poniedziałek, 27 lutego 2017

Pamiętajmy o ogrodach...

Za oknem szaro, buro i ponuro. Dzieci chorują co chwilę, co chwilę któreś siedzi w domu, co chwilkę i ja siedzę w domu z nimi, co chwilę i nas dopada choróbsko. Coraz mniej pomysłów na aktywności, coraz mniej atrakcji, coraz więcej nudy i zniecierpliwienia. Kończy nam się zapas słońca w organizmach, kończy się cierpliwość, zaczyna się irytacja trwającą niby-zimą. Na dworze wieje wiatr, pada deszcz, zimno, wilgotno, dzieciarnia, nawet jak zdrowa, nie chce wystawiać nosów na dwór. Zresztą ja im się nie dziwię i nawet jestem z tego powodu szczęśliwa, bo nie przepadam za ubieraniem się w tony ubrań, nie przepadam za marznięciem, za takimi aktywnościami. Owszem, lubię zimę, lubię piękną, śnieżną, słoneczną zimę... Może być nawet mroźna... Wtedy z przyjemnością odzieję się w kombinezony i śniegowce... Ale takiej zimy ostatnio jak na lekarstwo i chyba wszyscy powoli zaczynamy wyglądać wiosny.

Bo wiosna to przede wszystkim podwórko u dziadków... Ha, można chyba już śmiało powiedzieć, że i u nas, ale nie zapeszajmy... No więc, podwórko... A na podwórku trawniczek,rowerki, huśtawki, namiastka piaskownicy i domek. Ulubiony domek moich dzieci zrobiony od początku do końca przez ich dziadka. Przyznam szczerze, że na początku wątpiłam w ten projekt, nie wierzyłam, że coś z tego wyjdzie, ale pomyliłam się w całej rozciągłości i powstała willa, która jest niewątpliwie znakomitą ozdobą ogrodu, super miejscem dla dzieciaków i przechowalnią ich podwórkowych akcesoriów.


Ja większość swojego dzieciństwa spędziłam w domku z ogródkiem. Mało tego, wychowywałam się w małym miasteczku, gdzie nie strach było wyjść do sąsiadów, na okoliczny plac zabaw czy na pobliskie pola. Nigdy nie ograniczało mnie mieszkanie w bloku, nie musiałam czekać na rodziców, żeby wyjść na świeże powietrze. Jak nie u nas, to u kuzynostwa za płotem, zawsze dobrze się bawiliśmy. Mieliśmy swoją własną infrastrukturę, swoje miejsca, swoje skrytki, nigdy się nie nudziliśmy. Gdy pojawiły się na świecie nasze dzieci zaczęłam za czymś takim tęsknić. Brakowało mi podwórka, na które mogłabym wyjść z wózkiem i książką bez zbierania całego majdanu. Brakowało mi trawnika, na którym mogłabym rozłożyć kocyk a w cieplejsze dni basen dla dzieciaków... i dla siebie również ;). Ciążyło mi siedzenie w mieszkaniu, tłoczenie się z obcymi na placach zabaw, których u nas jak na lekarstwo, ciążyło mi uzależnianie naszych aktywności podwórkowych od humorów innych. 

Wszystkie te aspekty miały wielki wpływ na wybór: większe mieszkanie czy dom z ogrodem. Stanęło na tym drugim z dużym naciskiem na ogród i na miejsce zabaw dla dzieci i dla nas również, bo przyznam szczerze, że grille ze grille ze znajomymi też mi się śnią po nocach. Mam nadzieję, że kiedyś powstanie tam placyk zabaw, piaskownica, hamak, może basenik. Dopełnieniem wszystkiego może będzie domek wykonany przez dziadka, który w późniejszym okresie można postawić na podwyższeniu i zrobić taką namiastkę domku na drzewie, który zawsze mi się marzył, a nigdy się go nie doczekałam. Swoją drogą, mi niesamowicie podobają się takie drewniane, użyteczne dekoracje na podwórzu. Czy to altanki, czy domki, czy wiaty na drewno, czy ławeczki pod drzewem. Jeśli ktoś nie ma na tyle zdolnego teścia czy męża, może zajrzeć na drewnolandia.pl, a tam znajdzie bogactwo tego, na co ja choruję odkąd tylko zaczęły nam chodzić po głowie myśli o działce, a potem o domu z ogrodem.

Swoją drogą, marzenia marzeniami. Drzewa, kwiaty, grządki, własne nowalijki, trawniczki... Ale ile pracy jest przy takim ogrodzie... Wiele osób mi to mówi, ale pewnie nie uwierzę póki się nie przekonam. A może jest troszkę tak, jak i w mieszkaniu czy domu... Tu trochę, tam trochę, tu po drodze, tu nie po drodze i nawet się nie obejrzymy, że odruchowo coś robimy. Macie w tym względzie doświadczenia? Polecacie coś, doradzacie? A może uważacie, że podwórko i ogród to tylko utrapienie i lepiej od razu wszystko wyłożyć płytką i mieć z głowy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz