poniedziałek, 27 listopada 2017

Decyzja goni decyzję czyli dylematy budujących... Ocieplenie.

I stało się. Chyba oficjalnie można powiedzieć, że dołączyliśmy do grona szczęśliwców (albo może nieszczęśliwców) budujących dom, a klepisko i pobojowisko na naszej działce już od jakiegoś czasu z dumą aczkolwiek jeszcze nieśmiało nazywamy budową

Nie była to łatwa decyzja. Ba, powiem szczerze, możliwe, że najtrudniejsza w naszym (a przynajmniej w moim) życiu. Wszystkie dotychczasowe życiowe decyzje były konsekwencją czegoś, rozumiały się same przez się i jakoś przychodziły z łatwością. Dom też niby był dla mnie oczywistością i, gdy okazało się, że o własny domek musimy się postarać sami, zaczęło się zastanawianie, jak to zrobić, z której strony to ugryźć, od czego zacząć. Kupno, budowa, kupno, budowa - kołatało się nam po głowach przez bardzo długi czas. Perturbacje działkowe też nie ułatwiały nam zadania. Potem jęczenie rodziny i znajomych, że wybrany przez nas projekt (od samego początku jeden, niezmiennie i twardo) jest za duży, za kwadratowy, za taki, za owaki, co również wpędzało nas w wątpliwości. Ale brnęliśmy do przodu i w pewnym momencie doszliśmy do takiego punktu, że wycofanie się byłoby głupotą. Praca i koszty jakie ponieśliśmy przy załatwianiu formalności i dostosowywaniu działki były spore i nie uśmiechało nam się teraz poddawać. Wszystkie przeszkody, jakie tylko mogły się przydarzyć, nam właśnie się przydarzały, a my jakoś wychodziliśmy z nich obronną ręką więc nie było odwrotu. Ruszyliśmy z budową. I choć dalej wszystko idzie jak po grudzie, ciężko się dogadać z fachowcami, wypływają coraz to nowe trudności, to wsparcie kilku osób wiele nam daje i pozwala spać w miarę spokojnie i z optymizmem patrzeć na tą budowę.

Ale to, że dom się buduje nie oznacza, że my spoczęliśmy na laurach i już o niczym nie musimy myśleć. Dom to ciągłe dylematy, decyzje, rozważania co lepsze, co bardziej praktyczne, co nam się przyda, bez czego się obejdziemy, a co nam jest niezbędnie potrzebne. Powoli wyłazimy z ziemi, a już zaczyna się myślenie jakie okna wstawić, czym pokryć dach, czym ocieplić dom, żebyśmy potem nie marzli i, żebyśmy nie płacili miliona monet za komfort termiczny do jakiego przywykliśmy.

No właśnie, ocieplenie.
Dom kojarzy mi się z ciepłem, z przytulnością, z bosymi stopami dzieciaków, gdy za oknem sypie śnieg, z wieczorami przy kominku, twarzą przy szybie, kiedy na dworze pada deszcz. To nasze miejsce na ziemi, gdzie czujemy się dobrze, gdzie jest bezpiecznie, gdzie nam ciepło, miło, domowo. Dodatkowo to ciepło nie powinno nas kosztować majątku i nie powinno z domu uciekać. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że by dom był ciepły i jednocześnie ekonomiczny każdy szczegół, nawet najmniejszy, ma znaczenie. Wiadomo, ogrzewanie (grzejniki, podłogówka itp.), piec taki czy inny, okna, drzwi, wentylacja... Ocieplenie.


Wydawało mi się, że ocieplenie to dopiero pieśń przyszłości. Ja jako laik nie miałam o wielu sprawach pojęcia i ta nasza inwestycja dała mi nieźle popalić i wymogła doszkolenie się w wielu kwestiach. Nie wiedziałam, że ocieplenie domu zaczyna się już od fundamentów. Że fundament to pierwszy i bardzo ważny krok do przytulnego, ciepłego i ekonomicznego domu. No i nie miałam bladego pojęcia, że w tej kwestii istnieje tyle różnych możliwości a technika wykonania takich ociepleń poszła daleko do przodu odkąd widziałam jak dom ocieplał mój Tata. Najpopularniejszy chyba nadal do ociepleń jest styropian i gdy przeglądam tematyczne grupy powtarza się on najczęściej. Przyznam szczerze, że długo myślałam, że i u nas się na tym skończy, ale w ostatniej chwili, za namową naszego wykonawcy zdecydowaliśmy się na polistyren. Ale co dalej? Przeglądając różne opcje, wyczytując fora, dyskutując na grupach trafiłam na filmik z ociepleniem poddasza pianą natryskową (http://www.cels.pl/ocieplanie-piana/) i zaczęłam się zastanawiać i analizować za i przeciw. Wiadomo, tradycja jest tradycją, sprawdzona przez naszych rodziców, stosowana przez lata... A naprzeciw wychodzi nowoczesność i nowe rozwiązania. Niejednokrotnie tańsze, łatwiejsze, szybsze, ale nie do wykonania samemu "w domu" więc zawsze znajdzie się ktoś, kto skrytykuje. A piana wydaje się rozwiązaniem idealnym dla poddasza, jakie my planujemy. Po pierwsze, jest lekka. Po drugie, dzięki natryskowej metodzie i rozrastaniu się w kierunkach wolnej przestrzeni idealnie izoluje i "wypycha" dziury eliminując tzw. "mostki termiczne" co zapobiega uciekaniu ciepła. Jeśli chodzi o elewację jestem nadal sceptyczna, ale te poddasza do mnie przemawiają... Wpycha się taka pianka w wolne miejsca i zapycha nie pozwalając tym samym na wychładzanie domu. A dobra izolacja dachu to nie tylko ciepło zimą, ale też chłód latem. Zwłaszcza przy dachach pokrywanych blacho-dachówką jest to dość ważne, żeby "odciąć" się od nagrzanej blachy.

Także temat ocieplenia obecnie jest u nas na czasie. Coraz więcej rozwiązań się pojawia, a my mamy coraz większe dylematy, ale nie ważne na co w końcu się zdecydujemy, czy to będzie styropian, piana czy inne cudo, które się do tej pory pojawi, warto przyjrzeć się wszystkim rozwiązaniom, przeanalizować, co jest dobre dla naszej inwestycji, co się u nas sprawdzi, żebyśmy sobie potem nie pluli w brodę przez pochopnie podjętą decyzję.

Trzymajcie się ciepło... Żeby jak najwięcej ciepła pozostawało w waszych domach ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz