piątek, 20 października 2017

Bezsenność rodzica... czyli dlaczego mając dzieci już nigdy się nie wyśpisz!!!

Młodzi rodzice zawsze czekają na ten wyśniony (nomen omen) czas, gdy ich ukochana pociecha, budząca się teraz piętnaście razy w ciągu nocy, najbardziej dokazująca w godzinach 22-4 rano, kolkująca, marudząca i ogólnie spać niedająca w końcu prześpi całą noc albo chociaż dłużej niż 1,5 godziny ciągiem. Ja osobiście pamiętam jakby to było wczoraj tą pierwszą noc, którą Fifi przespał w całości. Czułam się jakbym właśnie wygrała w totolotka. Pamiętam też te sukcesy, jak stopniowo udawało mi się eliminować kolejne karmienia nocne u Zosi, a co za tym idzie, udawało mi się ją skłonić do dłuższych drzemek, a w rezultacie też do przesypiania nocy. Każdy rodzic małych dzieci wyobraża sobie ten czas jako sielankę, coś cudownego, czas, w którym wszystko staje się prostsze, jaśniejsze, łatwiejsze. Gdy czasem rozmawiam z młodymi mamami, nie raz pada argument, że u mnie jest inaczej, bo ja mam już duże dzieci. Abstrahując od faktu, że nie wiem czy za duże można uznać dzieci w wieku niespełna 3 i trochę ponad 4 lata, ale ok. Są większe, niektóre sprawy się pozmieniały, niektóre ułatwiły, a niektóre wręcz odwrotnie. Jedno nie zmieniło się na pewno... Otóż, jak byłam niewyspana, tak niewyspana jestem i choć to niewyspanie osiągam w nieco inny sposób, to jedno niewyspanie od drugiego niewyspania nie różni się zbyt wiele.

Owszem, nie powiem, noce w znacznej większości jako tako dzieciarnia przesypia. Ale że mam ich dwójkę, to prawdopodobieństwo, że któreś akurat w nocy zacznie wojaże, dostanie gorączki, zachce mu się pić, śpiewać czy coś złego mu się przyśni odpowiednio wzrasta. W efekcie mam tak pół na pół nocek przespanych i nocek "chodzonych". 
Dodajmy do tego noce, gdy któreś postanowi odwiedzić nasze łóżko i już tam pozostać. Memów na temat tego, jak wygląda spanie z dzieckiem chyba nikomu nie muszę tu wklejać. Napiszę tylko jedno i dosadne: to wszystko prawda, nic nie jest przekoloryzowane. Nie wiem, jakim musiałabym być komandosem, żeby wyspać się z dzieckiem w łóżku. A mówię tylko o zdrowym i śpiącym dziecku, bo zdarzają się i takie, co to marudzą pół nocy lub wyśpiewują nam do ucha "Panie Janie". 
Wprawiona w bojach Matka Polka do tego wszystkiego ma instynkt i nad wyraz wyostrzony słuch. Każdy szmer z pokoju dziecięcego stawia ją na nogi, a każda nawet najmniejsza myśl, że jej pociecha może mieć choćby jeden malutki paluszek poza kołderką, nakazuje jej biec w te pędy sprawdzić, otulić, ucałować. I tak ze trzy do dziesięciu raza w ciągu jednej nocy. Powiecie, jest przecież Tatuś, niech on lata, niech on sprawdza, niech on utula. Ha, gdyby to było takie łatwe. Dziecię spragnione matczynej troski na widok ojca śpieszącego z pomocą wydaje jęk rozpaczy i nie ma zmiłuj, albo matka się zwlecze albo reszta rodziny, sąsiedzi i pół osiedla dowie się, że wyrodna matka porzuciła swe dziecię na pastwę zimna, nocy, choroby, koszmarów (niepotrzebne skreślić lub dodać odpowiednie).


