piątek, 14 września 2018

Znikający ludzie... czyli jak pożegnać opiekunkę...

Jesteśmy dorośli, wiele w życiu przeszliśmy, wiele wiemy, wielu ludzi poznaliśmy, wiele osób zniknęło z naszego życia, wiele osób się przewinęło, z wieloma nasze kontakty się rozluźniły, z wieloma urwały nagle i bezpowrotnie. Jakoś sobie z tym radzimy, od czasu do czasu nadejdzie nas refleksja, ale raczej nie rozpaczamy, nie drzemy szat, zdajemy sobie sprawę z tego, że taka jest kolej rzeczy... 
Co innego z dziećmi, które jak się przywiązują, to często na całego, jak ufają, to bezgranicznie, jak kochają, to bez limitów... Dla dziecka każde rozstanie jest wielkie, każda tęsknota ogromna, każdy zawód boli najbardziej. 
Jak sobie z tym radzić, jak tłumaczyć, co zrobić, żeby "znikający ludzie" nie pozostawili zadry w sercu naszego dziecka, a przy okazji i naszym, bo każde cierpienie dziecka boli też nas. Jak mądrze przejść przez odejście niani, zmianę w przedszkolu czy rodzinne rozstanie???


W naszym przedszkolu przedszkolanki zmieniają się jak rękawiczki. Gdy dzieci były mniejsze staraliśmy się delikatnie przekazywać je od cioci do cioci. Poza tym w młodszych grupach cioć zawsze jest kilka więc te zmiany nie były takie uciążliwe i bardzo zauważalne. Ale do dziś pamiętam pierwszą ciocię, która wprowadziła Filipa do przedszkola, która przekonała go, żeby zaczął mówić, a potem zniknęła z jego życia... Pamiętam drugą ciocię, która przekonała go, że zabawa z dziećmi nie jest taka straszna, poświęciła mu wiele czasu, wprowadziła w życie grupy i też zniknęła...W tym roku odeszła ciocia, która pomogła mu wyzbyć się chorobliwej nieśmiałości, namówiła do występów publicznych i w tej kwestii "stworzyła potwora", a potem odeszła nawet nie dokańczając przygotowań do rodzinnego pikniku... Filip biegł na ten piknik, bo dzieciom obiecano, że ciocia doprowadzi go do końca i tam się z nimi pożegna... Niestety, tak się nie stało... Był płacz, zawód i nasza bezsilność, bo co pozostaje innego, jak tłumaczyć i pocieszać...

Gdy już myślałam, że przynajmniej z Zosią mam spokój, że znalazła kochaną ciocię, która poprowadzi ją przez całe przedszkole, która zajmie się jej zainteresowaniami i, którą Zosia uwielbia, okazało się, że ciocia ta też odchodzi... Wszystko wyszło tak nagle i tak niezapowiedzianie, że Zosia też nie miała jak się pożegnać. Gdy wyjeżdżaliśmy na wakacje, ciocia była na urlopie, miała wrócić, gdy wróciliśmy, Zosia biegła rozradowana i stęskniona do przedszkola, ale cioci już nie zastała. Kilka dni chodziła z prezentem, z przekonaniem, że jeszcze spotka tam ulubioną opiekunkę. Nie przyjmowała do wiadomości, że jej wychowawczynią jest teraz inna pani, a ja w duchu przeklinałam świat, że już takie małe dzieci muszą się mierzyć z takimi rozczarowaniami...

Jestem w stanie zrozumieć różne racje przedszkolanek, które z różnych powodów odchodzą z pracy, staram się zrozumieć dyrekcję, która pozwala sobie na taką rotację. Nie jestem w stanie zrozumieć załatwiania takich spraw przez udawanie, że nic się nie stało. Gdy odchodziły pierwsza, a potem druga ciocia Filipa, pozwolono im się jakoś pożegnać. Było spotkanie, wytłumaczenie, przytulenie. Było smutno, wiadomo, ale jasno i z sensem. Późniejsze "zniknięcia" były już mniej "humanitarne", a co za ty idzie, na nas spadał cały dziecięcy żal, ból i poczucie niesprawiedliwości... Bo z dnia na dzień, z życia małego człowieka znika ktoś, z kim przez dłuższy czas tworzył relacje, z kim spędzał dużo czasu, kogo pokochał... Podobnie bywa z opiekunkami, nianiami, członkami rodziny, którzy z niewiadomych przyczyn zrywają stosunki (tak też bywa) czy trenerami na zajęciach dodatkowych.

A jak sobie radzić z takimi odejściami???
Po pierwsze nie należy bronić dziecka przed takimi relacjami, przed zaangażowaniem się w "związek" z opiekunką... Dzieci spędzają z przedszkolankami czy opiekunkami większość czasu, dobrze jest, gdy jej ufają, lubią ją, dobrze się czują w jej towarzystwie, gdy taka pani potrafi pocieszyć i zna nasze dziecko niemal tak samo dobrze jak my... 
Gdy już dojdzie do sytuacji, że musimy się rozstać, najlepiej nie chować głowy w piasek a wziąć na siebie uczucia dziecka. Pocieszyć, przytulić, nie bagatelizować emocji, starszemu wytłumaczyć, że pewien etap dobiega końca. Gdy "odejście" nie przebiega nagle, można je jakoś uczcić, ale bez melodramatów i zbędnych łez (zwłaszcza u rodziców)... Gdy roztajemy się w dobrych stosunkach, można również zorganizować jeszcze jakieś krótkie spotkanie... Może gdzieś niby przypadkiem, na spacerze, w parku... Żeby dziecko miało poczucie, że "ciocia" nie zginęła gdzieś w niebycie, a jest i zawsze można ją spotkać lub zadzwonić...
Jednak nie zawsze udaje się tak to przeprowadzić... Przedszkolanki nie zawsze mają możliwość pożegnania, a opiekunki nie zawsze zachowują się w porządku wobec nas i dzieci, którymi się opiekowały. Niekiedy okoliczności są takie, że nie można inaczej... Wtedy nie pozostaje nam nic innego jak stanąć na wysokości zadania, pocieszyć, zapewnić o tym, że my jesteśmy zawsze, że rozumiemy jego uczucia i przeczekać. Dzieci mają niesamowitą zdolność adaptacji, szybko w ich pamięci zatrze się smutek i tęsknota związana z rozstaniem, a zostaną same dobre wspomnienia niesamowitej relacji jaka się wytworzyła między młodym człowiekiem a jego opiekunką lub wychowawczynią. Moment pożegnania nie będzie traumą, jeśli odpowiednio go przeprowadzimy.

PS.
Kiedyś miałam irracjonalne lęki, że moje dziecko będzie bardziej wolało swoją opiekunkę lub przedszkolankę niż mnie. Czułam niepokój, jak w weekend zaczynało opowiadać co będzie robiło z ciocią w przedszkolu. Ale bardzo szybko zaczęłam doceniać czułość, zaangażowanie, przywiązanie z jakim panie zajmują się moimi dziećmi. Cieszę się, że one pamiętają o swoich "ciociach" jak wracamy z wakacji czy wyjazdów. Widzę też, jak bardzo te panie zżywają się z naszymi pociechami i jak te rozstania są dla nich ciężkie. Może czasem bardziej niż dla naszych dzieci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz