poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Co zrobić, by dzieci w weekend spały dłużej?

Opowiem Wam dziś, jak wyglądają nasze zwyczajne poranki. Tak od pobudki, do wyjścia do przedszkola. Nie ze szczegółami, tak pobieżnie, żebyście zrozumieli kontekst.

A więc nasze poranki zaczynają się różnie. Zazwyczaj nie mogę narzekać, bo dzieciaki nie budzą się jakoś skandalicznie wcześnie. Mało tego, można powiedzieć, że mamy szczęście, bo przeważnie są to godziny bliższe siódmej niż na przykład piątej, jak to onegdaj bywało.  Wstają grzecznie, człapią najpierw do tatusia, mi oszczędzają gwałtownych pobudek, choć i takie się zdarzają, są raczej rzadkością. Często zbieranie się do przedszkola następuje w trybie pilnym i bez śniadaniowym, bo Fifi lubi sobie pospać do ósmej nie zważając na radosne okrzyki Zośki, a że lubi jeść w przedszkolu, to nie naciskamy. Tryb pilny kończy się zazwyczaj też odprowadzaniem dzieciaków przez tatusia, bo przy pośpiesznym zbieraniu obu skrzatów, karmieniu Zośki, zbieraniu wyprawki, zapominam o sobie, a im zwyczajnie nie chce się już czekać aż matka założy coś godnego na siebie.
Ogólnie poranki w dni powszednie, może nie są sielankowe, ale są znośne, trochę zwariowane, ale do ogarnięcia. Można powiedzieć, że nawet się wysypiam, o ile oczywiście dzień wcześniej nie wciągnie mnie jakiś film, komentarz polityczny lub najzwyklejsza, głupia gra na komórce.


Natomiast w weekend... W weekend tak fajnie nie ma. Teoretycznie weekend, tak przynajmniej bywało w czasach przeddzieciowych, powinien służyć do odpoczynku, leżenia tyłkiem do góry, ewentulanie do rozrywek, zwiedzania, podróżowania, wysypiania się. W skrócie, do ogólnie pojętego relaksu lub, jeśli już nie, to do nadrabiania zaległości z tygodnia. To tak w teorii, a w praktyce, już o poranku w sobotę zostajemy wyprowadzeni z błędu i sprowadzeni na twardą ziemię. Filip, ten sam Filip, co na tygodniu biega bez śniadania do przedszkola, bo woli się wyleżeć do woli w wyrku, w sobotę postanawia zacząć wędrówki już o godzinie 5.30, a w porywach nawet o 5.05. Ba, budzi najpierw tatusia, potem mamusię, potem postanawia się wyspać, a na końcu zasypia rozwalony na naszym łóżku pozostawiając nas nieśpiących, zdezorientowanych, zaspanych, ale rozbudzonych. Gdy my próbujemy dospać, na arenę wchodzi nasz kot, który pilnie musi skorzystać z toalety. Mieszkanie, jak to mieszkanie, może i spore, ale akustyczne i przegrzebywany żwirek w plastikowej kuwecie daje niezapomniane efakty, zwłaszcza przed 6 rano. Dobra, kot spacyfikowany, wydaje nam się, że choć doleżymy w spokoju. Powstaje Zosia.  Zosia, która nie rozumie, że inni chcą spać i postanawia zrobić obejście wszystkich śpiących osób i przywitać ich czułym pacnięciem w twarz. Kończy to definitywnie sen o wypoczęciu, najpierw nasz, a potem i Filipa. Zaczyna się poranek, który w żadnym razie nie przypomina poranków z seriali familijnych. Nie będę Was zanudzała opisem tego, jak dochodzimy do siebie, jak się zbieramy, jak ogarniamy. Wystarczy, że napiszę, że zawsze wychodzę z mieszkania obładowana tobołami, a i tak zapominam przynajmniej jednej trzeciej z potrzebnych nam rzeczy, a ja sama przypominam bardziej miotłę typu drapak niż elegancką matkę dzieciom na niedzielnej wycieczce, a gdy wieczorem padam na fotelu, to moje westchnienie słychać chyba w całym mieście.

