci. U jednych przechodzi gwałtownie, u innych troszkę niezauważony, ale nie ma w nim nic nadzwyczajnego i niezwykłego. Dziecko manifestuje swoją niezależność, próbuje na nas wpływać, nie podoba mu się podział ról panujący w domu. Zwyczajnie się buntuje i bada grunt. Dla nas jest to okres trudny, ale dla dzieci również więc musimy sobie nawzajem pomóc przez niego przejść.
Po pierwsze spokój, spokój, spokój. Uspokajajmy siebie i dzieci, a gdy już nie mamy cierpliwości, gdy chce nam się krzyczeć, to może lepiej zamknąć się na pół godzinki w łazience, przeczekać złość, nabrać nowej energii i dopiero wtedy wrócić. Może lepiej zostawić rozrabiakę z tatusiem i wyjść na spacer, wyciszyć się. Bo najgorsze jest wypowiedzenie lub wykrzyczenie czegoś w złości.
Po drugie upór. Wkurza nas u dzieci i wkurza dzieci u nas więc może czasem dobrze jest nieznacznie ustąpić. Oczywiście w granicach rozsądku, nie łamiąc określonych wcześniej zasad. Wytłumaczyć dlaczego się to robi, w zamian za co i ustąpić.
Po trzecie uczucia, mówienie o uczuciach, okazywanie uczuć. Przytulanie, tłumaczenie emocji. Trzylatek jest już na tyle duży, żeby bardzo wiele zrozumieć i dużo do niego dociera. On wie, co się do niego mówi. Fakt, że czasem nie chce słuchać, sprzeciwia się temu, co mówimy, ale przekaz jest jasny i czytelny, nawet dla takiego malucha.
A po czwarte, pozytywne nastawienie. Ono naprawdę potrafi zdziałać cuda... A bunt przeminie i nie będziemy już o nim pamiętać.

A jak jest u Was z tzw. kamieniami milowymi w życiu dziecka? Z przytupem czy raczej spokojnie i niezauważenie? A może Wasze dzieci mają inne pomysły na manifestowanie swojej niezależności? Ciekawsze? Oryginalniejsze?

9 komentarzy:

  1. Dzięki Ci za ten tekst ! Mi czasem braknie cierpliwosci i potem mam straszne wyrzuty sumienia 😒

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też braknie, wierz mi ;) Ale odkąd poczytałam, dowiedziałam się troszkę, jestem w stanie więcej zrozumieć i łatwiej mi to przychodzi.
      Trzyma kciuki za wytrwałość!!!

      Usuń
  2. U nas mamy prawdziwy szał. Krzyki, płacze 18 na 24 godziny. Reszta to sen i dobrze, że coś takiego istnieje. Bo już bym uciekła na inną planetę. Jak zachować cierpliwość nie wiem sama. Z natury bardzo cierpliwa teraz drażni mnie wszystko. Mam nadzieje, ze szybko minie. Tak wiem przyjdzie następny etap i tak do końca życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Minie, minie... Tej myśli się trzymajmy ;) U nas na szczęście humory są naprzemienne. Raz słodziak, raz diabełek... Ale dochodzą kłótnie i bitwy między rodzeństwem... I gdy w końcu przychodzi wieczór, gdy pójdą spać to oddycham z ulgą ;)

      Usuń
  3. E tam bunt dwu i trzy latka... Takie zachowanie dotyczy zarówno dwu jak i szesciolatka - z cudownego dziecka staje się nagle nieznośnym bachorem. Zależy od charakteru dziecka, sytuacji, naszego nastawienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca... Mój Filip owszem, jest charakterny, ale widzę, że są takie okresy, które są przełomowe... Pewnie jeszcze nie jeden przed nami więc może kiedyś będę mogła coś więcej powiedzieć na temat zbuntowanego sześciolatka.

      Usuń
  4. Moj 2 latek ostatnio grzecznie wychodzil ze zlobka (ladnie sie ubral itp itd) ale gdy tylko wyszlismy ostatnimi drzwiami to na polu rzucil sie na chodnik i wrzeszczal jakbym mu zrobila krzywde. Noi o co chodzi ? To chyba ten bunt. Mijaly nas inne mamy wstyd jak nie wiem. Jedne patrzyly na mnie ze zla matka jestem a inne mowily ze u nich to samo. Jedna mama powiedziala ze to jest nic - najgorszy jest bunt pieciolatka :) Ale minaly 2 miesiace i jest sielanka. Widze ze syn duzo rozumie, duzo mozna mu wytlumaczyc i pozniej sam chodzi i powtarza moje slowa. Slodkie to jest. Najlepsze podejscie ma moj wujek. Ten to w ogole nic nie mowil ani slowa tylko robil swoje i dziecku przechodzily bunty i natychmiast zmienialo sie w aniolka. Widzialam na wlasne oczy ze to rzeczywiscie dziala takie olewajace podejscie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas minęły dwa tygodnie odkąd pisałam ten tekst i jest zupełnie inaczej. Może dalej jest złośliwy i wypróbowuje moją cierpliwość, ale już nie z tak wielkim przytupem jak wcześniej. Także metoda meliski i przeczekania chyba jest najlepsza. Wszystko kiedyś minie ;)

      Usuń
  5. Jak patrzę na te kamienie milowe, to my mamy bunt od 10 miesiąca życia mniej więcej. Ciągły. Zdążyłam się przyzwyczaić, nie gniewam się, nie mam ochoty krzyczeć ani wybuchać. To chyba wynika z tego, że byłam wychowywana bez bicia (ominęły mnie też kary i nagrody za takie czy inne zachowanie), więc nie mam tak zwanych nerwowych odruchów. Niespecjalnie mi też zależy na "wychowaniu". Wolę, by moje dziecko cieszyło się z życia i dzieciństwa. Ostatnio moja córka (niecałe 4 lata) zaczęła mówić proszę i dziękuję. Nikt jej tego nie uczył! :)

    OdpowiedzUsuń