wtorek, 5 lipca 2016

Rodzicielska niedyspozycja...

Pewnie każdy z was wie, że mamom, zdarzają się drobne zaniemożenia. Ciężkie dni, migreny, przeziębienia, konsekwencje szaleństw czy zwykłe "nicniechciejstwa". Zdarzają się dni, gdy wymagamy odpoczynku, odsapnięcia, odchorowania. Gdy to my potrzebujemy troszkę więcej uwagi, zaopiekowania się czy zwykłego zejścia nam z drogi. Dni od nas niezależne, które chciałybyśmy, żeby się nie zdarzały, ale się zdarzają i co wtedy? Wtedy nie bywa łatwo. Co ja mówię, macierzyństwo w ogóle nie jest łatwe, ale w takie dni jest ekstremalnie ciężkie.

No bo przecież nikt nas nie zwolni z bycia mamą, z dbania o dzieci, o dom, o rodzinę. Nikt nam nie da wolnego, nie wyciszy nam sypialni i nie pozwoli odespać, odleżeć, odsapnąć. U nas w domu to ja zawsze pilnuję, żeby wszystko było jak w zegarku, ja pamiętam, ja przypominam, pokazuję palcem. Rzadko zdarza mi się naprawdę zaniemóc, zazwyczaj, nawet gdy źle się czuję, staram się wszystko wkoło ogarnąć, czasem mniej dokładnie, czasem bardziej staram się wysługiwać mężem, czasem daję sobie pięć minut poleżenia zanim mnie dzieciaki nie znajdą, ale paść padłam chyba raz odkąd jestem mamą. No i w sumie dawno o tym zapomniałam aż do teraz.

W ostatni weekend rozłożyło mnie jakieś zatrucie. Niby nic wielkiego, niby nic spektakularnego, ale każdy, kogo choć raz męczyły mdłości i ssanie na żołądku wie, że nie jest to sytuacja komfortowa. Zwłaszcza, gdy wkoło kica dwójka nudzących się dzieci, na dworze piękna pogoda, w domu pustka zakupowa, a niechęć do podróży samochodem przeogromna, a w dodatku w pobliżu nikogo chętnego do pomocy. No, niby jest Szanowny, ale co ja będę dużo tu pisać, on raczej jest powodem do mojej irytacji niż pomocnikiem w chwilach powolnej agonii.

No właśnie, złe samopoczucie, złym samopoczuciem, ale nastroju nie poprawia fakt, że wkoło nic nie jest robione, jak Matka właśnie zaniemogła. Matka leży, znaczy wszyscy mogą leżeć. No i tak leży Matka, leży Ojciec, wszystko leży tylko dzieci nie chcą leżeć i gdy Matka w końcu wstanie, to przekona się, że wszystko co powinno leżeć tu, leży tam, a co miało leżeć tam, leży tu. I ta Matka, która ledwie poczuła się, że może ruszyć nogą czy ręką z marszu rusza do sprzątania, bo kolejne pół godziny leżenia mogłoby doprowadzić do tego, że całe mieszkanie zawali się w gruzach, rozsypie, rozpadnie, a nikt tego, prócz Matki oczywiście, nawet nie zauważy.
Co bardziej przytomny Ojciec, a mój Szanowny do takich należy, stara się zachowywać pozory i oddala się z pociechami do innego pomieszczenia, tak, że niby rozumie, że współczuje i pomaga w ciężkich chwilach. Nieraz nawet przynosi herbatkę na znak troski. I ta Matka leży, napawa się odrobiną spokoju, ale w końcu wstaje i odkrywa skąd był ten spokój i niepokojąca cisza, która tak jej się wtedy podobała. Chyba nikomu nie muszę mówić, co oznacza cisza przy dzieciach... A cisza gdy dzieci znikają z Tatusiem w innym pomieszczeniu nie wróży nic dobrego. Bo tylko na filmach czy reklamach oznacza to, że wszyscy słodko śpią. W rzeczywistości częściej zdarza się, że Tatuś słodko śpi, a dzieci roznoszą nam mieszkanie.
Ale nic nie trwa wiecznie. Po chorobie przychodzi ozdrowienie a z nim nadludzkie siły i chęć ogarnięcia tego całego majdanu, który pewnie wcale nie jest taki straszny, ale w naszych ożywionych głowach jawi się jako istny armagedon. A wtedy zasada leżenia gremialnie przenosi się na sprzątanie gremialne i nie ma przeproś Matka robi, to i wszyscy mają robić. Wtedy sobie Matka odbija te parę chwil niedyspozycji i kieruje, dyryguje, pogania...


