niedziela, 1 grudnia 2019

Atak paniki czyli... opowieści dziwnej treści... i zwierzeń kilka.

Ostatnio media społecznościowe zalała fala postów hejtujących Filipa Chajzera za jego symulację ataku paniki. Bardzo lubię Filipa, cenię za to co do tej pory robił, niejednokrotnie wkurzałam się na ludzi go krytykujących, bo przecież czyni dobro... Ale jako osoba, która zmaga się z atakami lęku i paniki mam mu to wystąpienie za złe. Jako osoba, która wie, jak ciężko bliskim wytłumaczyć co wtedy, gdy ten lęk przychodzi, siedzi w głowie, jestem na niego zła.


Atak paniki to nie tylko strach w danej chwili. Choć ten sam może być obezwładniający, paraliżujący i tak ogromny, że wydaje się, że się spada. Ten ból w klatce piersiowej lub mroczki przed oczami to nie wszystko. To także niejednokrotnie paniczny strach, że ten atak może nadejść w każdej chwili i w każdym miejscu. Strach przed wyjściem z domu, bo co jeśli on gdzieś tam się zdarzy. Na ulicy, w samochodzie, w markecie lub z dziećmi na wycieczce.

Nie wiem kiedy to się zaczęło. Na pewno dawno. Pamiętam strach przed przejściem dla pieszych, że się przewrócę, ktoś mnie potrąci, a ja wpadnę pod samochód. Pamiętam, jak na wakacjach nie zrobiłam zakupów w marokańskiej aptece, bo bałam się wejść po schodach. Lęk, że nogi się pode mną ugną, że spadnę, przewrócę się... Nieprzespane noce, zmarnowane dni na dreptaniu w koło domu, bo dalej się bałam odejść. Kilka imprez dziecięcych, kilka rodzinnych, kilka naszych...

Opowiedzieć o tym trudno, zrozumieć pewnie też, jeśli ktoś przez to nie przechodził. Zmagam się z chorobą tarczycy, co wiąże się z bezsennością i rozchwianiem emocjonalnym. Potęguje lęki. Próbowałam terapii, ale pani prowadząca wpędzała mnie w większe obawy. Ostatnio całości dopełnił wypadek, w którym niby nikt nie ucierpiał oprócz auta, ale wyobraźnia pracuje i ciągle mam przed oczami ciężarówkę, która wyhamowała tuż obok mojego samochodu i ciągle pamiętam kierowcę tej ciężarówki, który mnie wyciągał i jako pierwszy zapytał czy na pewno nie potrzebuję pomocy. To wszystko siedzi w głowie, wraca. Myśli w nocy nie dają spać, ale w dzień utrudniają funkcjonowanie. Pracę, zajęcia, jazda autem, przemieszczanie się. Katastroficzne wizje, lęk przed tym co może się zdarzyć, o nas, o dzieci, o firmę i dom...

Pisałam już kiedyś, że przestałam oglądać horrory, bo potem bałam się być sama w domu, bałam się nawet w nocy wstać do łazienki. To pomogło na chwilę, bo następnie przyszły wyobrażenia tego, co się może stać, gdy idę ulicą, jadę samochodem, ba, czasem nawet, jak wyjdę na podjazd do kuriera, który przywiózł mi paczkę. Panicznie boję się pająków, może to śmieszne, ale przez to unikam lasów, które kiedyś tak lubiłam. U mnie ten lęk, ta wyobraźnia jest tak ogromna, że utrudnia mi to życie. Załamują się pode mną nogi, dostaję zadyszki, pocę się, muszę usiąść tam gdzie stoję. 

Pomaga mi, jak w tych chwilach jest obok mnie Mąż, ale on tego nie rozumie, bagatelizuje, czasem ignoruje. Pyta mnie, czy pojadę z nim na zakupy do galerii, w momencie, gdy zejście po schodach i nakarmienie kota pod drzwiami jest mega wynikiem i dla mnie wewnętrznym sukcesem. Pożaliłam się bliskiej osobie, że nie mogę spać, bo dręczą mnie jakieś irracjonalne lęki (akurat miałam kilka nocy nieprzespanych i szczerze mówiąc ledwo chodziłam), to usłyszałam poradę, żeby mi się oby w głowie nie poprzestawiało, bo na wariatów, źle się patrzy... Siostra radziła liczyć czerwone przedmioty, z tym, że czerwone przedmioty kojarzą mi się z krwią, mam tak od dziecka, od pewnego koszmaru, który mi się przyśnił... Cóż, zaczęłam liczyć zielone, czasem pomaga. Gdy po jakimś czasie poszłam do terapeutki wyszukała mi takie problemy rodzinne, których może nie mam, ale jak mi je zasugerowała, to zaczynam się zastanawiać czy może jednak mam i tak myślę i myślę, że wpadam w panikę, co będzie...

No więc wypisałam się. Pewnie kilkoro (mam nadzieję, że nie więcej) z was uzna mnie za niepoczytalną albo walniętą, ale wierzcie mi, z takimi lękami zmagają się ludzie na co dzień. Aż mnie zdziwiło jak po tym występie Chajzera w TVN wielu podobnych do mnie przyznało się do tego publicznie. Są takie wydarzenia, które gdzieś w nas siedzą głęboko i powodują skazy na psychice. Nie będę tu pisać o tych najbardziej traumatycznych dla mnie, bo to nie jest na to miejsce i nie wszyscy chcieliby, żebym je tu wyciągała. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, że coś takiego, taka zadra w nas siedzi i wyłazi w postaci lęków, niepokojów, paniki. To może być nawet zwykła rozmowa sprzed lat, śmierć bliskiej osoby, wypadek....
Żart Chajzera może i był śmieszny, ale jak sobie potem przypominam ile razy ja próbowałam komuś powiedzieć, co się ze mną dzieje, a spotykałam się jedynie z lekceważeniem, to robi mi się smutno.

Tyle...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz