czwartek, 8 grudnia 2016

Mózg rodzica...

Siedzę w fotelu, na stole obok leży telefon, z którego pani Anna Dereszowska czyta "Światło między oceanami", w rękach trzymam druty, próbuję pracować... Próbuję, bo łzy zasłaniają mi wszystko, a spazmy płaczu nie pozwalają mi sklecić choćby jednego oczka. Książka wzruszająca, co do tego nie ma żadnych wątpliwości, o miłości, rodzinie, złych decyzjach, niezbadanych kolejach losu... Ale gwarantuję Wam, że, gdybym w tym momencie oglądała reklamę proszku do prania, w której choć przez chwilkę byłoby małe dziecko, ryczałabym pewnie nie gorzej. Ostatnio płaczę na wszystkim co jest związane z rodziną, rodzicielstwem, dziećmi... Tak już mam.

Pisząc, że ostatnio, mam na myśli ten jakże długi dla mnie, a przecież naprawdę krótki okres kiedy jestem mamą. Złośliwi mówią, że wraz z dzieckiem kobieta rodzi również część swojego mózgu. Mogę się bulwersować, mogę się na takie stwierdzenie złościć, ale gdzieś tam w głębi muszę przyznać rację temu, że logika matki, to też logika natury, która wie co robi, że tak programuje kobiety... i jak się okazuje, nie tylko...


A dzieje się tak...

Nagle zaczynają mnie wzruszać zwykłe rzeczy. Patrzę na małe dzieci, nie tylko swoje, i łzy same napływają mi do oczu. Reklamy w telewizji, teledyski, wiadomości o ciążach gwiazd czy wieloraczkach urodzonych gdzieś tam powodują, że robię się jak galareta. Kino świąteczne czy familijne rozkleja mnie na dobre. Robię się sentymentalna, mam wrażenie, że hormony mi wariują, a myśli błądzą tylko wokół dzieci i ich szczęścia. Przytulam wtedy, wybaczam wszystko, nie mogę się napatrzeć, nie chcę wypuszczać z objęć. A Małżonek patrzy na to wszystko z boku i nie komentuje. Może to i lepiej, bo pewnie usłyszałabym, żem wariatka. A może gdzieś tam z tyłu głowy wie, co czuję...?

Ale przychodzą i takie chwile, że ta wrażliwość powoduje niemal fizyczny ból. Gdy przychodzą wiadomości o cierpieniu lub śmierci dzieci. Gdy czytam o rodzicach, którzy powinni być oparciem, a skrzywdzili. Słyszę o bliskich, którzy tak bardzo zawiedli małe istotki całkowicie od nich zależne i czuję, jakbym rozpadała się od wewnątrz. Pół biedy, gdy wiem, że to fikcja, choć i wtedy zalewam się łzami, ale w momencie, gdy mam do czynienia z faktami, z wydarzeniami, które dzieją się naprawdę, które mają miejsce gdzieś obok nas... Wtedy płacz, bezsilność i ból przeradzają się w niesamowitą złość i zacięcie, które każe mi codziennie sobie obiecywać, że nigdy, przenigdy nie pozwolę, żeby moje dzieci poczuły, że jestem dla nich zbyt daleka.

I choć czasem jest o uciążliwe, czasem mam ochotę schować się ze swoimi wilgotnymi oczami gdzieś w kącik, mam ochotę wyłączyć to męczące uczucie, to powiem Wam coś, co zawsze sprawia, że nie czuję się aż tak bardzo wyalienowana... Tatusiowie mają podobnie... Też wilgotnieją im oczy, gdy widzą, jak ich dzieci śpiewają piosenkę dla Mikołaja, też wzruszają się na filmach familijnych, serce im mięknie, gdy widzą reklamę Allegro, a gdy w telewizji słyszą o kolejnym pobiciu dziecka przez konkubenta matki, krew się w nich gotuje. Oni też patrzą na swoje małe skarby i obiecują sobie, że dla nich dadzą się pokroić... Bo ten sławetny wyżarty mózg matki, to nie jest do końca mózg matki... To mózg rodzica, który kocha...Kocha tak mocno, że nie raz przez to wariuje...

PS. 
Niedługo Święta więc nasze wariactwo zbiera żniwo, a nasze dzieci muszą się liczyć z większą ilością przytulań i gapień się nocnych... ;) Jak one to zniosą, to ja nie wiem ;) A jak do tego wszystkiego dojdą wspomnienia...

2 komentarze:

  1. Wydaje mi sie ze to zachowanie jest normalne bo i moja zona tak ma. Chyba, ze i ona jest wariatka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie matki to wariatki ;) Wariują na punkcie swojej rodziny ;)

      Usuń