Ale bałagan, brak zakupów czy pożywienia to nie to, co jest najgorsze w matczynym chorowaniu. Najgorsze są wyrzuty sumienia. Najgorsze jest zadręczanie się, że ja leżę, a dzieci się nudzą, że jest piękna pogoda, a ja ledwo dycham, że obiecywałam, a ledwo daję rady zadbać o nie na tyle, by nie chodziły głodne i brudne. Naprawdę niewiele jest mnie w stanie powstrzymać przed wycieczkami w weekendy, przed lodami z dziećmi, przed sprawianiem im przyjemności, ale gdy już coś takiego się zdarzy, to zamęczam się tym strasznie. Gdy sama ledwo powłóczę nogami, jak mam wybrać się z dziećmi na plac zabaw, gdzie będę ich musiała pilnować. Oddałabym wiele, by wtedy nie patrzeć na ich zawiedzione mordki, gdy mówię im, że nie pójdziemy na spacer czy nie pojedziemy na basen. Dzieci są dziećmi i nie muszą jeszcze niektórych spraw rozumieć i na pewno nie rozumieją, że mama nie ma siły wstać rano z łóżka. Chorowanie chorowaniem, ale te wyrzuty potem jeszcze długo mam w sobie i odreagowuję je jeszcze dłuższy czas.

Na szczęście takie sytuacje zdarzają mi się rzadko, na szczęście już powoli dochodzę do siebie, na szczęście chałupka już wygląda jak powinna, a dzieci bawią się znakomicie i planów mamy w bród. A z mojej choroby wynikła tylko jedna dobra rzecz. Jako, że niedomagałam, a dzieciom należało się troszkę rozrywki, przemogłam się i pojechaliśmy w weekend na działkę (tę samą, która choć jest nasza, to podobno nie jesteśmy na niej mile widziani). I chyba zaczarowaliśmy rzeczywistość, bo dzień później, pocztą przyszła do nas decyzja o ustaleniu warunków zabudowy. I choć mam wielkiego stracha przed podejmowaniem teraz takich inwestycji, to chyba do odważnych świat należy.

A jak u Was z matczynymi (w zasadzie to i tatusiowymi) niedyspozycjami? Macie wtedy pomoc czy musicie sami sobie dawać radę? Szybko stajecie na nogi czy pozwalacie sobie na odpoczynek? A może macie to szczęście, że takie stany Wam się nie zdarzają?

3 komentarze:

  1. Ostatnio upodobałam sobie na takie chwile cytat Vivian Green:
    "W życiu nie chodzi o czekanie, aż burza minie… Chodzi o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu"
    i od razu jakoś lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mogłabym mieć pomoc... Ale ja to z tych,że sama muszę wszystko choćbym była umierająca. Ale mam tylko jedno dziecko to trochę łatwiej ;) z dwójką to pewnie bym błagała o tę pomoc.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie się zdarzają takie sytuacje że zaniemoge. Np. Przy ciężkich dniach co przychodzą co miesiąc. Jestem wtedy bez życia bez sił. Mój Mąż to rozumie. Pomaga mi wtedy i jestem zadowolona z tego co zrobi. Czy po sprząta czy przyniesie do łóżka coś do picia czy jedzenia...

    OdpowiedzUsuń