poniedziałek, 20 lutego 2017

Pasję mieć...

Dziś wam troszkę opowiem o moich słabościach, moim hobby, mojej pasji, tym co lubię, przy czym się relaksuję, co mi sprawia frajdę, ale i pochłania mój czas, miejsce w domu i niejednokrotnie fundusze. Otóż jestem miłośniczką wszelkiego rodzaju dłubactwa, ozdabiactwa, tworzenia, modzenia, dziergania, tkania, lepienia, malowania... Ogółem wszystkiego, co można zrobić samemu, co sprawia radość i cieszy oko.

Zdecydowana większość z moich znajomych wie, że jestem absolwentką liceum plastycznego. I owszem, szkoła ta była najlepszą i najpiękniejszą przygodą mojego życia, ale to nie ona zapoczątkowała moje zamiłowanie do tego typu działalności. Choć moje losy zawodowe skierowały się w zupełnie innych kierunkach, choć moja obecna główna działalność zarobkowa niewiele ma wspólnego ze sztukami plastycznymi, to zawsze była i zawsze jest to ważna część mojego życia. Choć sama jestem troszeczkę na bakier z farbami i ołówkami, choć pozostawiam je ostatnio moim dzieciom, choć moje myśli zawsze uciekają w kierunku rękodzieła, w kierunku włóczek, sznurków i guzików, to od tego nigdy już się nie uwolnię i raz na jakiś czas muszę się wyżyć i w ten sposób. Już zawszę będą mi się oczy świeciły do wszelkiego rodzaju sklepów dla plastyków, z zestawami craftowymi, akcesoriami (http://www.loveart.pl/). Szczególnie teraz, gdy moje dzieci wykazują wielkie zainteresowanie tego typu aktywnościami, a mi gdzieś tam głęboko w tyle głowy kiełkuje wizja tego, co ja zaniedbałam i czego teraz żałuję. Ech, jak uwielbiam patrzeć, jak sobie coś same z siebie tworzą, jak się tym cieszą, jaką mają z tego frajdę. Ozdabiają mi potem całe mieszkanie swoimi pracami, przylepiają do ścian i szafek, wymieniają co jakiś czas te dekoracje, a zdjęte dzieła każą sobie chować na potem.


Podobną iskrę w oczach mam w  pasmanteriach, guzikowniach, czy w sklepach z materiałami. Kocham, gromadzę, zawalam sobie mieszkanie i już planuję swoją własną, przestronną pracownie w naszym właśnie projektowanym domu.

Wiem, że wiele osób z mojego otoczenia patrzy na to moje zamiłowanie z lekceważeniem, traktuje to jako marnowanie czasu, ale ja uważam, że wszelkiego rodzaju twórcze zajęcia są najlepszą rozrywką. Najlepszym odpoczynkiem, najlepszym relaksem. Zofia Beksińska, małżonka słynnego Zdzisława (to taka ciekawostka), podobno lubiła odpoczywać dziergając na drutach... Mawiała, że siedzenie bezczynne ją męczy i musi coś robić... Już wiem, czemu jej osoba tak mnie zaintrygowała... Bo ja mam identycznie, nie umiem siedzieć, nie potrafię oglądać telewizji nie dłubiąc czegoś rękami, nie szydełkując, nie drutując, nie wyszywając czy zwyczajnie nie rysując. I, odkąd babcia pierwszy raz pokazała mi oczka ścisłe na szydełku, odkąd druga babcia kupiła mi zestaw do haftu krzyżykowego, a mama pokazała, jak zrobić szalik, odtąd ciągle coś robię i ciągle uczę się czegoś nowego.


Posiadanie pasji, czegoś, co nas pochłania, na czym się znamy, co nas interesuje i co nas relaksuje, ba, czegoś, co może być naszym konikiem i na czym możemy zbić kapitał, to jest coś bardzo ważnego w życiu. Mój tata zawsze mówił, że człowiek musi posiadać jakieś hobby, coś, co robi żeby się zrelaksować po całym dniu w pracy i ja to właśnie mam i z tego jestem niesamowicie dumna. Choć chyba on też nigdy nie traktował tego mojego dłubania poważnie. Mam również nadzieję, że moje dzieci coś takiego odnajdą dla siebie. Ale żeby tak się stało, trzeba im to ułatwiać, wspierać je w swoich zainteresowaniach, nie wyśmiewać, podziwiać. I wcale się nie upieram, że mają być artystami, bo mi to nie wyszło... Świat zainteresowań stoi przed nimi otworem... Do wyboru, do koloru...

A ja? Ostatnio postanowiłam się tymi moimi dziełami dzielić z innymi, pokazywać je światu, zwyczajnie i po ludzku się chwalić. Trafiłam do kilku grup tematycznych. Radzę się i sama doradzam, szukam inspiracji i sama podpowiadam pomysły. Dłubię dla siebie, dla rodziny i dla innych... A ostatnio nawet charytatywnie. I choć przy dzieciach nie zawsze mam taki komfort, jaki bym chciała mieć, to nie wyobrażam sobie wieczora bez choć chwili z szydełkiem lub drutami. Nawet na wakacje ciągnę ze sobą robótki, a mój mąż patrzy na mnie z podziwem i mówi, że też chciałby coś robić z taką pasją... 
Czasem mało mnie tutaj, na blogu, leczę stresy w inny sposób, ale na usprawiedliwienie mam kilka moich ostatnich mini dłubadełek... 


A Wy? Macie coś takiego, co was wciąga bez reszty, na czym się znacie i z czego jesteście dumni? Co pozwala po całym męczącym dniu zapomnieć o zmartwieniach i się wyciszyć... A może wręcz odwrotnie, biegacie, boksujecie, pływacie, uprawiacie szermierkę czy gracie w kapeli metalowej?

1 komentarz:

  1. Mam podobne pasje :) I tak , jak mówisz, oglądając tv, pijąc kawę z rodzinką , ręce cały czas coś robią. Inaczej drętwieją, puchną i wyglądają dziwnie. :)

    OdpowiedzUsuń