O ile matka na urlopie macierzyńskim takie noce od czasu do czasu jest w stanie odespać (albo chociaż odleżeć). Bo niemowlę jeszcze tak się nie buntuje na chętnego (jeszcze) do pomocy tatusia, bo nie śpieszy się do pracy, bo w zasadzie może z tym niemowlakiem w betach leżeć do południa i jako tako regenerować siły (oczywiście, pod warunkiem, że nie ma pod opieką starszaka, którym trzeba się zająć, którego trzeba wyprawić, odprowadzić) to poranki matki nieco starszych dzieci wyglądają jak jedna wielka gonitwa. O tym, o której takie dzieci wstają nie będę się zbytnio rozpisywała, bo znów każdy wie, że jest to zależne od dnia tygodnia, od tego czy bardzo się śpieszymy, czy bardzo nie chce nam się wstawać lub czy my, rodzice właśnie założyliśmy sobie pospanie do magicznej 7.30 w niedzielę. Oczywiście nasze drogie pociechy wszystko to wiedzą, rozumieją, wyczuwają i jak nietrudno się domyślić, gdy padamy na twarz ze zmęczenia i nie możemy nogi z łóżka wyściubić, to ona radośnie, jak skowronki zaczynają swoje trele już o 5:08 rano (obecnie jest jeszcze ciemno więc ciężko tu mówić o poranku). Gdy musimy być wcześnie w pracy lub gdy w przedszkolu jest wycieczka i lepiej by było, żeby bus nie odjechał bez naszych szkrabów, możemy się spodziewać, że nawet salwy armatnie nie będą w stanie ich dobudzić, a gdy w końcu się to uda, ich humory nakażą nam sobie obiecać, że już nigdy, przenigdy nie postąpimy tak pochopnie, nie narazimy się na ich gniew budząc ich wbrew ich woli. Co by jednak się nie działo, jak wcześnie lub jak późno dzieciaki by nie powstawały, jedno jest pewne, początek dnia zawsze mamy z przytupem, zawsze czegoś zapomnimy, zawsze któreś jest niezadowolone, a matka, która obiecywała sobie, że przy dzieciach zawsze znajdzie czas dla siebie, wychodzi z domu we wczorajszej bluzce, bo innej już jej się nie chciało szukać i w szczątkowym makijażu. O włosach już nawet nie wspomnę... 
Ach, zapomniałabym, popołudniem, gdy zmęczeni wracamy do domu, do naszej oazy spokoju, naszego azylu, naszej przytulnej norki, zastajemy to co zostawiliśmy w biegu rano... Słodki, artystyczny nieład z dziecięcych skarpetek, wyrzuconych z szafki bluzeczek, kubków z niedopitym mlekiem, miseczek z niedojedzonymi płatkami, 

Powiecie, ale i tak warto czekać na ten czas, bo przecież nie każda noc jest taka, przecież nie każdego poranka trzeba gdzieś biec, no i są w końcu wolne wieczory. Dzieci pójdą spać, będzie cisza, spokój, można sobie wykupić dodatkowe kanały w tv i korzystać do woli. A i owszem, nie przeczą, są takie wieczory, zdarzają się, rzadko, bo rzadko, ale się zdarzają. Pod warunkiem, że dzieci w przedszkolu nie spały, że nie są za bardzo rozbrykane, że nie mają akurat chęci pośpiewania "Panie Janie" na dwa głosy do godziny 23. To wtedy tak, można zaznać ciszy, można się pogapić w tv, można nadrobić jedną milionową zaległości książkowych lub internetowych... Można nawet pójść wcześniej spać, ale zwyczajnie i po ludzku żal marnować tego czasu na spanie... Zazwyczaj kończy się w fotelu, z tępym wzrokiem i mózgiem wyłączonym na amen...

A tak już całkiem poważnie... Myślę, że co by się nie działo, jak bardzo duże dzieci byśmy nie mieli, zawsze będzie coś, co nie będzie nam dawało spać po nocach, co będzie nas budziło, niepokoiło, nie dawało z powrotem zasnąć. Zawsze poranki będą z przytupem a wieczory pełne wrażeń. A noce? Nawet, gdy nasze najukochańsze pociechy dorosną, pójdą na swoje, założą rodziny i nie będą sobie zaprzątały głów starymi rodzicami..., noce będą pełne myśli właśnie o nich...

PS. Uprzejmie proszę potraktować wyżej napisany wpis nieco z przymrużeniem oka, z dystansem i nie odbierać go jako straszaka na przyszłych rodziców... Wszystkie sprawy opisane w tekście mają też swoje niewątpliwe zalety... Opiszę je wam, jak tylko się wyśpię ;)

PS2. I zawsze, powiadam wam, zawsze, gdy jakimś cudem zdarzy się, że możecie pospać, że nigdzie się nie śpieszycie, że dzieci są łaskawe, to o 5.30 przyjadą śmieciarze-filozofowie, którzy swoje mądrości przeplatane z podwórkową łaciną wygłaszają na całe gardło akurat pod twoimi oknami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz