czwartek, 30 kwietnia 2015

Cztery miesiące Zosi...

Z której strony by na to nie patrzeć mały Zofix jest już z nami 4 miesiące. I mało to i zarazem dużo.

Mało, bo do wszystkiego jeszcze tak daleko, przez to wszystko jeszcze trzeba przejść. Znów zaczyna się czekanie na te pierwsze razy, na unormowanie się pewnych sytuacji, na pół roczku, roczek, potem dwa... Wszystko to przerabialiśmy z Filipem, a teraz toczy się na nowo. Z jednej strony właśnie po to decydowaliśmy się na drugie dziecko, żeby jeszcze raz to wszystko przeżywać, ale z tym wszystkim wiążą się też cięższe chwile. Obecnie Zosia nudzi się już leżąc. Siedzieć nie potrafi. Chce być noszona, bo przecież chce zwiedzać i oglądać świat, a my zwyczajnie czasami nie mamy już na to siły. Jak leży na kocyku, to większość czasu trzeba ją zabawiać, żeby jej się nie przykrzyło... Pamiętam ten okres z Fifim. Chyba wtedy miałam pierwszy kryzys. Wysiadałam i fizycznie i psychicznie... Teraz nie jest aż tak źle, tzn. kryzysem jeszcze bym tego nie nazwała, ale gorsze chwile się zdarzają. Z dziećmi zawsze się na coś czeka. Ja teraz czekam na siadanie ;)

A dużo?

Dużo, bo ten czas jednak za szybko leci. Niby chcemy ciągle nowego, a z drugiej strony chciałoby się zatrzymać te chwile na trochę, żeby tak prędko nie uciekały. Dziś przeglądałam zdjęcia i wygrzebałam te ze szpitala... Jak to dawno temu było... Nie dociera do mnie, że kiedyś Zosi nie było.

A Zosia?

Zosia pędzi, pędzi, pędzi w rozwoju. Chichra się, bawi zabawkami, jest bardziej mamina niż tatowa, jest naszym słoneczkiem, księżniczką, oczkiem w głowie... Niestety przespane noce się już nie zdarzają, ale źle też nie jest, uwielbia dolegiwać sobie ze mną w łóżku, choć też zdarzają się dni, gdy zaraz po pobudce zaczyna gaworzyć i już by wstała, denerwuje się w samochodzie, za to w wózku jeździ pięknie dopóki nie zgłodnieje. Spacerujemy po 8-10 km za jednym podejściem aż mi się bąble porobiły na stopach. No i uwielbia starszego brata... śmieje się do niego zawsze, nawet przez łzy. Albo przez ślinę, której leją się hektolitry... I gryzie, gryzie i memla dziąsełkami... Czyżby zęby??? Pewnie gdzieś tam głęboko już się coś szykuje.
Do tego Zosiaczek rośnie jak na drożdżach. Ostatnia wizyta w przychodni dała nam wagę 6350 i 70 cm wzrostu. Fi w jej wieku wagowo był zbliżony, ale za to był sporo niższy. A mi się cały czas wydaje, że on zawsze był taką chudzinką... ale nie, w zasadzie wystrzelił w górę i wysmuklał gdzieś koło 1,5 roczku. Zosia smuklutka jest od prawie samego początku, ale parę fałdek na nóżkach ma... Słodkich fałdek na udkach... Do tego dzieciaki używają tego samego rozmiaru pieluszek...

Do tej pory nie mogę uwierzyć, że mam dwójkę dzieci. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że mam córeczkę. I do tej pory nie mogę uwierzyć, że to już 4 miesiące... A do tego za parę dni będę miała w domu dwulatka... Czas zdecydowanie gdzieś umyka niezauważony i od czasu do czasu warto powrócić i obejrzeć wcześniejsze fotografie...


To zdjęcie, to była niespodzianka ostatnich dni... M. zrzucał mi zdjęcia ze swojej komórki i znalazłam właśnie to konkretne zdjęcie... Nigdy wcześniej go nie widziałam... Zostało zrobione, jak mnie doprowadzali do ładu na sali operacyjnej... M. w szoku po wszystkim nawet zapomniał, że je zrobił...

4 komentarze:

  1. Takie zdjęcie to niesamowita niespodzianka. A maleńka rośnie cudownie, gratulacje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie zdjęcia właśnie są najlepsze bo są świetną niespodzianką...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nooo, zdjęcie niemal historyczne -rzec można ,bo nie każdy takie posiada :)

    OdpowiedzUsuń
  4. prawdziwy, niewystylizowany kadr ... u nas też zachował się taki jeden - uznany jako pierwsze zdjęcie naszego Młodego :)

    OdpowiedzUsuń