poniedziałek, 27 czerwca 2016

Wszystko złoto co dla dzieci...

Ostatnio było o usługach. Jest tego mnóstwo i w sumie bardzo dobrze, dzieci są dziećmi i powinny mieć je dostosowane do dziecięcych potrzeb. A tym razem nadal poruszamy się w podobnym temacie, dziś będzie o ogromie przedmiotów skierowanych do dzieci. Do dzieci i do ich rodziców.

Zaczynamy.

Mamy więc cały rynek odzieżowy dla dzieci. Mamy projektantów, którzy specjalizują się w modzie dla najmłodszych. Gdzie nie spojrzę, głównie oczywiście w internecie, natykam się na reklamę, która kusi, naciąga, powoduje u mnie znaczne odchudzenie portfela. Dzieci stroi się teraz na co dzień, nie tylko od wielkiego dzwonu. Mało tego, mamy mnogość fasonów, kolorów czy stylów. Przez to wszystko moje dzieci zajmują więcej miejsca w szafie niż my z Szanownym razem wzięci. Są oczywiście sieciówki, z których już niemal każda ma swój dział dziecięcy, ale są też i bardziej niszowe butiki czy twórcy, którzy za klientów wzięli sobie właśnie nasze pociechy. Jak wszędzie, tak i tu mamy piękne rzeczy, ale mamy i wydumane, które do mnie nie przemawiają, zbyt dorosłe, za smutne. Ale o gustach się nie dyskutuje. Skoro są na rynku, pewnie są i odbiorcy.

Jak jest odzież, to można się było spodziewać, że prędzej czy później pojawi się i biżuteria. Ozdoby do włosów były od dawna. Gumeczki, opaseczki, wsuweczki, już za moich czasów choć jakoś moja mama nigdy nie miała do takich spraw serca. Chyba miałyśmy być z siostrą chłopcami. Ale wracając do tematu. Teraz są pierścioneczki, wisiorki i kolczyki. I nie tylko materiałowe, plastikowe czy blaszane. Mój osobisty małżonek kupił mi ostatnio  bransoletkę z serii przeznaczonej właśnie dla najmłodszych. I nie, nie była to wcale biżuteria, którą kupuje się dziewczynkom na chrzciny, na pamiątkę, była to srebrna bransoletka z przywieszkami, zapakowana w piękne pudełeczko z logiem jednej z najbardziej znanych firm jubilerskich.

Jest odzież i biżuteria, przyszedł czas i na kosmetyki. Nie tylko oliwki i puderki, nie tylko maści na odparzenia i gaziki. Bogactwo chusteczek nawilżanych, balsamów, płynów do kąpieli i do mycia jest takie, że choć lubię testować coraz to nowe produkty, to przez te trzy lata nie przebrnęłam nawet przez jedną piątą tego co jest na rynku. Ba, ostatnio w moje ręce wpadła woda toaletowa dla dziewczynek i specjalny szampon i odżywka dla młodych włosków jednej ze znanych marek kosmetycznych, która do tej pory nie kojarzyła mi się z dziećmi. A spacerując po jednym z dużych marketów natknęłam się przy głównej alejce na cały regał z błyszczykami, pudrami, lakierami do paznokci i cieniami w słodkich opakowaniach skierowanych do małych księżniczek.


No i w końcu coś z mojej branży. Meble, dodatki, wystrój dziecięcych wnętrz. Gdy ja urządzałam pokój Filipa jeszcze nie miałam takiego obeznania w temacie. Trafiły nam się mebelki, które kiedyś jako nastolatka, dostałam ja i wykładzina jedyna dostępna w naszym okolicznym sklepie z wykładzinami. Nad innymi sprawami się nie zastanawiałam. Jakbym teraz miała znów takie zadanie do wykonania, to chyba bym oszalała. Łóżeczka i komódki, to mało... Dywaniki, podusie, tapety ścienne, naklejki, kocyki, pufy, lampki... Jest tego tyle, że nawet ciężko to wszystko wymienić. Ci co szybko się zorientowali i przebojem weszli na ten rynek, na pewno nie mają co narzekać na brak zamówień. Królują rzeczy wykonywane ręcznie, indywidualnie, ale i w dużych sklepach z wyposażeniem wnętrz można się zgubić między makietami pokojów dziecięcych.

Nie mówię tu nawet o tak oczywistych rzeczach, jak smoczki, butelki, pieluszki czy pościele. Oooo, pościele. My już mamy tyle, że się w szafie nie mieszczą, a zewsząd znów kuszą nowe wzory i kolory. Nawet czasem zaczynam żałować, że Fifi tak szybko nauczył się wołać w nocy siusiu, bo, gdy tego nie robił, miałam pretekst i zmieniałam, zmieniałam, zmieniałam na coraz to nowsze i nowsze wmawiając Szanownemu, że potrzebujemy kolejnych kompletów. A ręczniki? Tryliard i za każdym razem mam ochotę kupić nowy. Wszystkie w ulubione Minionki czy Kubusia Puchatka. Zresztą kochani bohaterowie to bardzo dobrzy sprzedawcy, bo kto z was nie ma w domu choćby kubeczka czy miseczki z postacią z bajki?

No właśnie, bohaterowie. Przez niedopatrzenie zapuściłam się jakiś czas temu z Filipem między półki w jednym dużym sklepie z zabawkami. Zegarek, kubeczek, koszulka, parasol... Fifulowi oczy biegały dookoła głowy. Na szczęście skrzat nie jest pazerny i dał sobie wytłumaczyć, że nie są mu te przedmioty potrzebne do szczęście w tej chwili i w tym miejscu, ale wiem, że niektórzy mają w takiej sytuacji dość duży problem. Bajkowi, a potem sportowi czy kinowi bohaterowie są wszędzie i na wszystkim, a co za tym idzie nasze dzieci chcą to mieć i już. Tak jak my kupujemy wszystko w ulubionym kolorze, tak nasz szkrab zapragnie mieć w łazience specjalny pojemnik na mydło z grubą pandą lub żółtym Tic Tac'iem.

Produkty dla dzieci atakują nas z każdej strony. Najpierw my nie możemy się im oprzeć, kupujemy jeszcze przed narodzinami potomka tysiąc kocyków, dziesięć tysięcy wzorzastych pieluszek, smoczków, ubranek. Potem dzieci zaczynają nas atakować jęczeniem. Z każdej strony po oczach biją reklamy, można dostać oczopląsu i przyznam szczerze, podziwiam kogoś, kto się im wszystkim opiera. Ja nie wierzę, że ktoś taki istnieje. Łatwiej się opanować przy drugim dziecku, wiadomo już co można sobie odpuścić, ale kusi, kusi cały czas, bo przecież tamto to chłopięce, teraz przydałoby się dziewczęce, na półkach feria wzorów i kolorów, a biznes się kręci.

2 komentarze:

  1. Oj, znam ten ból. Moja mama często powtarza, że teraz by nie wiedziała, w co ręce włożyć, tyle jest nowych zabawek, gadżetów, ubranek... Czasami głowa od tego boli ;) I od płaczu dzieci, które chcą wszystko z danego działu.

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas królują rzeczyz Bajki " Psi patrol " , " Auta ".
    I jak narazie tylko to. :) a prawda nowr wzory kuszą.

    OdpowiedzUsuń