Żeby nie było, ja bardzo lubię weekendy. Owszem, są one przeznaczone na różnorodne rozrywki, ale nie oszukujmy się, te rozrywki skierowane są bardziej dla naszych dzieci, a nie dla nas. My mamy spędzać czas zapewniając ciekawe zajęcia naszym bobasom. A bobasy nam nie ułatwiają powstając o tak wczesnych porach właśnie w weekendy. Co zatem zrobić, żeby kochane pociechy zechciały pospać dłużej, a co za tym idzie i nam dały się wybyczeć?

Można spróbować kłaść je później spać, ale z własnego doświadczenia wiem, jak to się kończy. A zazwyczaj kończy się tak, że jak w końcu padną o tych późnych godzinach, to i nas ścina z nóg,a małe potwory i tak budzą nas bladym świtem, tak jakby posnęły o 19 albo i wcześniej. W efekcie nie mamy ani dłuższego snu rano, ani wolnego wieczoru dzień wcześniej. Trzeba dobrze się zastanowić czy gra jest warta świeczki.

Można również spróbować je wymęczyć dzień wcześniej, wyganiać, wypanachać, zgonić, zamęczyć. Można liczyć wtedy, że jak każdy normalny człowiek, padną nieprzytomne zaraz po powrocie do domu i pośpią do godzin przedpołudniowych. Ale można się też przeliczyć i w gratisie dostać focha, kombinacje i fanaberie zmęczonych dzieci, które już same nie wiedzą czego i jak chcą, ale na pewno nie chcą spać. Owszem, zasną w końcu, po bojach i mękach, ale czy będzie to taki spokojny sen niemowlaczka? Nie dałabym sobie za to ręki uciąć...

Można także zabrać dzieciom drzemkę dzienną. Efekt zapewne będzie podobny do wyżej opisanego, o ile dotrwają wogóle do godziny kładzenia do łóżek. Najpewniej padną nam przed wieczorem, na przykład w samochodzie, i pobudkę ogłoszą o 4 nad ranem fresh and funky i gotowe do działania, a chyba nie o to nam chodziło.

Można też napaść dzieciaki przed snem pod korek, bo jak wiadomo, człowiek najedzony, to człowiek senny. Ale prędzej doczekamy się nocnych bóli brzucha, płaczów i jęków niż spania choćby o pięć minut dłużej. A i stan zdrowia na dzień następny może być niezadawalający.

Można stawać na głowie, kombinować, ustawiać, specjalnie karmić i usypiać. Można odprawiać gusła, wieszać łapacze snów i inne amulety, można stosować wonne olejki i specjalne lampy. Ale najlepiej pogodzić się z faktem, raz w tygodniu położyć się wcześniej, odespać i w niedzielę zerwać się z dziećmi, wsadzić w oczy zapałki i czekać. Kiedyś nadejdzie dzień, gdy nie będziemy mogli dzieci dobudzić do szkoły, gdy nasze słodkie potwory będą okupywały swoje pokoje i łóżka do godzin południowych, albo nawet do popołudniowych. Ale gwarantuje Wam, wcale nas to nie będzie cieszyło, będziemy znów chcieli mieć nasze małe skowroneczki, które niewinnie chodziły spać wieczorem i wstawały o poranku. Niech to będzie pocieszeniem w każdy niedzielny, bardzo wczesny poranek, gdy nie będziemy mieli siły zwlec się z łóżka.

2 komentarze:

  1. Coś jak u nas, ale na koniec wakacji coś im się pomerdało i zaczęły jak człowieki kole siódmej się zbierać, nawet w weekendy, a nie szóstej jak wcześniej. Więc może dla nas to lepsze już idzie, tfu, tfu...

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja mam taki sposób ze nigdy nie mowie ze jutro jest weekend😊w sobotę się udaje spi jakby miał wstawać do przedszkola 😊😊😊

    OdpowiedzUsuń